Od kilkunastu lat niespotykanie mroźna i śnieżna zima utrudnia pracę służbom ratunkowym. Lekarze karetek pogotowia, pracownicy agencji ochroniarskich najczęściej zostawiają grzęznące w korkach i w śniegu samochody i na piechotę spieszą z pomocą. Gorzej mają strażacy. Przyznają, że nie będą w stanie pomóc, jeśli ich samochód nie poradzi z zaspami na drogach, co w miejscowościach wiejskich ostatnio jest rzeczą nagminną.
— Na szczęście nie mieliśmy takich przypadków, ale jeśli samochód ugrzęźnie w drodze, to możemy nie zdążyć ugasić pożar. A podczas tej zimy ponad 10 proc. dróg w rejonie jest nieprzejezdnych — mówi dla „Kuriera” Zenon Kozłowski z Komendy Straży Pożarnej w Solecznikach. Strażacy mają tu kilka wozów, ale tylko jeden z nich jest przystosowany do jazdy w takich warunkach, które panują dziś za oknem.
— Jeśli jednak i ten samochód nie poradzi z zaśnieżoną drogą, to będziemy bezradni, aby przyjść z pomocą, bo nie mamy sprzętu do odśnieżania i torowania drogi przez zaspy — mówi Zenon Kozłowski.
Bezradne wobec zasp są również ekipy karetek pogotowia oraz ochroniarskie z biur ochroniarskich. I chociaż sypiący prawie bez przerwy śnieg mocno utrudnia ich pracę, twierdzą oni jednak, że na szczęście jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś został bez pomocy w potrzebie.
— Z korkami na drogach jeszcze jakoś radzimy sobie. Pomagają światła i wyrozumiałość kierowców. Gorzej jest z dojazdem pod bloki, bo podwórka są nieodśnieżane i często zastawione samochodami. W takich przypadkach ekipy karetek pogotowia najczęściej zostawiają samochody na podjazdach i dalej idą na piechotę, również — w razie koniecznej hospitalizacji pacjenta — chorzy są donoszeni na noszach do pozostawionych karetek — wyjaśnia nam Tadeusz Rodz, dyrektor Stacji Pogotowia Ratunkowego w Wilnie. Jego zdaniem, mimo że warunki atmosferyczne — oblodzone i zaśnieżone chodniki — to nie odnotowuje się większego wzrostu wezwań pogotowia.
Potwierdza to nam również Vanda Grigaliūnienė, rzeczniczka prasowa Szpitala Pogotowia Ratunkowego w Winie.
— W ciągu ostatniej doby mieliśmy około 120 przypadków traumatologicznych, z czego 12 pacjentów trafiło do szpitala, a reszta po opatrzeniu urazów leczy się poza ambulatoryjnie. Codziennie zgłasza się do nas średnio około 90–100 osób. Mamy więc bardzo nieznaczny wzrost — poinformowała nas Vanda Grigaliūnienė. Rzeczniczka jest takiego zdania, że w taką pogodę ludzie starają się rzadziej wychodzić z domów, więc są mniej narażeni na przypadki urazów, a na śliskich i zaśnieżonych chodnikach nie jest o to trudno.
I będzie nietrudno nadal, gdyż władze miasta uzgodniły wczoraj ze służbami odpowiedzialnymi za odśnieżanie ulic i dróg, że podwórka przyblokowe nie będą odśnieżane. Uznano bowiem, że służby komunalne pracując pełną parą, ledwo nadążają z odśnieżaniem i posypywaniem piaskiem i solą głównych ulic i uliczek osiedlowych. Nie mają więc możliwości zająć się odśnieżaniem podwórzy. Sprawę z odśnieżaniem ich komplikują również pozostawione w podwórkach samochody. Wobec tego mer miasta Vilius Navickas zaapelował po wczorajszej naradzie do mieszkańców Wilna, aby sami zajęli się odśnieżaniem przyblokowych parkingów, podwórzy oraz dróg dojazdowych do nich. Zdaniem mera, taka tradycja istnieje w wielu miastach europejskich, toteż Navickas prosi również wilnian o wyrozumiałość i większe zaangażowanie się w odśnieżanie miasta.
Ale zanim mieszkańcy Wilna albo jego władze zabiorą się do odśnieżania podwórzy, ekipy karetek pogotowia, czy ochroniarskie po kolana w śniegu muszą na piechotę docierać do ludzi potrzebujących pomocy.
— Nie jest łatwo, ale nasi pracownicy są wysportowani, więc jeśli nie ma możliwości dojechać samochodem, to zostawiają go i biegną do obiektu. Odległość liczącą kilometr czasami bowiem szybciej mogą pokonać na piechotę niż próbując dotrzeć tam samochodem — wyjaśnia nam Vytautas Kregždė, dyrektor ochroniarskiej firmy „Grifs AG”. — W naszej pracy liczy się przede wszystkim czas. Ochroniarze muszą bowiem jak najszybciej po otrzymaniu zgłoszenia lub alarmu dotrzeć do zagrożonego obiektu. Owszem, przy takich warunkach atmosferycznych termin ten nieco wydłuża się, ale na razie radzimy sobie i przybywamy na miejsce na czas.
Zdaniem Vytautasa Kregždė, śnieżyce utrudniają „pracę” również przestępcom i włamywaczom, dlatego w ostatnich dniach nie odnotowano zwiększenia się liczby zgłoszeń.
— Przestępcy też korzystają z samochodów i muszą podjechać jak najbliżej miejsca, gdzie ma dokonać się przestępstwo, dlatego przy takiej pogodzie nie mamy wzrostu liczby włamań — mówi nam dyrektor firmy ochroniarskiej. Zaznacza jednak, że niezależnie od warunków atmosferycznych za oknem, mieszkańcy muszą stale dbać o to, żeby nie kusić złodziei łatwym łupem.