Analityk ds. Rosji Marius Laurinavičius uważa, że koniec wojny nie jest bliski, ale ewentualne podpisanie ukraińsko-amerykańskiej umowy jest dużym zwycięstwem europejskiej dyplomacji.
Kijów jest gotowy
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, w piątek, ma podpisać ze Stanami Zjednoczonymi umowę dotyczącą minerałów ziem rzadkich. „Kijów jest teraz gotowy do podpisania porozumienia w sprawie wspólnego rozwoju swoich zasobów mineralnych, w tym ropy i gazu, po tym, gdy USA zrezygnowały z żądań prawa do 500 miliardów dolarów potencjalnych dochodów z eksploatacji tych zasobów” — przed kilkoma dniami podało „Financial Times”.
W bieżącym tygodniu w Białym Domu odbyło się spotkanie Donalda Trumpa z prezydentem Francji. Emmanuel Macron w rozmowie z Fox News powiedział, że w najbliższych tygodniach może dojść do zawieszenia broni, co będzie pierwszym krokiem do pokoju. „Plan powinien wyglądać następująco: negocjacje między Stanami Zjednoczonymi a Rosją oraz między Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą. Jeśli nie zostanie to uszanowane, będzie to najlepszy dowód na to, iż Rosja nie traktuje tego poważnie” — podkreślił francuski polityk.
Pokój czy rozbiór?
Analityk ds. Rosji Marius Laurinavičius jest sceptyczny, jeśli chodzi o zawarcia pokoju w najbliższym czasie.
— Nie ma żadnych przesłanek ku temu, że to jest koniec wojny. Nawet, jeśli wejdzie w życie zawieszenie broni, to to zawieszenie może w każdej chwili zostać zerwane. W pierwszej kolejności nie widzimy żadnych sygnałów ze strony Rosji, że chce pokoju, który byłby do zaakceptowania przez Ukrainę. Z drugiej strony widzimy wolę Ukrainy do stawiania dalszego oporu. Bo to, co teraz jest nazywane pokojem, bardziej przypomina rozbiór Ukrainy — mówi „Kurierowi Wileńskiemu”.
— Wojsko ukraińskie jest nadal w obwodzie kurskim. Poza tym Rosji nie udało się zrealizować w Ukrainie nawet minimalnych celów. Celem minimalnym Rosji było zajęcie chociażby całego Donbasu. Tego nie udało się osiągnąć. Teoretycznie Rosja mogłaby się z tym pogodzić. Nie może jednak zaakceptować tego, że część obwodu kurskiego nadal jest zajęta przez Ukrainę. Nie do przyjęcia jest dla Rosji wymiana terytorium obwodu kurskiego na terytorium okupowanej Ukrainy — dodaje ekspert.

| Fot. EPA-ELTA
Brak rezygnacji
Rozmówca naszego dziennika bardziej pozytywnie ocenia możliwość podpisania umowy w sprawie wydobycia minerałów na terytorium Ukrainy przez Amerykanów.
— Delikatnie mówiąc, teraz celem Ameryki jest pokój za wszelką cenę. Można też powiedzieć, że USA stanęły po stronie Rosji. Do takiego stwierdzenia również są mocne podstawy. Natomiast jeśli zostanie podpisana umowa (o której ostatnio piszą media) o wydobyciu minerałów ziem rzadkich i jeśli prawidłowo ją interpretuję (zawsze trzeba pamiętać, że w każdej tego typu umowie ważna jest interpretacja) to jest to duże zwycięstwo ukraińskiej i europejskiej dyplomacji. Oczywiście nie ma tam nic o gwarancjach bezpieczeństwa, czego domagała się Ukraina, ale ta umowa nie wymaga od Ukrainy rezygnacji z czegokolwiek. Możemy domniemywać, że zgodnie z tą umową Ukraina nic nie oddaje, tylko wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi eksploatuje złoża mineralne, z których dochód idzie na odbudowę kraju. Jeśli mamy do czynienia z ostatecznym wariantem umowy, to jeden z jej ważnych punktów mówi, że Ukrainie przysługiwać będzie 50 proc. dochodu, natomiast jeśli zysk będzie pochodził z terytoriów okupowanych, to wówczas Ukraina otrzyma 66 proc. Widzimy więc, że Stany Zjednoczone zobowiązują się niebezpośrednio pomóc w odzyskaniu tych terytoriów, ponieważ to leży w ich interesie — mówi Marius Laurinavičius.
Czytaj więcej: Ekonomista: „Cel Donalda Trumpa jest gospodarczy, a nie polityczny”