Więcej

    Zaduszkowe protesty. Jak Litwini walczyli o niepodległość w ramach ZSRS

    Pierwsza niepodległościowa demonstracja w powojennej Litwie odbyła się w Kownie w Zaduszki 1955 r. W latach 1956–1957 demonstracje miały już masowy charakter i dochodziło do starć z milicją i wojskiem.

    Czytaj również...

    2 listopada, z okazji święta religijnego, na cmentarzu w Kownie zebrała się duża grupa młodzieży (powyżej 100 osób), która skupiła się wokół pomnika żołnierzy byłego burżuazyjnego litewskiego wojska. Śpiewała piosenki o antysowieckiej treści. Później ruszyła do siedziby 3. oddziału milicji z żądaniem oswobodzenia dziewczyny, którą zatrzymały organy praworządności. Z tłumu w okna rzucano kamienie” – tak zaczyna się utajnione postanowienie sekretariatu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Litwy z 12 listopada 1955 r. 

    W dalszych częściach dokumentu czytamy, że za organizację demonstracji są odpowiedzialne „elementy burżuazyjno-nacjonalistyczne”, które na wszelkie sposoby próbują wpływać na młodzież. W ramach przeciwdziałania tego typu zachowaniom zaproponowano m.in. zwiększenie pracy polityczno-wychowawczej z mieszkańcami miasta oraz przeprowadzenie w Kownie masowych imprez o charakterze rolniczym lub kulturowym. W piśmie podkreślono, że kowieńskie KGB nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.

    Fotografie do kartoteki zrobione przez KGB uczestnikom demonstracji w Kownie w 1956 r.
    | Fot. archiwum specjalne Litwy/Virtualios-parodos.archyvai.lt

    Wiece w Wilnie i Kownie

    W następnym roku, pod wpływem antysowieckiej rewolucji na Węgrzech, demonstracje odbyły się w Kownie i Wilnie. W obu przypadkach akcje rozpoczęły się na cmentarzach. W Kownie protesty rozpoczęły się na starym karmelickim cmentarzu w centrum Kowna, gdzie stał ustanowiony w okresie międzywojennym pomnik poświęcony poległym za niepodległość. W Wilnie demonstracja rozpoczęła się na Rossie przy grobie Jonasa Basanavičiusa. 

    Historyk dr Valdemaras Klumbys z Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu uważa, że akcje w Dzień Zaduszny miały swoje uzasadnienie. – Zaduszki są dobrą okazją do tego, żeby w większej grupie spotkać się na cmentarzu, nie wywołując większego zainteresowania ze stron władz. Zaduszki są świętem niemającym żadnego podtekstu politycznego. Gdyby zebrali się ludzie z okazji święta narodowego, to od razu zostałaby ściągnięta milicja. Nie dało się po prostu zatrzymać ludzi, którzy chcą odwiedzić groby swych bliskich. Nawet jeśli przy okazji składają kwiaty poległym litewskim żołnierzom – tłumaczy w wypowiedzi dla „Kuriera Wileńskiego”.

    O ile w przypadku Zaduszek sytuacja jest mniej więcej jasna, to powód, że odbyło się to w 1955 r., nie jest oczywisty. 

    – Rozmawiałem z uczestnikiem tamtych wydarzeń, Albertasem Žilinskasem. Powiedział, że podobne spotkania przy pomniku poległym żołnierzom odbywały się nawet w czasach stalinowskich. Oczywiście nie na taką skalę. Bez żadnych flag narodowych. Dlaczego doszło do zamieszek w roku 1956, to jakby jasne, to była reakcja na wydarzenia na Węgrzech. W 1955 r. czegoś takiego nie było. Niemniej minęły dwa lata od śmierci Stalina. Niemal od razu został usunięty też Beria, więc podejrzewam, że ludzie po prostu odczuli, że reżim zmienia politykę pod względem represji. Społeczeństwo stało się bardziej odważne. W tym samym czasie w Wilnie nie odnotowano żadnego oporu społecznego, ale w tym roku studenci wystosowali petycję do władz, aby aleję Stalina zamieniono na aleję Giedymina, a w Wilnie powstał pomnik dla założyciela litewskiej stolicy. Widzimy, że sam reżim zaczyna się zmieniać i samo społeczeństwo zaczyna dojrzewać do większej swobody w wypowiadaniu się. Dotyczyło to zwłaszcza młodzieży – podkreśla historyk.

    Odciski palców Grigorijusa Piskunowa pobrane przez KGB w wewnętrznym więzieniu Rady Ministrów Litewskiej SRS
    | Fot. archiwum specjalne Litwy/Virtualios-parodos.archyvai.lt

    Protesty i zatrzymania

    W Zaduszki 1956 r. sytuacja w Kownie się powtarza. Niektóre źródła mówią, że uczestników było nawet 10 tys. 

    Valdemaras Klumbys twierdzi, że trudno zweryfikować dokładną liczbę demonstrantów, bo chociaż wiadomo, że KGB robiło zdjęcia uczestnikom, to żadne się nie zachowało. Przynajmniej na Litwie. Raportom KGB, twierdzi historyk, również nie zawsze można ufać, ponieważ służby mogły zaniżać lub zawyżać liczbę demonstrantów w zależności, czego od nich oczekiwały władze partyjne. Jedno jest pewne, było ich więcej niż w roku poprzednim. Liczba kilku tysięcy wygląda na wiarygodną.

    Tłum z cmentarza ruszył w kierunku siedziby partii, jednak w pewnym momencie demonstranci napotkali kolumnę wojska i się rozeszli. Niemniej po tej akcji aresztowano 85 osób, z których osiem skazano na kary więzienia od czterech do sześciu lat. Demonstracja w Wilnie liczyła ok. 200 osób. W trakcie marszy wykrzykiwano hasła: „Niech żyje wolność!” i „Niech żyją Węgry!”. 

    Klumbys podkreśla, że demonstranci raczej solidaryzowali się z walczącymi Węgrami niż z Polską, gdzie w tym czasie również doszło do olbrzymich zmian w systemie. Jego zdaniem wpływ na to mógł mieć międzywojenny konflikt o Wilno. 

    W większości demonstrantami byli studenci. Ich również czekały represje, ale o wiele mniejsze niż ich kolegów w Kownie. Generalnie represje polegały na usunięciu kilkunastu osób z uniwersytetu.

    Ulotki antysowieckiej organizacji młodzieżowej „Laisvė Lietuvai” z 1958 r.
    | Fot. archiwum specjalne Litwy/Virtualios-parodos.archyvai.lt

    Reakcja władzy

    Sytuacja powtórzyła się w Kownie w 1957 r., kiedy doszło do starć z milicją i zatrzymano 105 uczestników. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    – Trudno powiedzieć, dlaczego władza dopuszczała kilka lat z rzędu do takich demonstracji. To, co zrobiono później, aby zaniechać tego typu akcjom, to po 1958 r. w Kownie zamknięto cmentarz w centrum miasta. Władze w Wilnie działały bardziej efektywniej. W 1957 r. po prostu spędzono przed cmentarz masę milicjantów, którzy zabraniali zbierać się więcej niż dwóm osobom. Zresztą nie wiemy, tak naprawdę, czy faktycznie były próby powtórzenia sytuacji z roku poprzedniego. W przypadku Kowna nie wiadomo, co dokładnie poszło nie tak. Dlaczego nie stworzono kordonów milicyjnych wokół cmentarza? Być może obawiano się, że ludzie zbiorą się gdzieś indziej, gdzieś, gdzie władza jest absolutnie nieprzygotowana. A więc rok 1955 był dla władz zaskoczeniem. W roku 1956 we władzy panował pewien zamęt. Z jednej strony wydarzenia w Polsce i na Węgrzech. Z drugiej – zmiana kursu politycznego zapoczątkowanego przez Chruszczowa. Władze nie bardzo wiedziały, jak radzić sobie w takich sytuacjach. Dlaczego do zamieszek doszło w 1957, trudno powiedzieć. Być może w Kownie było zwyczajnie więcej młodych ludzi, nad którymi trudniej było zapanować. Nie chciano też chyba stosować przed czasem działań represyjnych, a później zwyczajnie sytuacja wymknęła się spod kontroli – ocenia historyk.

    Faktycznie, do 1972 r., kiedy Romas Kalanta dokonał samospalenia przed Teatrem Miejskim w Kownie, żadnych demonstracji antyrządowych w Kownie i na Litwie nie było. 

    – W 1956 r. rozpoczął się proces derusyfikacji aparatu partyjnego. Wyjeżdża duża liczba działaczy rosyjskojęzycznych i pojawia się duża szansa dla Litwinów, aby zająć odpowiednie stanowiska w republice. Możliwości jest więcej i to pozytywnie wpływa na nastroje społeczne. Teraz to zjawisko jest nazywane narodowym komunizmem, w ramach którego pojawiają się próby połączenia interesów narodowych z sowiecką ideologią – komentuje naukowiec.

    Brak politycznych celów

    Interesujące jest to, że chociaż Moskwa monitorowała sytuację, to jednak nie było żadnych posunięć z jej strony. 

    – Antanas Sniečkus, którego Chruszczow uważał za stalinistę i nie lubił go, starał się pokazać centrali, że panuje nad sytuacją. Właśnie taki przekaz starał się przedstawić Moskwie. Tam wiedziano, że na Litwie są pewne napięcia, ale ich bardziej niepokoiły masowe prostalinowskie manifestacje w Gruzji – wyjaśnia rozmówca.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Demonstracje zaduszkowe w latach 1955–1957 miały charakter spontaniczny i żywiołowy. 

    – Można powiedzieć w ten sposób. To dotyczy i Wilna, i Kowna. Były osoby bardziej i mniej aktywne. W swojej większości to byli studenci. Chociaż już w tym okresie zaczynają powracać ludzie z zesłania. Wokół nich zaczyna skupiać się młodzież, dla której takie osoby mają coś z bohaterów. To z pewnością również wpłynęło na radykalizację nastrojów. Niemniej żadnej struktury organizacyjnej, która stała za demonstracjami, nie było – twierdzi Klumbys.

    Żywiołowy charakter protestów wyrażał się też w tym, że praktycznie nie stawiano żadnych żądań politycznych. 

    – Ludzie po prostu chcieli zamanifestować swoją złość i apatię. Po wojnie, do śmierci Stalina, ludzie żyli w ogromnym strachu. I to była reakcja na lata strachu. Ludzie też chcieli wyrazić swoje zdanie. To była też sprawa pokoleniowa. Większość uczestników urodziła się w drugiej połowie lat 30., czyli szkołę początkową kończyli w czasie wojny. Do pewnego stopnia byli wychowankami przedwojennego systemu. Ludzie też pamiętali walki partyzanckie po wojnie. Dochodzą jeszcze kwestie socjalne. Nadal za chlebem były duże kolejki. Te wszystkie czynniki w pewnym momencie spowodowały wybuch społeczny – uważa Valdemaras Klumbys.

    Czytaj więcej:


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 44 (127) 04-10/11/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Teatr jak rodzina

    Na scenie Wileńskiego Teatru Starego 19 listopada zespół Polskiego Teatru w Wilnie wystawił sztukę Aleksandra Fredry. – Tradycyjnie na jubileusze zawsze jest klasyka polska. W stulecie polskiej sceny na dawnej Pohulance graliśmy „Lilie” Ludwika Hieronima Morstina, na pięćdziesięciolecie Teatru...

    „Arogancja i brak dobrej komunikacji”. Kurcząca się popularność konserwatystów

    Wybory prezydenckie mają odbyć się 12 maja przyszłego roku. W przypadku, gdyby odbyły się w najbliższą niedzielę, jak wynika z badań opinii publicznej przeprowadzonych przez Spinter na zlecenie delfi.lt, to 19,3 proc. badanych oddałoby swój głos na rezydującego prezydenta....

    Valotka i demokracja

    Przewodniczący Państwowej Komisji Językowej Audrius Valotka ewidentnie kpi z instytucji państwowych i ze swoich przełożonych. Ewidentnie nie są to działania przypadkowe. Wiosną kierowana przez Valotkę instytucja wystosowała list skierowany do różnych resortów i komitetów sejmowych, informując, że po upływie...

    Meczet niezgody. Polityka a religia

    Od lat litewscy muzułmanie starają się o zezwolenie na budowę meczetu w Wilnie. Liczba wyznawców islamu, ze względu na migrację, z każdym rokiem rośnie.  Obecnie wileńscy muzułmanie modlą się w siedzibie Rady Muzułmańskich Wspólnot Religijnych przy ulicy Smoleńskiej. Przewodniczący Rady...