
Chociaż politycy, w tym też najwyższej rangi, coraz częściej przyznają, że przyjęta w połowie marca Ustawa o Oświacie w zakresie szkół mniejszości narodowych jest dyskryminacyjna, to uparcie twierdzą, że nie będzie żadnej jej naprawy, bo ta „ustawa jest dobra”.
— Nie zamierzamy zmieniać postanowień ustawy, bo jest to dobra ustawa — w wywiadzie radiowym powiedział wczoraj minister oświaty Gintaras Steponavičius. Zaraz przyznał jednak, że w ministerstwie pracuje specjalna grupa robocza, która opracowuje mechanizm złagodzenia negatywnych skutków przyjętej ustawy.
Chodzi głównie o ujednolicenie w 2013 roku egzaminu z języka państwowego dla maturzystów szkół mniejszości narodowych oraz szkół z państwowym językiem wykładowym, wobec czego też w miniony piątek przed ministerstwem oraz w poniedziałek przed ambasadą Węgier, które przewodniczą Unii Europejskiej, protestowała polska mniejszość na Litwie.
Nawet litewscy nacjonaliści, aczkolwiek ogólnie uważają to za politykierstwo, przyznają jednak, że Ustawa o Oświacie została przyjęta pochopnie i — co najważniejsze — bez odpowiedniego przygotowania mechanizmu jej wdrażania.

— Należy zauważyć, że ta ustawa jest spóźniona, bo należało ją uchwalić wiele lat wcześniej. Niemniej odnoszę wrażenie, że teraz została ona przyjęta pochopnie, bez odpowiedniego przygotowania programów — ocenia Ričardas Čekutis, prezes „Narodowego Centrum Litwinów”, który z grupą skinów obserwował poniedziałkowy protest Polaków. Čekutis uważa jednak, że to nie jest problemem jedynie Polaków, bo — jak zauważa w rozmowie z „Kurierem” — władze często podejmują nieprzemyślane do końca decyzje dotyczące różnych sfer życia.
— Tym niemniej ustawa została przyjęta i należy do niej zastosować się — mówi prezes „Narodowego Centrum Litwinów”. Dodaje też, że Polacy nie muszą obawiać się ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego, bo — jak ocenia lider litewskich nacjonalistów — polska młodzież w większości świetnie zna język litewski, toteż powinna poradzić sobie z egzaminem.
To, że uczniowie polskich szkół świetnie znają język państwowy, przyznaje również minister Gintaras Steponavičius, który w wywiadzie radiowym powiedział, że rozmawiając z uczniami polskich szkół nie ma wątpliwości co do dobrej znajomości języka państwowego.
Tym niemniej, zarówno minister, jak też premier, prezydent oraz przewodnicząca Sejmu wielokroć powtarzali argument, że przyjęta ustawa jest potrzebna przede wszystkim samym Polakom, by mogli lepiej nauczyć się języka litewskiego. A co rzekomo pomoże im też lepiej integrować się na rynku pracy, bądź lepiej radzić sobie na studiach wyższych. Ten argument nie jest jednak poparty żadnymi badaniami, że młodzież po polskich szkołach jakkolwiek gorzej niż uczniowie po szkołach litewskich radzi sobie ze znalezieniem pracy czy też z dostaniem się na studia wyższe.
Tymczasem ważnym argumentem polskiej mniejszości jest fakt, że ujednolicenie egzaminu z języka państwowego bez wystarczającego na opanowanie nowego programu nauczania okresu przejściowego jest dyskryminacyjne i faktycznie może pogorszyć pozycję startową polskiej młodzieży. Próbując zapobiec takiej dyskredytacji założeń zachwalanej przez władze nowej ustawy oświatowej, przedstawiciele tychże właz jednogłośnie zaczęli mówić o potrzebie zróżnicowania oceny wiedzy egzaminacyjnej dla uczniów szkół z językiem państwowym i szkół mniejszości narodowych.
— Być może należy pomyśleć o pewnym okresie, kiedy będzie nauczanie według ujednoliconego programu, jednak system oceny wiedzy będzie zróżnicowany, zanim przejdziemy do całkowitego ujednolicenia egzaminu — w wywiadzie radiowym powiedziała wczoraj Virginija Būdienė, doradczyni prezydent Dali Grybauskaitė do spraw oświaty, nauki i kultury. Būdienė wyraziła też przekonanie, że resort Steponavičiusa „na pewno znajdzie możliwość” zróżnicowania oceny egzaminu z języka litewskiego dla szkół z państwowym językiem nauczania oraz dla szkół mniejszości narodowych.