Po przywróceniu niepodległości przez Radę Najwyższą Litwy 11 marca 1990 r. strona litewska od samego początku twierdziła, że stacjonowanie sowieckich, a później rosyjskich wojsk na jej terytorium nie ma żadnej podstawy prawnej.
Różnice między rokiem 1918 a 1990
Do upadku puczu w Moskwie, w sierpniu 1991 r., Litwa praktycznie nie miała żadnych narzędzi fizycznych do zmuszenia sowieckich wojsk do opuszczenia kraju. Dopiero po upadku ZSRS i nawiązaniu w miarę dobrych relacji z ówczesnym prezydentem Federacji Rosyjskiej, Borysem Jelcynem, ten plan udało się zrealizować. 6 września między Litwą a Rosją podpisano umowę, w ramach której rosyjskie wojska musiały opuścić nasz kraj w trzech etapach.
Mimo ciągłych afrontów ze strony Moskwy pod koniec sierpnia następnego roku na Litwie nie było ani jednego rosyjskiego żołnierza. Historyk z Uniwersytetu Witolda Wielkiego, prof. Egidijus Aleksandravičius, uważa, że w pierwszej kolejności to zdarzenie miało wymiar symboliczny, ponieważ symbole odgrywają kluczową sprawę w kształtowaniu się światopoglądu społecznego.
— To wynika z tego, jaką wiedzę posiadam jako historyk oraz z tego, jakim myśleniem kierowały się najbardziej jasne głowy naszej emigracji. Badacze historyczni bardzo dobrze znają myśl szefa litewskiej dyplomacji, Stasysa Lozoraitisa, który w czasie emigracji rezydował w Rzymie. On uważał, że litewska niepodległość jest bezpośrednio powiązana z tym, czy taka armia stacjonuje, czy nie stacjonuje na jej terytorium. On w sposób klarowny rozróżniał sytuację z lat 1918-20 i początku lat 90. Po 16 lutym 1918 r. Litwie było bardzo ciężko udowodnić światu własną odrębność państwową i niepodległość, ponieważ sama historia niosła ze sobą mnóstwo sprzeczności. Świat potrzebował dużo czasu do przekonania się, że Litwa egzystuje i jest czymś rzeczywistym. Wówczas też nie brakowało teorii podobnych do tych, które teraz rzucają propagandyści Putina, na zasadzie, czy Ukraina jest prawdziwym, czy sztucznym państwem. Myśl Lozoraitisa wtedy była następująca: to, że Litwa jest niepodległym państwem, jest raczej czymś niepodważalnym. Jedynym faktem mówiącym o okupacji jest stacjonowanie rosyjskiego wojska. Jeśli uda się doprowadzić do wyprowadzenia wojsk rosyjskich, to nikt na świecie nie będzie miał wątpliwości, że Litwa jest krajem samodzielnym. Dlatego mówiąc językiem symboli, można stwierdzić, że wyprowadzenie wojsk było zatwierdzeniem litewskich dążeń niepodległościowych — twierdzi Aleksandravičius w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”.
Czytaj więcej: Zapomniana rocznica
Rosyjska mentalność i stalinowska brutalność
Historyk zaznaczył, że podejście do symboli historycznych jest czymś indywidualnym, zależy od poglądów, wykształcenia czy środowiska. Z pewnością 31 sierpnia było ważnym wydarzeniem w najnowszej historii naszego kraju. Jednak ktoś może powiedzieć, że mimo braku baz wojskowych Litwa przez dziesięciolecia była zależna od rosyjskich zasobów energetycznych.
— Z drugiej strony, któryś z antropologów kultury lub psychologów społecznych — a ich zdanie jest dla mnie bardzo ważne — może powiedzieć, że dotychczas nie wyzwoliliśmy się z „mentalności rosyjskiej”. Widzimy na co dzień zachowanie władzy i biurokracji, gdzie czuć tego „ducha rosyjskiego”. Jednak jak już mówiłem, takie kwestie zależą od światopoglądu każdego indywiduum — podkreśla historyk.
Wydarzenie sprzed 30 lat nabiera nowego znaczenia, kiedy widzimy, jak półtora roku temu Rosja bestialsko zaatakowała sąsiednią Ukrainę.
— Tamto wydarzenie jest ważnym wydarzeniem dla Litwy. Tak samo, jak w przyszłości będzie ważne dla Ukraińców, kiedy ich terytorium opuści ostatni żołnierz rosyjski. Być może przed 30 laty znaczenie tego wydarzenia nie było tak ważne, jak teraz. Wierzyliśmy, w tym również ja, że wojna jest niemożliwa. Sądziliśmy, że jesteśmy w stanie ze względnie niedużą liczbą ofiar wywalczyć własną suwerenność. Mówię bez owijania, przed 30 laty nie wierzyłem, że ruscy mogą zrobić to, co teraz robią w Ukrainie. Nie wierzyłem, że może powrócić brutalna geopolityka typu stalinowskiego. Właśnie wydarzenia w Ukrainie pokazują, że wyprowadzenia cudzego wojska z własnego terytorium jest czymś bardzo ważnym — podkreśla rozmówca.
Czytaj więcej: Rosja zaatakowała. Wojna na Ukrainie. Wybuchy w całym kraju
Unia Europejska to nie Związek Sowiecki
Czymś istotnym, uważa historyk, jest rozumienie odpowiednich procesów historycznych i geopolitycznych. Inaczej można trafić w zasadzkę zastawioną przez kremlowskich propagandystów, którzy zarzucają Litwie i innym krajom postsocjalistycznym, że zwyczajnie zmieniły gospodarza. Na zasadzie, tamten siedział w Moskwie, a obecny w Waszyngtonie.
— Obecne przebywanie wojsk sojuszniczych na naszym terytorium jest narzędziem do obrony własnej i europejskiej suwerenności. Pamiętam dyskusje z lat 90., kiedy zaczęliśmy mówić o perspektywie przystąpienia do NATO lub UE. Było mnóstwo wypowiedzi opartych na nacjonalistycznej ideologii, typu: no more union (żadnych więcej unii — przyp. red.). Jednak czymś oczywistym jest fakt, że Unia Europejska nie ma nic wspólnego ze Związkiem Sowieckim — komentuje Egidijus Aleksandravičius.