W końcu XV w. w naszej wojskowości zaszła rewolucja: powszechnie używany dotychczas miecz zaczął ustępować szabli, która w końcu stała się nie tylko podstawowym rodzajem broni białej w formacjach polsko-litewskich, lecz także na stałe zagościła w obyczajach i kulturze, niemal jako symbol polskości.
Przyczyną takiej zmiany okazał się rozwój lekkiej kawalerii, która w ciągłych starciach z Tatarami, Moskwianami oraz innymi bandytami była skuteczniejsza niż zakute w stal zachodnioeuropejskie rycerstwo, ciężkie, drogie i nieruchawe. Dogonić uciekającego Tatara (w dodatku strzelającego z łuku do tyłu) dla takiego rycerza było niemożliwe, zaś ci czasami wracali, aby dobić pojedynczych ciężkozbrojnych, otoczywszy ich jak stado hien lwa.
Dla lekkiej kawalerii szabla była bardziej praktyczna, jej zakrzywiona głownia pozwalała na skuteczniejsze cięcie z siodła. Powszechne wejście do uzbrojenia szabli nie oznaczało definitywnego końca innych rodzajów broni; najsilniejsza kawaleria wszech czasów, polska husaria, miała do dyspozycji oprócz bardzo dobrej szabli husarskiej koncerz z długą prostą głownią używany jako namiastka kopii, do tego dwa pistolety i nadziak, czasami też i łuk.
Tak się składa, że dzisiaj mamy wojnę praktycznie na tych samych terenach i, co ważne, tak samo zachodzą fundamentalne zmiany w wojskowości. Początek wojny był klasyczny: długie kolumny rosyjskich czołgów, wozów bojowych, artylerii rakietowej i lufowej, ciągnionej i samobieżnej; start inwazji został okraszony desantem śmigłowcowym, który prawie się udał, gdyby nie przypadkowo dostarczona na remont na lotnisku w Hostomlu armata ZU-23-2 i bohaterstwo żołnierzy 4. brygady Gwardii Narodowej Ukrainy.
Później tok wydarzeń przyjął zaskakujący obrót. Ukraińcy dostosowali komercyjne drony, faktycznie zabawki, do zwiadu i korygowania ognia artyleryjskiego, a także do przenoszenia ładunków wybuchowych, z czego powstały minibombowce oraz kierowane przez operatora pociski kumulacyjne. Zmieniło to taktykę prowadzenia wojny, niemożliwe stały się koncentracja sił oraz skryte manewrowanie, wszyscy widzą wszystko jak na talerzu. Chmury tanich dronów niszczą każdą technikę, nie gardzą nawet zabijaniem pojedynczych żołnierzy. Dzisiaj według oficjalnych (i wiarygodnych) danych 75,5 proc. rosyjskich strat siły żywej pochodzi od dronów, 20,5 proc. od ognia artylerii i 4 proc. od broni strzeleckiej. Duże pancerne platformy są tak łatwo niszczone, że do ataku jedzie się na motocyklach, a stare podręczniki taktyki nadają się tylko na przemiał. Czas na rewolucję w wojskowości, wtedy się udało.
Czytaj więcej: Litewska armia inwestuje w drony
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23 (64) 07-13/06/2025