Więcej

    Setne urodziny rodowitej wilnianki. „W życiu wszystko jest ważne”

    Z naszą rozmówczynią spotykamy się przed wyjątkowym jubileuszem — 6 września Pani Janina Gieczewska z domu Tumaszówna obchodzić będzie setne urodziny. Wilnianie znają Ją jako osobę oddaną polskim sprawom.

    Czytaj również...

    Zawodowo przez 30 lat redagowała ona podręczniki dla uczniów polskich szkół w Państwowym Wydawnictwie Literatury Pedagogicznej, przemianowanym później na wydawnictwo „Šviesa”. Przez szereg lat była zaangażowana społecznie, działając m.in. w Zarządzie Miejskim Związku Polaków na Litwie, Fundacji Kultury Polskiej im. Józefa Montwiłła, Wileńskim Towarzystwie Dobroczynności, a od 2003 do 2019 roku po swoim zmarłym mężu Romualdzie Gieczewskim objęła funkcje przewodniczącej Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców.

    Janeczka Tumaszówna w wieku dwóch lat
    | Fot. archiwum prywatne

    Anna Pieszko: Przed rokiem rozmawiałam z Panią z okazji 99. Pani urodzin. Dziś chcę zapytać, jak minął okres oczekiwania na piękną, okrągłą datę, której może pozazdrościć wielu seniorów.

    Janina Gieczewska: Muszę powiedzieć, że setny rok minął dosyć szybko, a 6 września nie za górami. Spotkam się z przyjaciółmi i znajomymi w Domu Kultury Polskiej, żeby wspólnie uczcić ten wyjątkowy, niepowtarzalny dzień mego stuletniego życia.

    Wprost nie chce mi się wierzyć, że przestąpienie progu nowego okresu wkrótce stanie się faktem i że dotyczy to właśnie mnie.

    Czytaj więcej: Janina Gieczewska: „Jestem nietypową seniorką”

    Sto lat życia — to mało czy dużo?

    Sto lat to bardzo dużo, to wiek, to stulecie! Moją setkę można by podzielić na 3 okresy po 33 lata każdy, żeby łatwiej było przypomnieć i „uporządkować” wszystko, co zostało jeszcze w głowie i sercu.

    Pierwszy okres to dzieciństwo i młodość, drugi — to wiek dojrzały, dom, rodzina, praca, i wreszcie trzeci okres, oficjalnie nazywany „zasłużonym odpoczynkiem”. W moim przypadku powinien mieć jednak inną nazwę, ponieważ wypełniony był pracą społeczną. Tak się złożyło, że był to okres wielkich przemian społeczno-politycznych. Rok przedjubileuszowy upłynął więc na oczekiwaniu i wspomnieniach, których naprawdę jest dużo.

    Zawsze Pani podkreślała, że wielką Pani miłością jest Wilno.

    Moje Wilno to przedwojenne Wilno. Domy były drewniane, w każdym były piece, w których paliło się zimą drewnem lub węglem. W kuchni również paliło się drewnem, bo elektryczności nie było. Do oświetlenia służyły lampy naftowe. Wieczorem rodziny zasiadały przy jednym stole. Dzieci odrabiały lekcje, ojciec czytał gazetę, a mama szyła.

    Wielkim wydarzeniem było pojawienie się radia, które urozmaiciło życie każdej rodziny. Mój tata również kupił radio kryształkowe. Transmisje były ciekawe, dostosowane do wieku i zainteresowań, dla dorosłych i młodzieży, żołnierzy i rolników.

    Dobrze pamiętam wielką powódź w Wilnie 1931 r., kiedy po ulicach ludzie pływali łódkami. Wilia zatopiła wtedy podziemia katedry, po czym odnalezione zostały groby królewskie i szczątki Barbary Radziwiłłówny. Ofiarą tej powodzi był Mieczysław Dordzik, który rzucił się ratować żydowskie dziecko, które wpadło do wody. Nie widziałam tego na własne oczy, ale pamiętam ogromne poruszenie ludzi i atmosferę tamtych chwil. Zapamiętałam również pogrzeb serca marszałka Józefa Piłsudskiego w 1936 roku, widziałam cały kondukt.

    Obecnie miasto mocno się zmieniło, urbanizacja zabrała mojemu Wilnu czar jego drewnianych, niegdyś pięknych domów na Zwierzyńcu, Antokolu i Zarzeczu, otoczonych zielenią bzów i jaśminów. Znikły przytulność i zacisze, znikły też ogródki pełne peonii, lilii i nasturcji, znikły małe uliczki, zaułki. Według planów nowych architektów jak grzyby po deszczu wyrosły domy wielopiętrowe i wieżowce. Dawne Wilno znikło i teraz prawie go nie ma. Mamy stolicę Vilnius, pełną nowych ogromnych nowoczesnych budowli, w tym domów szklanych i niezliczoną liczbę obiektów komercyjnych, ale to stare Wilno z mego dzieciństwa i młodości pozostało w mojej pamięci i sercu.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Janusia Tumaszówna w wieku 19 lat
    | Fot. Bolesława Zdanowska

    W której dzielnicy Wilna Pani wyrosła?

    Pochodzę z wileńskiej dzielnicy Rossa. Mój ojciec Jan Tumasz pracował na kolei, mama Franciszka, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, zajmowała się wyłącznie domem i moim wychowaniem. Przed wojną wilnianie często zmieniali mieszkania. Była to sprawa dość łatwa do zrealizowania — może dlatego, że ludzie nie mieli zbyt wiele mebli do przewiezienia, a może chodziło o ceny wynajmu, czy też lubili zmieniać miejsce zamieszkania. My również przeprowadzaliśmy się. Najpierw Rossa, potem ul. Jerozolimska, potem Bobrujska, na koniec, w 1929 r. przeprowadzka do własnego domku przy zaułku Listopadowym. Ziemię trzeba było wykupić u Barbary Puszkinowej, właścicielki majątku w Markuciach. Zachowane dokumenty kupna-sprzedaży dokładnie świadczą, jak ta transakcja była przeprowadzona. Pani Puszkinowa była synową Aleksandra Puszkina, żyła ona do 1935 r. Podobno jeździła dorożką po ulicy Subocz i wszyscy okoliczni mieszkańcy ją znali.

    Tak więc moje dzieciństwo minęło w cichym przytulnym domku. Dzięki wielkiej pracowitości moich rodziców dom przekształcił się w nasz „pałacyk” otoczony kwiatowym ogródkiem.

    Z rozrzewnieniem wspominam swoich rodziców, którzy byli dla mnie wzorem. Byli mądrzy, zrównoważeni, tolerancyjni i inteligentni. Czytali gazety, chodzili do teatru, słuchali radia, które w tamtym czasie było jeszcze rzadkością.

    Janka Tumaszówna z rodzicami przy kościele Misjonarzy po ceremonii srebrnych zaślubin w 1948 r.
    | Fot. archiwum prywatne

    Jako nastoletnia dziewczyna była Pani naocznym świadkiem wielu wydarzeń historycznych: przeżyła Pani początek wojny i grozę pierwszych bombardowań miasta. Doświadczyła Pani kolejnych okupacji, sowieckiej i niemieckiej. Była Pani świadkiem operacji „Ostra Brama” w lipcu 1944 roku i ponownego wkroczenia wojsk sowieckich. Zapewne również Pani rodzice rozważali dylemat: czy pozostać w nowej rzeczywistości ustrojowej i państwowej, czy też podążyć wspólnie z innymi rodakami do Polski…

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Wojna i przeżycia z nią związane, wstrząsy, straty nie ominęły nas. Zmiany władzy, nowe języki państwowe, nowe narzucone nam zwyczaje, nowe warunki bytowania — wszystko to było naszym udziałem.

    Kiedy 1 września 1939 roku rozpoczęła się wojna, miałam 15 lat. Byłam uczennicą trzeciej klasy Państwowego Gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej. Tak silne przeżycia pozostają w pamięci na całe życie. Mimo upływu lat pamiętam ten okres od 1 do 17 września, kiedy Polska znów straciła wymarzoną niepodległość. Bardzo przeżywaliśmy upadek Westerplatte. Płakali wszyscy: i dorośli, i dzieci. Straszną wiadomością była też ta, że od Wschodu napadł na Polskę Związek Radziecki.

    Po wojnie trzeba było jeszcze przeżyć obłudną akcję nazywaną „repatriacją”. Ludzie ze łzami opuszczali gniazda rodzinne z nikłą nadzieją, że może powrócą… Nie powrócili. Trzeba było urządzać życie od nowa w nowych warunkach. My jednak tu, na Litwie, przetrwaliśmy i zwyciężyło przywiązanie do ziemi ojczystej, gdyż rozstanie z nią było nie do pomyślenia. Ja i moja rodzina nigdy nie żałowałam podjętej decyzji, żeby w Wilnie pozostać „na dobre i na złe”.

    Choć czasy były nowe i warunki życia nowe, to udało mi się czas wykorzystać jak najlepiej. Skończyłam wyższe studia na Uniwersytecie Wileńskim i w 1951 r. otrzymałam dobrą, ciekawą pracę. Przez 30 lat pracowałam w dziedzinie oświaty. Wielkim szczęściem, uważam, było to, że była to praca w języku ojczystym i dla dobra rodaków. Szkół z polskim językiem nauczania na Wileńszczyźnie w okresie powojennym było dużo i zapotrzebowanie na podręczniki do nauki stabilne. Redakcja podręczników istniała ponad 50 lat, ale jeszcze nie doczekała żadnej edycji o jej dorobku i pracownikach i ich długoletniej pracy dla polskiej mniejszości na Litwie.

    Mimo to, że w Pani życiu nie brakło naprawdę trudnych chwil i wydarzeń, udało się Pani zachować niezachwianą pogodę ducha i radość życia. Co daje Pani wewnętrzny spokój i dobry humor?

    Jeżeli chodzi o mój zrównoważony charakter, to myślę, że cechy szczególne każdy z nas ma zakodowane już od urodzenia. Zawsze byłam spokojna i poważna. Myślę, że dużą rolę w kształtowaniu charakteru odgrywają rodzice, szkoła, a także otoczenie.

    „Z Romualdem przeżyliśmy prawie 50 lat, dzieląc radości i smutki, jakie zsyłał nam los” — mówi Pani Janina. Zdjęcie z 1965 roku
    | Fot. archiwum prywatne

    Co w Pani życiu jest najważniejsze? Co w ogóle w życiu jest ważne?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Najważniejsze jest wychowanie człowieka, który ma zasady. Mnie zawsze interesowała strona moralna każdego człowieka.

    Myślę, że kryterium ważności dla każdego z nas jest inne i wspólnego mianownika tu nie ma. Dla mnie w życiu wszystko było ważne: i zdrowie, i nauka, i praca, i dom, i rodzina, a także kontakty z ludźmi, współżycie z otoczeniem. Pomimo że nie miałam rodzeństwa, nigdy nie zaznałam goryczy samotności. Zawsze czułam się bezpieczna najpierw pod opieką kochających rodziców, a później męża. Z Romualdem przeżyliśmy prawie 50 lat, dzieląc radości i smutki, jakie zsyłał nam los. Tych pierwszych było jednak więcej, bo umieliśmy cieszyć się i zadowalać tym, co nas spotykało, nie żądając od życia zbyt wiele. Miłość, przyjaźń, szacunek, wzajemne zrozumienie to są skarby nieocenione, o które stale trzeba dbać, strzec ich, a przyniosą to, co nazywamy radością życia.

    …Tak żyjąc ani się obejrzałam, że już tyle lat minęło i doczekałam kolejnego jubileuszu…

    Dziękuję za rozmowę.

    Czytaj więcej: Janina Gieczewska: Umiem widzieć piękno życia


    Z okazji wyjątkowej daty — setnej rocznicy urodzin — Dostojnej Jubilatce
    Pani Janinie Gieczewskiej
    serdeczne życzenia nieustającej pogody ducha i energii na kolejne lata,
    dobrego zdrowia oraz wielu powodów do radości
    z wyrazami szczerego szacunku i uznania
    składa zespół Kuriera Wileńskiego


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 32 (97) 31/08-06/09/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Odbyło się zaprzysiężenie posłów Sejmu kadencji 2024–2028

    Zgodnie ze Statutem Sejmu, pierwsze posiedzenie otwiera najstarszy wybrany poseł. Zaszczyt ten przypadł Birute Vėsaitė, 73-letniej posłance na Sejm, która przewodniczy obradom do czasu wyboru marszałka Sejmu. „Życzę dyskusji, a nie kłótni” Jak powiedziała, społeczeństwo oczekuje od tego Sejmu istotnych zmian:...

    Dni Polskiego Teatru na Wileńszczyźnie. W Solecznikach monodram „Kamień na kamieniu”

    — Uważam, że „Kamień na kamieniu” to najlepsza powieść z drugiej połowy XX wieku z całej literatury prozatorskiej w Polsce. Wybrałem z tej powieści wątek, który byłem w stanie uprawdopodobnić, ale jest tam o wiele więcej treści. Polecam tę...

    Skvernelis — nowym przewodniczącym Sejmu RL

    Saulius Skvernelis był jedynym zgłoszonym kandydatem na stanowisko szefa parlamentu. Jego kandydaturę zgłosiła 82-osobowa grupa posłów z różnych partii.  „Zobowiązany do pracy” „Jestem zobowiązany do pracy, do mobilizacji, do szukania kompromisów, do zjednoczenia nas wszystkich do pracy na rzecz Litwy” —...

    Teatr Wierszalin odwiedzi Wilno i Soleczniki z programem „Tańczyć Konrada”

    W programie znajdą się spotkania z aktorami, koncerty chopinowskie, wystawa fotogramów „Tańca Konrada” na drewnie oraz rozmowy z reżyserem i twórcami o Mickiewiczu i romantyzmie. Głównym wydarzeniem będzie spektakl „Tańczyć Konrada”, w którym zabrzmi Wielka Improwizacja Konrada z III...