Jak już pisał „Kurier” 22 stycznia w 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego ksiądz Dariusz Stańczyk z harcerzami Wileńskiego Hufca Maryi i młodzieżą ze Stowarzyszenia Jana Pawła II ulicami Wilna przeprowadził Marsz Wolności „Za wolność naszą i waszą”.
Ostatnim akcentem uroczystości była polowa msza święta na Górze Trzech Krzyży. Po jej zakończeniu na górę zjawiła się policja i zatrzymała księdza Stańczyka. Kapłan został przeprowadzony na komisariat policji w celu złożenia wyjaśnień. Powodem zatrzymania tego szanowanego na Wileńszczyźnie księdza był brak pozwolenia władz Wilna na przemarsz młodzieży ulicami miasta.
— Szykowałem pismo o zgodę, pozwolenie do Samorządu m. Wilna, jak czyniłem przez 18 lat Sztafety Niepodległości, szanując prawo i urzędy. Gdy jednak usłyszałem, że zatwierdzono „paradę równości”, to serce moje zapłakało nad Litwą — dokąd idzie naród. Łamie się prawo boże i kulturę chrześcijańskiej ojczyzny — Litwy! Dlatego ustnie zgłosiłem do samorządu prośbę o przeprowadzenie przemarszu. Postanowiłem tym razem marszu wolności nie zgłaszać pisemnie, bo i tak parę minut idziemy z modlitwą i pieśnią — powiedział ks. Dariusz Stańczyk.
Marsz wolności odbywał się w wyciszonej atmosferze, bo i tak na silnym mrozie nie działało nagłośnienie.
Ksiądz uważa, że to wspaniali policjanci, którzy wykonali słuszną pracę. On do nich czuje wielką sympatię i cieszy się, że byli zainteresowani na posterunku jego opowiadaniem o powstaniu 1863 roku, o wspólnej sprawie niepodległościowej. Tyle mógł mówić o św. Rafale Kalinowskim, Zygmuncie Sierakowskim, ks. Antonim Mackiewiczu, że faktycznie czuł zrozumienie, dlaczego w ten dzień, 22 stycznia 2013 roku, znalazł się na posterunku. Trzy godziny „zatrzymania” nie zostały zmarnowane!
— Gdy wspomnę lata radzieckie, to było strasznie „być” wśród nich. Dzisiejsza policja litewska zostawiła bardzo miłe wrażenie. Oczywiście, że początkowo przypuszczano, że najechali „awanturnicy z Polski” w biało-czerwonych strojach, niosący także flagi litewskie, papieskie, europejską. Modlitwa za poległych powstańców po litewsku „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” — podczas liturgii na Górze Trzech Krzyży — zmieniła pozytywnie odczucia „czym jest to zgromadzenie” — powiedział ks. Dariusz Stańczyk.
Nikt z uczestników przemarszu nie oczekiwał takiego zakończenia. To był przemarsz ze szczerą modlitwą, pieśnią patriotyczną za poległych i rządzących w Polsce i na Litwie.
— Niespodziewanie podjechało 7 radiowozów. Policjanci wkroczyli podczas polowej mszy św. na Górze Trzech Krzyży. Na górę przybyło około dziesięciu, a jeszcze około dwudziestu funkcjonariuszy czekało na dole. Od razu przedstawili powód — brak pozwolenia na przemarsz. Zachowywali się spokojnie, przeczekali, aż się zakończy msza św., następnie poprosili księdza do radiowozu i zabrali go na przesłuchanie — opowiedział „Kurierowi” jeden z uczestników przemarszu.
Na III komisariacie policji miasta Wilna poinformowano „Kurier”, że to nie była policyjna akcja wymierzona przeciwko Polakom.
— Kamery obserwacyjne na alei Giedymina odnotowały przemarsz około 100 osób. Nie byliśmy o tym za wczasu poinformowani, ponieważ uczestnicy nie mieli pozwolenia. Informację przekazaliśmy funkcjonariuszom, którzy udali się na Górę Trzech Krzyży. Organizator rzeczywiście nie miał pozwolenia, dlatego grzecznie został poproszony na przybycie policyjnym radiowozem do naszego komisariatu. Na każdy przemarsz trzeba mieć pozwolenie samorządu. Wtedy miasto jest przygotowane i ruch jest ograniczony. Ten przemarsz przeszkadzał w ruchu drogowym — powiedział Ramūnas Šilobritas, naczelnik III posterunku miasta Wilna.
20 lutego o godz. 8.30 odbędzie się sąd administracyjny, który rozpatrzy sprawę organizatora Marszu Wolności księdza Dariusza Stańczyka. Za takie naruszenie grozi grzywna od 500 do 2 000 Lt, albo areszt administracyjny do 30 dób.