Przed paroma tygodniami w Moskwie zostały skazane na 6 lat więzienia poetka i reżyserka teatralna Żenia Berkowicz oraz dramatopisarka Swietłana Pietrijczuk. Skazane zostały za spektakl „Finist – dzielny sokół”, który pojawił się na scenie w 2020 r. i wówczas otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych, został zwycięzcą nagrody Made in Russia oraz laureatem Narodowej Nagrody Teatralnej Złotej Maski w dwóch kategoriach.
Po czterech latach od tak znaczącego sukcesu władze moskiewskie dopatrzyły się w spektaklu „wspierania terroryzmu”, co zaowocowało groteskowym procesem i absurdalnym wyrokiem. Noblista Dmitrij Muratow oświadczył, że jest to początek otwartego terroru. I rzeczywiście na to wygląda, dzisiaj w Rosji nie przeżyje nikt, kto z punktu widzenia władz stanowi choć minimalne zagrożenie dla elit rządzących.
Terror jako zjawisko nie jest niczym nowym, już podczas rewolucji francuskiej (1789–1799) był okres „rządów terroru”, w trakcie którego doszło do masakr i egzekucji tysięcy ludzi. Na początku masowe represje zrodziły się z potrzeby zażegnania kryzysu wywołanego wojnami, ale szybko przerodziły się w mordowanie przeciwników politycznych, a później wszystkich podejrzanych o „działalność kontrrewolucyjną”.
W Rosji był okres stalinowskiego wielkiego terroru, który dotknął od 20 do 40 mln osób (z tego rozstrzelano ponad 1 mln), do dzisiaj nie są znane rzeczywiste dane tego szaleństwa. W mechanizmie terroru daje się zauważyć jedną prawidłowość – ta maszyna po uruchomieniu dalej napędza się sama i trudno jest zauważyć ten moment, kiedy mocodawcy terroru przestają nad nim panować.
I we Francji, i w Rosji było podobnie, po pewnym czasie ofiarami czy to gilotyny, czy kuli z nagana w potylicę stawali się autorzy i ideolodzy takiego sposobu sprawowania władzy. Dzisiaj koło zamachowe terroru w Rosji dopiero się rozkręca, ale już widać, że obecne elity nie zdołają go zatrzymać, dlatego prędzej czy później obecni z-patrioci trafią do więzień, a po przywróceniu kary śmierci – do piachu.
Języczkiem spustowym ostatecznego zerwania trybów maszyny terroru może być rozejm na wojnie z Ukrainą, kiedy tysiące ludzi nawykłych do strzelania i mających wiele trudnych pytań do władz pozostaną bez zajęcia. Władze wówczas odpowiedzą represjami i nigdy nie wiadomo, ku czemu to będzie zmierzać, tym bardziej że tradycje są. Nam przydałby się rów z krokodylami na granicy, według możliwości jak najgłębszy.
Czytaj więcej: Rocznica sowieckiej okupacji i wywózek
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (84) 27/07-02/08/2024