W ubiegłą niedzielę w stołecznym kinie „Forum Cinemas” odbyło się uroczyste zamknięcie festiwalu filmowego „Scanorama”. W tym roku, chociaż dokładnych danych jeszcze brak, festiwal cieszył się dużą popularnością wśród widzów. Przyczynili się do tego również miejscowi Polacy.
Festiwal tradycyjnie zakończył się wręczeniem dwóch nagród filmowych: dla najlepszego litewskiego filmu krótkometrażowego oraz dla najlepszego krótkometrażowego obrazu z krajów bałtyckich.
Pierwsza nagroda powędrowała do Andriusa Blaževičiusa za film „Dešimt priežaščių” („Dziesięć powodów”), a druga przypadła Łotyszom za film „Sings of light” („Znaki światła”). Filmy oceniało międzynarodowe jury, w którego skład weszły znane postacie ze skandynawskiej kinematografii. Natomiast dla litewskich, łotewskich i estońskich reżyserów to była dobra okazja do zaprezentowania swej twórczości międzynarodowym ekspertom.
— Jeśli filmy bałtyckie nie idą do nas, to musieliśmy przyjechać tu sami i je zobaczyć — zażartował podczas wręczania nagród przewodniczący jury Klaus Eder.
W tym roku na festiwalu zostały pokazane dwa polskie filmy — „Sala samobójców” Jana Komasy oraz „Lincz” Krzysztofa Łukaszewicza. W ubiegłą środę na dzienny seans na „Salę samobójców” zostały wykupione wszystkie miejsca, włącznie z balkonami. Sprzedano ponad 600 biletów. Większość widzów to uczniowie polskich szkół, co pozytywnie zaskoczyło zarówno organizatorów festiwalu, jak i pracowników kina.
— Zwróciliśmy się z apelem do polskich szkół. Bardzo nam pomogła w tym Julita Kraińska. Ucieszyło nas, że doczekaliśmy się takiej reakcji. Polacy pokazali bardzo dobry przykład, jak trzeba dbać o własną kulturę, o własne kino. Bo przecież tego filmu oprócz naszego festiwalu nie ma gdzie oglądać — powiedziała dla „Kuriera” Gražina Arlickaitė.
Tej jesieni w Wilnie było sporo imprez filmowych, które faktycznie stanowiły konkurencję dla „Scanoramy”. Maraton filmowy rozpoczął Tydzień Filmu Polskiego, później do niego dołączył się kowieński festiwal filmowy, festiwal filmów dokumentalnych „Nepatogus kinas” („Niewygodne kino”) oraz przegląd światowego kina krótkometrażowego czy filmów z Ameryki Łacińskiej.
— Nie czuję konkurencji, bo kroczymy własną drogą, a inni, tak mi się wydaje, jeszcze jej tylko szukają. Nie patrzę na to w takich kategoriach, po prostu staram się robić festiwal dopasowany do międzynarodowych standardów. To widać również na podstawie programu, członków jury, czy gości festiwalu — powiedziała Gražina Arlickaitė.