Po blamażu z populistyczną Partią Wskrzeszenia Narodowego (PWN) Arūnasa Valinskasa rządzący konserwatyści uporczywie stają na kolejne grabie i proponują koalicję również uważanej za populistyczną Partii Pracy (PP) Viktorasa Uspaskicha. Ci nie mówią „nie”, ale chcą negocjacji programowych oraz stanowisk.
Potrzebę poszerzenia koalicji rządzącej o kolejnych populistów lider konserwatystów premier Andrius Kubilius uzasadnia tym, że nie wie, czy obecna koalicja jest większościową, czy też mniejszościową. Choć oficjalnie żaden z koalicyjnych partnerów nie wycofał się z zawartego prawie przed rokiem porozumienia, wtorkowe głosowanie w sprawie interpelacji wobec ministra oświaty Gintarasa Steponavičiusa pokazało, że koalicja, jeśli jeszcze ma większość w Sejmie, to jest ona bardzo niestabilna. Ministrowi udało się uniknąć interpelacji tylko dlatego, że nowa przewodnicząca Sejmu, konserwatystka Irena Degutienė łamiąc tradycję parlamentarną odmówiła opozycji powtórnego przegłosowania interpelacji. Pierwsze głosowanie wykazało różnicę jednego głosu i stało się wyznacznikiem rozkładu sił w koalicji. Przeciwko odrzuceniu interpelacji przegłosowali nie tylko ugrupowania opozycyjne, ale też in corpore formalnie należący do koalicji odłam PWN — frakcja „Cała Litwa” (Visa Lietuva), a nawet dwóch posłów frakcji konserwatywnej — Gintaras Songaila i Kazimieras Uoka.
Lider należącego do koalicji Związku Liberałów i Centrum oświadczył, że udział Partii Pracy w koalicji pozwoli uniknąć w przyszłości podobnego szantażu ze strony poszczególnych ugrupowań politycznych i grup interesów.
Tymczasem starosta klubu parlamentarnego „Cała Litwa” Laimontas Dinius zauważa w rozmowie z „Kurierem”, że jego ugrupowanie na pewno nie zajmuje się szantażem, tylko próbuje realizować swoje założenia programowe.
— Problem polega na tym, że premier Andrius Kubilius nawet nie potrafi wysłuchać innego zdania, dyskutować, dlatego siłą rzeczy nie możemy brać udziału w pracy koalicji, choć formalnie wciąż należymy do niej. Nie możemy jednak bezwarunkowo popierać jedynie stanowisko premiera, który jako lider konserwatystów zadaje też ton całej frakcji i partii — powiedział poseł Laimontas Dinius. Wobec takiej sytuacji poseł uważa też, że jego ugrupowanie zostało raczej wyeliminowane z koalicji przez partnerów. Dinius powiedział też, że „Cała Litwa” w przyszłości nie zamierza przejść do opozycji i dalej będzie popierała koalicję rządzącą, o ile jej decyzje będą zbieżne z założeniami programowymi klubu parlamentarnego. Lider „Całej Litwy” sceptycznie też ocenia perspektywę koalicji konserwatystów z Partią Pracy.
— Trudno nawet wyobrazić, jak obie partie będą mogły współpracować, gdyż pamiętamy, że Partia Pracy dla konserwatystów była głównym wrogiem. Ale wygląda na to, że w obliczu utraty władzy konserwatyści potrafią diametralnie zmieniać poglądy i porozumieć się nawet z zawziętym swoim wrogiem — powiedział Laimontas Dinius.
Wpływowy w Partii Pracy poseł Jonas Pinskus nie mógł też przedstawić nam wizji przyszłej współpracy z konserwatystami. Jego zdaniem, kluczowym momentem w obecnej sytuacji jest sama decyzja, czy Partia Pracy dołączy do koalicji, a ta zapadnie dopiero w piątek na gremium ogólnopartyjnym.
— Nastroje są różne. Odnoszę wrażenie, że większość szeregowych członków partii jest niechętna wchodzenia do koalicji, lecz jeśli konserwatyści uwzględnią wszystkie nasze warunki, do dla ogólnego dobra kierownictwo partii być może przyjmie propozycję konserwatystów — powiedział nam Jonas Pinskus. Poseł uważa, że ich program wyjścia z kryzysu, jaki właśnie przedstawili konserwatystom, pozwoli powstrzymać przedłużającą się recesję oraz rozruszyć gospodarkę. Partia Pracy jest przeciwna zwiększeniu podatków oraz cięciom emerytur, rent i zasiłków socjalnych.
— Mówiliśmy i stale powtarzamy, że nie można łatać budżetu zwiększając podatki, czy też zmniejszając emerytury. Jesteśmy w tym konsekwentni i tacy pozostaniemy. W dobie kryzysu nasza gospodarka straciła konkurencyjność, a zwiększanie podatków jeszcze bardziej ją pogrąży. Proponujemy zaciągnąć tani kredyt w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i skierować te środki na zbalansowanie budżetu oraz na wsparcie przedsiębiorczości. W tym kontekście proponujemy konserwatystom obszerny plan antykryzysowych działań. Czekamy więc na ich stanowisko. Dopiero wtedy będziemy mogli rozmawiać o koalicji — wyjaśnił nam Jonas Pinskus.
Tymczasem konserwatyści zapraszają Partię Pracy nie po to, żeby wykłócać się z kolejnym partnerem koalicyjnym o założenia programowe, lecz wobec potrzeby zapewnienia większości przed decydującym głosowaniem w sprawie budżetu na 2010 rok. A projekt budżetu zakłada właśnie zwiększenie podatków i cięcia wydatków w sferze socjalnej i — wydaje się — konserwatyści nie zamierzają w tym ustępować.