Rok 2004, Litwa w marcu weszła do NATO, w maju – do Unii Europejskiej. Jednak nie znaczyło to, że obiema nogami jest już w przyszłości, pozostawały do rozwiązania bolesne kwestie historyczne. Na pojednanie akowców i korpusu pracowało wiele osób i środowisk, w tym „Kurier Wileński”, weterani AK, polska społeczność na Litwie, premier Algirdas Brazauskas oraz prezydent Valdas Adamkus.
Droga do ogłoszenia wspólnej deklaracji była trudna. Negocjacje trwały blisko trzy lata, w tle była sprawa niemożności zarejestrowania działalności Klubu Weteranów AK. Łącznie akowcy, jak opowiadali wtedy, podjęli 11 prób – a informacja o zarejestrowaniu klubu przyszła dwa tygodnie przed podpisaniem deklaracji, 20 sierpnia.
Z kolei dzień po podpisaniu deklaracji rozpoczęły się obrady seminarium międzynarodowego pt. „Kultura pamięci i polityka kultury pamięci: Litwini, Niemcy, Polacy (na przykładzie Litwy Wschodniej i Polski zachodniej)”. Udział w nim wzięli czołowi znawcy przedmiotu z Polski, Niemiec i Litwy. „Kurier Wileński” był jednym z patronów medialnych wydarzenia. Kto na bieżąco śledził wtedy relacje polsko-litewskie, mógł odczuć, że oto zasypywane są rowy niezrozumienia.
„Zostały zrealizowane cele, o które walczyliśmy”
Formacje, które w czasie II wojny światowej walczyły ze sobą – polska Armia Krajowa i Litewski Korpus Lokalny – w końcu się pojednały. Przez długie lata bowiem jednych oskarżano o antylitewskość, drugich o kolaborację z Niemcami i antypolskość.
W deklaracji zawarto symboliczne słowa, odnoszące się do niedawnego przystąpienia do Unii Europejskiej i NATO. „Minęło 60 lat od czasu, kiedy byliśmy wrogami. Już zostały zrealizowane cele, o które walczyliśmy. Litwa i Polska są wolnymi krajami, należą do Unii Europejskiej i NATO. Przyszedł czas na wzajemne podanie sobie ręki” – czytamy w Deklaracji Pojednania między Klubem Weteranów Armii Krajowej i Litewskiego Korpusu Posiłkowego.
W dokumencie mówiło się także o potrzebie szanowania praw mniejszości polskiej na Litwie i litewskiej w Polsce, zaniechaniu przedstawiania wzajemnych urazów w mediach.
Od strony Klubu Weteranów AK deklarację podpisali Wacław Pacyno, Stanisław Poźniak (ostatni żyjący świadek Armii Krajowej, który wypowiada się także w filmie o Plechavičiusie, opisywanym w tym numerze magazynu) i Marian Kowzan. Ze strony Litewskiego Korpusu Lokalnego podpisy złożyli: Antanas Paulavičius, Vytautas Jocius i Bronius Girdvonis.
Deklarację Pojednania podpisano w najbardziej reprezentacyjnej Białej Sali Pałacu Prezydenckiego. Została ona podpisana w obecności ówczesnego prezydenta RL Valdasa Adamkusa i podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP Andrzeja Majkowskiego. Byli obecni także: premier Algirdas Brazauskas, szef MSZ RL Antanas Valionis, prezes Wspólnoty Żydowskiej Simonas Alperavičius i przedstawicielka Wspólnoty Niemieckiej na Litwie Alfreda Kažukauskienė. Na uroczystości pojawiło się liczne grono historyków.
Po podpisaniu głos zabrał prezydent Valdas Adamkus. „Historia pozostawiła bolesne wspomnienia. To jest wspólny ból Litwy i Polski oraz innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej (…). Czasami okupantom udawało się skłócić miejscową ludność, tak było w wypadku Armii Krajowej i Litewskiego Korpusu Lokalnego. Niełatwo jest wypowiedzieć słowo: przepraszam. Wyście zrobili ten krok! Zamknijmy na zawsze karty nieporozumień!” – akcentował wtedy Adamkus.
Ten moment rezonował jeszcze długo
Valdas Adamkus wielokrotnie potem wracał do tej chwili. Dwa lata później, w 2006 r., z okazji 15-lecia nawiązania relacji dyplomatycznych RL i RP, będzie mówił o pojednaniu kombatantów jako o przykładzie, za którym należy podążać, i łączył go z pojednaniem, które nastąpiło rok po deklaracji, przy miejscach pamięci mordów w Dubinkach i Glinciszkach.
„Podążając tą drogą, musimy pamiętać o oddawaniu należnego szacunku historii i wspólnej pracy nad utrwalaniem pamięci o niej. Nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy się z niej uczyć, unikać powtarzania jej błędów, a także odpowiednio doceniać i cieszyć się jej najważniejszymi momentami. Pokazali to weterani Armii Krajowej i Litewskiego Korpusu Lokalnego rok temu [11 czerwca 2005 r. – przyp. red.]. Musimy również odpowiednio uhonorować i upamiętnić poległych żołnierzy obu stron” – mówił wtedy prezydent RL.
Adamkus powrócił do tej chwili także w filmie o Plechavičiusie, którego pokaz relacjonuje Antoni Radczenko w tym wydaniu magazynu.
Czytaj więcej: Glinciszki i Dubinki: rocznica, która ostrzega
Wołkonowski: „Obawiałem się incydentu”
Jak dowiadujemy się od jednego ze świadków tamtych wydarzeń, prof. Jarosława Wołkonowskiego, historyka, nic wtedy nie było takie oczywiste, jak jest dzisiaj. Czasami wyglądało to wręcz, jakby pojednanie miało wkrótce po podpisaniu się rozsypać.
– Podczas podpisywania deklaracji obecnych było 20 przedstawicieli po stronie korpusu, stowarzyszenia weteranów, i 20 po stronie Klubu Weteranów AK. Kiedy podpisano pojednanie, nastąpiło uściśnięcie rąk, atmosfera była podniosła, obecni byli ambasadorzy państw, ministrowie, a po tym wszystkim nastąpiło rozluźnienie. Przyniesiono poczęstunek, Litwini zaczęli śpiewać swoje piosenki, Polacy swoje. Wtedy podszedł do mnie Antoni Michno, kombatant, który rozpoznał wśród Litwinów jednego, którego wziął do niewoli pod Murowaną Oszmianką. Powiedział, że pamięta to jak wczoraj, tak mocno utkwiło mu to w pamięci. Wziął ze sobą jeszcze jednego kolegę i podeszli do tego Litwina. Ja też poszedłem, obawiając się, że może dojść do incydentu, który zepsuje uroczystość. Podeszli i zapytali: „Czy to ty tam byłeś w Murowanej Oszmiance? Bardzo jesteś podobny”. On milczał. Zrozumieliśmy, że to rzeczywiście był on. Antoni Michno mówił: „Pamiętaj, darowaliśmy ci życie, zabraliśmy tylko mundury i buty, bo potrzebowaliśmy ubrania i obuwia. Nie gniewaj się na nas, nie mieliśmy wyboru”. Litwin po chwili odpowiedział po polsku: „Co tu się gniewać, co było, to było”, choć mocno poczerwieniał. To wszystko działo się na moich oczach – opowiada po latach „Kurierowi Wileńskiemu” prof. Jarosław Wołkonowski.
„Nie wszystko udało się załatwić”
Jak mówi prof. Jarosław Wołkonowski, niektórych spraw do dziś nie załatwiono mimo deklaracji, przez niezrozumienie bądź brak chęci zrozumienia.
– Dodatków emerytalnych ze strony litewskiej nie udało się załatwić. Kombatanci AK, którzy są obywatelami RL, otrzymują je od państwa polskiego. Widoczne jest niezrozumienie polityków litewskich dla powagi tej sprawy, choć z grona weteranów zostały już tylko jednostki. Te sprawy nie przekreślają pojednania, ale strona litewska za często chwali się w Europie, że jest państwem postępowym, tymczasem z realizacją jest różnie. Nie wywiązują się z deklaracji, szczególnie jeśli chodzi o prawa mniejszości – ubolewa prof. Wołkonowski.
– Ostatni punkt w deklaracji pojednania to stwierdzenie, że litewska mniejszość na Litwie i Polska na Litwie muszą mieć prawo do pielęgnowania swojej kultury etnicznej. Litewska mniejszość w Polsce ma prawo do pisowni swych imion i nazwisk z litewskimi znakami diakrytycznymi. Tymczasem na Litwie polska mniejszość walczy o to 30 lat. Litewska mniejszość w Polsce ma podwójne nazwy, po polsku i litewsku, miejscowości i ulic. Polacy na Litwie domagają się tego od 30 lat. Mniejszość litewska w Polsce ma litewski język jako pomocniczy – na Litwie politycy nie chcą o tym słyszeć. Polacy na Litwie mają ewidentnie mniejsze prawa. Klonowski może zapisać swoje nazwisko przez „w”, ale ja, Wołkonowski, nie mogę zapisać „ł” w imieniu i nazwisku. Tak samo Stanisław Poźniak, jeden z dwóch żyjących kombatantów na Litwie, prezes Klubu Weteranów AK, nie może w pełni poprawnie zapisać w urzędach swojego imienia i nazwiska. Minęło 20 lat, strona litewska hucznie obchodziła pojednanie, ale nie wywiązała się z obietnic – podsumowuje smutno historyk.
Czytaj więcej: Kpt. Stanisław Poźniak: „Mam przedwojenną duszę”
Pojednanie zakończyło piętnowanie AK
– Nie można jednak mówić, że nic się nie zmieniło. Każdego roku obchodzimy uroczystości operacji „Ostra Brama”. Jeśli spojrzymy szczególnie na lata 90., to zawsze wokół tych uroczystości pojawiały się napastliwe artykuły, wypowiedzi w radiu, telewizji, że to „mordercy się zbierają”; były pokazywane biało-czerwone opaski AK i padały negatywne komentarze. Teraz to zniknęło, po tej deklaracji już tego nie ma. Tydzień temu w filmie o Litewskim Korpusie Lokalnym widziałem scenę z 80. rocznicy obchodów operacji „Ostra Brama” na Rossie, w której wystąpił Stanisław Poźniak, jedyny żyjący świadek podpisania deklaracji. W filmie nie było złośliwych komentarzy, mówiono o Glinciszkach i Dubinkach. Wciąż większy nacisk kładzie się na Dubinki, akcentując okrucieństwa, w których zginęli cywile. Nie było komentarzy mieszkańców Glinciszek, którzy pamiętają te wydarzenia; zabrakło parytetu. Jednak pewien postęp jest widoczny, wcześniej Litwini o Glinciszkach otwarcie nie mówili – zauważa prof. Jarosław Wołkonowski.
Historyk 20 lat po wydaniu deklaracji pojednania podsumowuje jej efekty mimo wszystko optymistycznie. – Litwini zauważyli pojednanie i od tego czasu nie było już takich incydentów jak wcześniej. Kombatanci opowiadali, że obawiali się zakładać mundury, a biało-czerwona opaska z AK to w ogóle było wyzwanie i ryzyko, np. gdy jechało się transportem publicznym. Potem to zostało powoli zaakceptowane. Teraz, gdy odbywają się Biegi Żołnierzy Wyklętych, przychodzą kombatanci AK, a Litwini robią sobie z nimi zdjęcia. Bieg Żołnierzy Wyklętych współorganizuje też Wojsko Litewskie – zaznacza na koniec historyk.
Czytaj więcej: Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym 2024” w Wilnie
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 33 (100) 07-13/09/2024