W okresie komunizmu Albania była najbardziej izolowanym krajem w Europie. Rządzona aż 41 lat przez dyktatora Envera Hodżę była na najlepszej drodze, by stać się Koreą Północną Starego Kontynentu. Dyktator nawet na moment nie zszedł z drogi wskazanej przez Stalina. W Albanii nie było mowy o odwilży, jaka nastała po jego śmierci w innych krajach bloku wschodniego.
Gdy w końcu system komunistyczny w roku 1991 upadł, państwo było pokryte 800 tys. bunkrów i zapóźnione gospodarczo. Wraz z wolnością przyszły kolejne problemy, które w 1997 r. doprowadziły do wojny domowej. Ale od kilku lat Albania zaczęła bardzo dynamicznie się rozwijać, także w obszarze turystyki.
Kolebka niepodległości
Wlora, położona nad Zatoką Wlorską, oddzielającą morze Adriatyckie od Jońskiego, zachwyca krajobrazami zapierającymi dech w piersiach. Na nadmorskim deptaku wysadzanym wysokimi palmami turysta nieświadomy tego, gdzie jest, mógłby bez problemu uwierzyć, że to amerykańskie Miami.
– Kiedy 13 lat temu przyjechałam tu za głosem serca, tak naprawdę przy życiu trzymał mnie jedynie widok pięknego morza i okalających go gór, bo poza tym nie było tu nic – mówi Roksana Nowak, mieszkająca we Wlorze autorka popularnych przewodników i strony „Albania po polsku” (albaniapopolsku.pl), na co dzień pracowniczka miejscowego uniwersytetu.
– Deptak oddano do użytku sześć lat temu, wokół wyrosły i ciągle wyrastają kolejne hotele i apartamentowce. Albańczyków w kraju żyje niespełna 3 mln, ale na emigracji aż 10 mln. Zarabiają tam, inwestują tu, niektórzy zaczęli wracać. Państwo dało też wyraźnie ciche przyzwolenie na inwestowanie środków, powiedzmy oględnie, nie wgłębiając się szczegółowo w ich pochodzenie. Ale faktem jest, że infrastruktura rośnie w oczach, a przemysł turystyczny wraz z nią. Jeśli turystom rzucają się w oczy nie zawsze należycie uprzątnięte skwery i ulice, to też w dużej mierze dlatego, że moce przerobowe służb nie nadążają za ilością przybywających gości. A jeszcze niedawno sezon trwał tu raptem miesiąc, od końca lipca do końca sierpnia – opowiada nasza przewodniczka.
Stutysięczna Wlora jest dla Albańczyków ważna nie tylko turystycznie, lecz także historycznie. To tu 28 listopada 1912 r. proklamowano niepodległość kraju, który wcześniej przez prawie pięć wieków był częścią Imperium Osmańskiego. Wlora stała się pierwszą stolicą suwerennego państwa. Niedaleko portu znajduje się Muzeum Niepodległości. Mieści się w budynku, w którym od grudnia 1912 do stycznia 1914 r. swoją siedzibę miał pierwszy albański rząd pod przewodnictwem premiera Ismaila Qemalego, uznawanego za jednego z największych albańskich bohaterów. W muzeum, po którym oprowadza przewodnik, można zobaczyć choćby gabinet premiera czy liczne zdjęcia i pamiątki z czasów odzyskiwania niepodległości.
Z atrakcji i zbytków, których w mieście nie brakuje, warto jeszcze wymienić jeden z najstarszych w Albanii, zbudowany w 1557 r., meczet Murada, przy którym wznosi się niewysoki minaret. Na północ od niego rozciąga się niewielki skwer, na którym stoi 17-metrowy pomnik Niepodległości, przedstawiający tych, którzy ją proklamowali. Kilkadziesiąt metrów dalej jest grobowiec premiera Qemalego, który pochodził z okolic Wlory.
Perła UNESCO
– Albania postrzegana jest jako kraj muzułmański, co jest błędem – mówi Roksana Nowak. – Oczywiście mieszkają tu muzułmanie, ale jest też wielu chrześcijan, głównie obrządku wschodniego, a także wielu ateistów. To w dużej mierze efekt rządów komunistów. W Albanii nie było tak, jak w Polsce, gdzie głoszono ateizm, ale kościoły stały i odbywały się w nich nabożeństwa. Tu świątynie bezwzględnie burzono, tylko nieliczne zostawiano, przeznaczając na potrzeby kultury. Boże Narodzenie potajemnie obchodzono w sylwestra i Nowy Rok, wtedy Albańczycy obdarowywali się prezentami. Religia zaczęła się odradzać dopiero po upadku komunizmu. Co ważne, wyznawcy różnych religii żyją ze sobą w zgodzie. Nawet w kalendarzu mamy uwzględnione święta wszystkich wyznań, w związku z czym nie możemy narzekać na brak wolnych dni.
Doskonałym przykładem miasta, gdzie sąsiadują z sobą muzułmańskie meczety, prawosławne cerkwie czy katolickie kościoły, jest Berat nad rzeką Osumi. Niezwykle popularne wśród turystów miasto, 15 lat temu zostało wpisane na Listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO. Berat urzeka niezwykłą zabudową. Po wzgórzu zamkowym pnie się w górę muzułmańska dzielnica Mangalem. To dziesiątki białych domów krytych dachówką z rzędami charakterystycznych okien. Za ich przyczyną Berat nazywany jest miastem tysiąca okien. Na szczycie znajdował się kiedyś potężny zamek, twierdza otoczona kamiennym murem z 24 wieżyczkami i basztami, z których najstarsze datowane są na IV wiek p.Chr. Dziś większość zabudowań jest w ruinie, ale i tak warto wspiąć się na górę, choćby dla fantastycznego widoku okolic czy skosztowania specjałów albańskiej kuchni w jednej z licznych restauracji.
Spacerując po Beracie, koniecznie wejść trzeba też na zbudowany przez Turków kamienny most Gorica. Po jego drugiej stronie znajduje się dzielnica o tej samej nazwie, zamieszkiwana głównie przez chrześcijan obrządku wschodniego. Z mostu można podziwiać piękne widoki szczytów okolicznych gór.
Nadajnik w miotle
Dawną i obecną stolicę Albanii łączy autostrada ciągnąca się wzdłuż wybrzeża Adriatyku. Wiedzie przez Durres, drugi oprócz Wlory najpopularniejszy nadmorski kurort turystyczny. Autostrada to kolejny dowód dynamicznego rozwoju kraju, w którym jeszcze dwie dekady temu dominowały drogi bite. Durres mijamy jako pozbawione większych atrakcji. Na Tiranę zamierzamy spojrzeć z góry, wjeżdżając kolejką gondolową na szczyt Dajti, ale nasza przewodniczka przekonuje, że nie jest to punkt obowiązkowy.
– Widok nie jest nadzwyczajny, zobaczycie spowite smogiem miasto. Jeśli nie ma się wiele czasu, lepiej wykorzystać go w centrum miasta – mówi Roksana Nowak.
A centrum Tirany skupia się wokół placu Skanderbega. Stoi na nim konny pomnik wodza, w Polsce znanego jako Jerzy Kastriota, w XV w. wyzwoliciela Albanii spod tureckiego panowania, pod które wróciła po jego śmierci.
– Skanderbeg został przez Turków odebrany ojcu jako zakładnik i był kształcony w ich szkole wojennej. W pewnym momencie zrozumiał jednak, co jest jego ojczyzną, zebrał wokół siebie ok. 300 rycerzy i przeciwstawił się najeźdźcom, wyzwalając swój kraj. Jest w Albanii wielkim bohaterem – tłumaczy Nowak.
Przy placu Skanderbega znajdują się opera i budynek Muzeum Narodowego z ogromną patriotyczną mozaiką nad rzędem kolumn, przedstawiającą Albańczyków w chwili triumfu. Warto wejść do wnętrza, by poznać losy narodu na przestrzeni wieków. Muzeum pozytywnie zaskakuje zbiorami i sposobem ich prezentacji.
Warto też wejść do wnętrza XVIII-wiecznego meczetu Ethema Beja, zdaniem wielu najpiękniejszej budowli w Tiranie. Rewolucję ateistyczną przetrwał tylko dlatego, że uznano go za pomnik kultury. W czasach komunizmu wchodzić do niego mogli jednak tylko cudzoziemcy. Obok meczetu stoi smukła wieża zegarowa z 1822 r., która jeszcze w 1970 r. była najwyższą budowlą w Tiranie.
Niedaleko meczetu znajduje się jeden z dwóch olbrzymich bunkrów, które kazał zbudować w Tiranie Enver Hodża (ten drugi, największy w kraju, pięciokondygnacyjny, znajduje się przy stacji kolejki na wzgórze Dajti). Wzdłuż wąskiego tunelu znajdują się 24 pomieszczenia, które powstały z myślą o ewentualnym ataku nuklearnym. Można w nich zwiedzać wystawę poświęconą działaniom policji i służb specjalnych w czasach reżimu Hodży. Poznać metody, jakich używali do inwigilowania i prześladowania ludzi. Zapada w pamięć choćby miotła dozorcy z wmontowanym nadajnikiem. Liczbę ofiar komunistycznej dyktatury w Albanii szacuje się na prawie 100 tys.
Polskie ślady
Miejscem, które koniecznie trzeba odwiedzić w Tiranie, jest piramida. To niewątpliwie symbol miasta. Została zbudowana za trudną do wyobrażenia sumę 700 mln dolarów, według projektu córki Hodży, a była pomyślana jako jego mauzoleum. Obecnie trwa jej renowacja. Nie ulega wątpliwości, że po jej zakończeniu będzie to nie tylko charakterystyczny, lecz także atrakcyjny punkt stolicy, ze szczytu którego rozpościerają się w każdą ze stron pocztówkowe widoki. Stojąc na nim, łatwo utwierdzić się w przekonaniu, że w Tiranie jak grzyby po deszczu wyrastają bardzo oryginalne i, co ważne, ładne architektonicznie budynki.
Nieopodal piramidy znajduje się dzielnica Blloku, którą dla zwykłych mieszkańców otwarto dopiero w 1991 r. Wcześniej wstęp do niej mieli wyłącznie władający krajem komunistyczni dygnitarze. Dziś jest tu wiele modnych pubów i restauracji, które w weekendowe wieczory pękają w szwach. Pośród nich stoi wciąż, dziś opuszczona, willa Envera Hodży. Trzeba przyznać, że – jak na fantazje komunistycznych dyktatorów – stosunkowo skromna.
Jeśli minąć willę z prawej strony i iść dalej prosto, to na końcu ulicy, przy wejściu do parku, czeka dobry znajomy. Trzy lata temu, w 210. rocznicę urodzin, stanął tu pomnik Fryderyka Chopina. Na skwerze jego imienia. Strofy z Norwida na cokole przypominają: „Rodem – warszawianin, sercem – Polak, a talentem – świata obywatel”. Kompozytor spogląda daleko przed siebie. Gdyby trochę zwrócił głowę w prawo, doskonale widziałby stadion Air Albania, na którym reprezentacja Polski niedawno uległa gospodarzom 0:2 w kwalifikacjach do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Od pomnika Chopina do stadionu jest rzut beretem.
Czytaj więcej: XVIII Festiwal Dzieci i Młodzieży Muzycznie Uzdolnionej pod znakiem Chopina
Projekt stadionu jest kolejną bardzo oryginalną formą architektoniczną. Wielopłaszczyznową, co pozwala na spełnianie przezeń różnych funkcji. W jednym rogu znajduje się 24-piętrowa, wysoka na 112 metrów wieża, w której mieści się luksusowy hotel. To dziś najwyższy budynek Albanii. Bezpośrednio przed stadionem znajduje się pomnik jeszcze jednego sławnego Polaka – papieża Jana Pawła II.
Czytaj więcej: 18. rocznica śmierci papieża: „Jan Paweł II jest dla nas ważny”
Wizytę w Tiranie warto zakończyć na Nowym Bazarze, w dzielnicy, która swoją nazwę zawdzięcza znajdującemu się w niej targowisku. Można tu kupić świeże warzywa i owoce, ale też różnego rodzaju sery, miody i inne regionalne przetwory. Są stoiska ze starociami, a wokół nich butiki z pamiątkami oraz wiele restauracji serwujących dania albańskiej kuchni.
| Fot. Jarosław Tomczyk
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (110) 23-29/09/2023