9 października 1920 r. „zbuntowały się” oddziały gen. Lucjana Żeligowskiego. Następnego dnia zajęły Wilno.
„Co to oznaczało? Praktycznie Żeligowski otrzymał rozkaz od Piłsudskiego, aby wyruszyć ze swoim wojskiem na Wilno, jednak, szczególnie w wypadku niepowodzenia, rząd polski i polskie dowództwo będzie się odżegnywać od Żeligowskiego, jak gdyby był prawdziwym buntownikiem, który wypowiedział posłuszeństwo Rzeczypospolitej” – opisywał ówczesne wydarzenia historyk Aleksander Srebrakowski w swojej pracy z 1993 r.
Międzynarodowy protest
Wejście wojsk polskich sprowokował nie tylko litewski rząd, który urzędował w Kownie, lecz także postawa innych państw.
„Obecność w Wilnie dywizji litewsko-białoruskiej wywołała natychmiastowy, solidarny sprzeciw działających tam przedstawicieli ententy i Niemiec. Wkrótce z woli Żeligowskiego zmuszeni oni zostali do opuszczenia Wileńszczyzny” – pisze historyk Janusz Czechowski w monografii „Międzynarodowe uwarunkowania Litwy Środkowej”.
Historyk zauważa, że zaniepokojona polskimi działaniami była też Łotwa. „Akcja gen. Żeligowskiego wywołała duże zaniepokojenie wśród najbliższych sąsiadów Polski. Szczególnie dało się to odczuć na Łotwie. Uspokajające słowa płynące z Warszawy nie odnosiły pożądanego skutku, skoro dyplomata łotewski A. Kunisch żywił w styczniu 1921 r. przekonanie, że »Łotwa w najbliższym czasie otrzyma ze strony Polski dowód przyjaźni nie tylko w słowach, lecz w czynie«” – pisze historyk.
Z kolei historyk Krzysztof Buchowski w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” zaznaczył, że bunt Żeligowskiego, chociaż dzisiaj to wygląda z pewnością inaczej, zwłaszcza dla strony litewskiej, nie był okupacją, tylko ostatnią próbą nawiązania relacji między dwoma krajami.
– Z perspektywy polskiej Litwa Środkowa, w sensie konceptualnym, nie była okupacją. Na Litwie uważano inaczej i pewnie słusznie. Konceptualnie chodziło o to, aby Wilno dogadało się z Kownem. Uważano, że jeśli Litwinom tak bardzo zależy na Wilnie, to uda się im porozumieć wilnianami – objaśnia, na czym polegał plan marszałka Józefa Piłsudskiego, Krzysztof Buchowski.
Czytaj więcej: Kowieńska Pochodnia działała do samego końca
Spuścizna zaborów
12 października 1920 r. została proklamowana Litwa Środkowa. Ten twór miał wszelkie atrybuty państwowości: własny herb, własną flagę oraz własne organy władzy. Przejęcie odpowiednich budynków pod siedzibę określonych urzędów nie było przypadkowe.
Historyk, wilnianista, autor książek o Wilnie Waldemar Wołkanowski uważa, że warto spojrzeć na czasy zaborów. – Wilno było w składzie Imperium Rosyjskiego bardzo długo, przez ponad 100 lat, czyli przez ponad pięć pokoleń. W tym czasie władze rosyjskie budowały budynki określane mianem budynków rządowych. Na przykład obecny pałac prezydencki w czasach carskich był pałacem gubernatorskim. Później miejscowe dowództwo wojskowe zbudowało gmach sądu wojskowego, który wzniesiono na późniejszej ulicy Mickiewicza, a ówczesnej – Świętojerskiej. Rosjanie też zbudowali na początku ulicy Zamkowej gmach urzędów gubernatorskich. To były gmachy zbudowane w czasach carskich i tam zawsze urzędowali urzędnicy – przypomina w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Wołkanowski.
Kres panowaniu dynastii Romanowów w Wilnie położyła I wojna światowa i wkroczenie wojsk niemieckich w 1915 r. Po zakończeniu Wielkiej Wojny Wilno przez kilka lat przechodziło z rąk do rąk. – Za każdym razem, gdy do Wilna wchodziło wojsko, to w pierwszej kolejności zajmowało gmachy rządowe, gdzie lokowano nowe urzędy. Kiedy przynależność miasta trwa nie chwilę, tylko rok lub dwa, to te urzędy zazwyczaj się utrwalają. Gdy Wilno zajęły oddziały Żeligowskiego, to od razu zostały zajęte gmachy rządowe. Plus wojsko oczywiście przejęło koszary – tłumaczy Wołkanowski.
Gdzie urzędował generał?
Przywódcą Litwy Środkowej został Lucjan Żeligowski, a funkcję rządu pełniła powołana Tymczasowa Komisja Rządząca. Wszystkie instytucje władzy miały własną siedzibę.
– W pałacu gubernatorskim urzędował Lucjan Żeligowski i dowództwo wojskowe. Uniwersytecka 6 była ich oficjalnym adresem. Zarząd Tymczasowej Komisji Rządzącej zajął budynek wcześniej należący do carskich sądów wojskowych, który mieścił się na ulicy Adama Mickiewicza 13. Tego budynku już nie ma. Ze względu na to, że za czasów carskich gmach należał do wojska, to wówczas dowództwo wojskowe oświadczyło, że Komisja powinna się stąd usunąć. Dlatego po kilku miesiącach zarząd Komisji przeniósł się pod adres Mickiewicza 9. Dzisiaj to jest gmach leżący na alei Giedymina 7 – opowiada wilnianista.
Z czasem, kiedy zaczęła się rozrastać biurokracja, Tymczasowa Komisja Rządząca przejmowała kolejne budynki po administracji carskiej. – Rozrastają się biura Tymczasowej Komisji Rządzącej. Każdy chce mieć swoich urzędników, dlatego zajmują gmach rządowy przy ulicy Zawalnej, który wcześniej należał do urzędów gubernatorskich. Później tam znajdował się urząd wojewódzki – dodał historyk.
Sejm w teatrze
8 stycznia 1922 r. odbyły się wybory do Sejmu Litwy Środkowej. Większość zdobyli politycy o poglądach endeckich i chadeckich, którzy byli za bezwarunkowym wejściem Wileńszczyzny w skład Polski. Sejm obradował od 1 lutego do 1 marca. Urzędował w Teatrze na Pohulance.
Dziś może się wydawać, że instytucja miała charakter tymczasowy, dlatego nie warto było przejmować oddzielnego budynku tylko na potrzeby parlamentu. – Początkowo posłowie nie musieli być wcale przekonani, że jest to krótkotrwała inicjatywa. Ścierały się różne koncepcje. Koncepcja federacji starła się z ideą endeków, którzy sterowali do przyłączenia Wileńszczyzny bez żadnych dodatkowych warunków. Chyba nie dlatego spotykali się w teatrze, ponieważ to było coś absolutnie tymczasowego. Spotykali się, bo tam było po prostu wygodnie. Kiedy trwają obrady sejmowe, to potrzebna jest dobra akustyka. Oczywiście takich sal w Wilnie było kilka, ale jak to bywa w wojennych czasach, większość tych sal była pozajmowana przez wojsko na izby szpitalne lub magazyny – mówi Waldemar Wołkanowski.
Nasz drugi rozmówca potwierdza, że nastroje społeczne na Wileńszczyźnie były różne. – Oczywiście zwolennicy inkorporacji Wileńszczyzny do Polski przeważali w Sejmie. Jednak wśród posłów oraz w społeczeństwie wileńskim panowały też inne poglądy. Środowisko demokratów wileńskich wcale nie było przekonane, że inkorporacja jest najlepszym rozwiązaniem. Witold Abramowicz, który później był mocno związany z Piłsudskim i sanacją, w tym okresie uważał, że w ramach swojej specyfiki Wileńszczyzna powinna mieć, jeśli nie suwerenność, to przynajmniej autonomię. Temu wyraz dawano i z prawa, i z lewa. Młody wówczas adept dziennikarstwa Stanisław Cat-Mackiewicz był autorem pomysłu statutu Litwy Środkowej, który zakładał odrębność tego terytorium. Uważał, że Wileńszczyzna nie jest tym samym, co Kowieńszczyzna, ale jednocześnie nie tym samym, co Polska. Ci ludzie uważali Wileńszczyznę za coś osobnego i apelowali do zaakceptowania jej odrębności. Ten trend nie przeważał, bo większość Polaków z Wilna i Wileńszczyzny była za inkorporacją – tłumaczy historyk Krzysztof Buchowski.
20 lutego 1922 r. Sejm Litwy Środkowej przyjął uchwałę w przedmiocie przynależności państwowej Ziemi Wileńskiej, w której zapisano: „Ziemia Wileńska stanowi bez warunków i zastrzeżeń nierozerwalną część Rzeczypospolitej Polskiej”. Województwo wileńskie powstało w 1926 r. Wcześniej te tereny były określane jako Ziemia Wileńska.
Czytaj więcej: Sejm Litwy Środkowej. Dlaczego nie dążono do autonomii?
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 37 (112) 05-11/10/2024