Nicolás Maduro, prezydent Wenezueli od 2013 r. po śmierci Hugona Cháveza (wszystkie kolejne wybory w tym kraju uznaje się za zmanipulowane), ze swoim socjalistycznym reżimem i antyamerykańską retoryką jest od dawna wrogiem obecnego prezydenta USA. Poprzednia administracja Donalda Trumpa próbowała wywrzeć presję ekonomiczną na Wenezuelę, a teraz wykazuje gotowość do uderzeń militarnych. Dlaczego?
Zmienił się układ sił w Białym Domu. Jeśli w pierwszych miesiącach dominowali zwolennicy porozumień, to od połowy lata do ucha Trumpa dotarł sekretarz stanu Marco Rubio, który zdołał przekonać prezydenta, że w przypadku Wenezueli cel przywrócenia demokracji można bardzo dobrze zgrać z celami ochrony Stanów Zjednoczonych przed kartelami narkotykowymi i nielegalną imigracją.
W pierwszych miesiącach swojej drugiej kadencji prezydenckiej Trump stawiał na tę część swojego zespołu, która opowiadała się za porozumieniem z Maduro. Publiczną twarzą tej grupy był specjalny wysłannik prezydenta Richard Grenell, który spotkał się z prezydentem Wenezueli; domagał się od niego reform gospodarczych i uwolnienia więźniów politycznych w zamian za inwestycje USA w sektor surowcowy kraju (pod warunkiem dopuszczenia tam amerykańskich firm).
W połowie lipca br. inicjatywę przejął sekretarz stanu Marco Rubio, syn imigrantów, którzy uciekli z Kuby. Przekonał Trumpa, że presja na reżim Maduro nie jest kwestią promowania demokracji, ale bezpieczeństwa narodowego i ochrony USA przed kartelami narkotykowymi, które stały się ulubionym celem retorycznym prezydenta.
Czytaj więcej: Kiedy rosyjscy żołnierze wylądują w Wenezueli?
Co planuje Trump
Od kilku miesięcy amerykańskie dowództwo gromadzi siły zbrojne u wybrzeży Wenezueli i przeprowadziło już serię ataków na łodzie, które zajmowały się przemytem narkotyków. Agencja Reutera poinformowała, że Stany Zjednoczone przygotowują pełną inwazję na Wenezuelę.
Do tego, co było wiadomo wcześniej, dołączyły informacje o remoncie bazy wojskowej w Puerto Rico, zamkniętej jeszcze w 2004 r., a także o przygotowaniach innych obiektów w basenie Morza Karaibskiego. Dziennikarze sprecyzowali liczbę okrętów, samolotów i dronów wysłanych na wybrzeże Wenezueli, których okazało się znacznie więcej niż wcześniej szacowano. Pod koniec października do regionu wysłano największy amerykański lotniskowiec USS „Gerald R. Ford”.
Donald Trump liczy na to, że Maduro nie wytrzyma rosnącej presji i zdecyduje się uciec, podobnie jak Baszszar al-Asad, dyktator Syrii. Może to być celem kampanii informacyjnej, która wskazuje mu, że szanse na „ucieczkę” z każdym dniem stają się coraz mniejsze. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak z tym scenariuszem, to właśnie słabość wenezuelskiej armii może wydawać się amerykańskim przywódcom politycznym wystarczającym powodem do podjęcia bardziej zdecydowanych działań.
Trump wyraźnie przygotowuje się na wszystkie scenariusze, które mogą nie tylko zmienić struktury władzy w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach, lecz także wpłynąć na światowe rynki ropy naftowej, co będzie miało znaczące konsekwencje geopolityczne dla Rosji, Chin i Iranu.
Chociaż Wenezuela posiada największe zasoby ropy naftowej na świecie – szacowane na 303 mld baryłek w 2023 r., co stanowi ok. 17 proc. światowych zasobów – jej całkowita produkcja ropy naftowej jest znacznie poniżej oczekiwań. Obecnie kraj ten produkuje 1–1,1 mln baryłek dziennie, co wskazuje na trudności w sektorze wydobywczym i przetwórczym, które są znacznie utrudnione przez takie czynniki, jak: sankcje międzynarodowe, ograniczenia infrastrukturalne, brak inwestycji oraz wyzwania techniczne związane z wydobyciem i rafinacją ciężkiej ropy naftowej.
Jak Maduro się obroni?
„The Washington Post” poinformował, powołując się na tajne amerykańskie dokumenty dyplomatyczne, że Nicolás Maduro zwrócił się o pomoc do Moskwy, Pekinu i Teheranu. Nie wiadomo, jaką odpowiedź otrzymał. Jednak wątpić można, żeby była ona satysfakcjonująca. Wszyscy trzej sojusznicy są daleko od Wenezueli. Żaden nie może zapewnić istotnej pomocy wojskowej.
Tymczasem armia wenezuelska jest w opłakanym stanie. Na ataki z powietrza – ta opcja jest teraz najbardziej prawdopodobna – lojalne wobec reżimu oddziały mogłyby odpowiedzieć bronią sowieckiego typu: przenośnymi przeciwlotniczymi zestawami rakietowymi Igła, systemami rakietowymi Buk, kompleksami Peczora i S-300.
Armia Wenezueli oficjalnie liczy ok. 120 tys. żołnierzy. Maduro groził, że w razie potrzeby będzie w stanie zmobilizować 4 mln ludzi, ale eksperci uważają, że trudno mu będzie zebrać nawet 70 tys. żołnierzy czynnej armii. Wenezuelscy opozycjoniści mówią o 40–50 tys. Wynagrodzenie wielu żołnierzy nie przekracza 30 dolarów miesięcznie i nie jest wcale pewne, że będą oni gotowi bronić rządzącego reżimu.
We wrześniu Maduro zorganizował ćwiczenia, w których wzięło udział: 12 okrętów wojennych, 22 samoloty, w tym rosyjskie Su-30 (według szacunków „Financial Timesa” jest ich łącznie 21) i amerykańskie F-16 (Wenezuela ma ich 18). Celem było zademonstrowanie gotowości Wenezueli do oporu. Jednak politycy opozycji twierdzą, że większość pilotów ma ponad 50 lat, a wiele radarów nie działa.
Do wybrzeży Wenezueli Amerykanie wysłali już okręt transportowy „Ocean Trader”. Jest on w stanie dostarczyć na miejsce operacji helikoptery Night Bird, które były wcześniej wykorzystywane do operacji w Somalii i Pakistanie, w tym do zabicia Osamy bin Ladena. Ochronę głowy reżimu i jego najbliższego otoczenia ma zapewnić baza wojskowa Fuerta Tiuna w Caracas, a główny opór, według szacunków ekspertów, ma stanowić elitarny wojskowy kontrwywiad, która teoretycznie mógłby rozpocząć partyzancką walkę w mieście przeciwko armii najeźdźców.
Koniec Maduro to wyrok dla Kuby
Już w lipcu Donald Trump nakazał Pentagonowi przeprowadzenie ataków na regionalne kartele narkotykowe, z których jeden jest bezpośrednio powiązany z Maduro i jego otoczeniem. Nieco później nagroda za głowę prezydenta Wenezueli została zwiększona z 25 do 50 mln dolarów. Od końca lata Stany Zjednoczone wysłały do granic tego południowoamerykańskiego kraju ok. 10 tys. swoich żołnierzy, skierowały do jego wybrzeża dziewięć okrętów, w tym jeden podwodny, a także postawiły w stan gotowości bojowej w regionie bombowce B-1 i B-52. Amerykańskie dowództwo przygotowało listę celów do nalotów na Wenezuelę, w tym porty i lotniska.
Reżim Maduro jest tak naprawdę bezbronny wobec inwazji USA. Kubańczycy z ochrony osobistej to za mało. A przecież to Kuba ucierpi najwięcej na upadku przyjaznego reżimu w Wenezueli. Hawana straci wsparcie ekonomiczne. Kwestią czasu będzie upadek reżimu na Kubie, gdy nie będzie miał oparcia w Wenezueli.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 45 (128) 08-14/11/2025
