W środę Litewskie Związki Zawodowe Pracowników Oświaty mają się zdecydować w sprawie strajku. Utrzymują, że rząd i Ministerstwo Oświaty i Nauki (MOiN) pozostają głuche na postulaty nauczycieli. Prezydent Dalia Grybauskaitė tymczasem zachęca związki zawodowe i polityków do dialogu i nieupolityczniania sprawy.
— Czekaliśmy na odpowiedź ministerstwa, ale otrzymaliśmy jedynie oficjalne pismo, w którym nie ma żadnej konkretnej odpowiedzi. Traktujemy to jako ignorowanie nas. Teraz czekamy na odpowiedź ministerstwa, czy zostanie stworzona komisja ugodowa. Od tego wszystko zależy — skomentował dla „Kuriera” sytuację Audrius Jurgelevičius, przewodniczący Litewskich Związków Zawodowych Pracowników Oświaty.
Dodał, że związki zawodowe o tym, czy taka komisja powstanie, poinformują oficjalnie w środę. Już nie po raz pierwszy uciekający się do strajku nauczyciele tym razem zamierzają ogłosić dwugodzinny strajk w końcu lutego lub na początku marca br.
Przewodniczący związków zawodowych ze względów prawnych na razie nie chciał zdradzić konkretnej daty planowanego strajku. Jak nas poinformował, jutro, czyli 9 lutego, ma się odbyć posiedzenie, na którym zapadnie ostateczna decyzja.
— Zebraliśmy ponad 15 tys. podpisów nauczycieli. Faktycznie co trzeci nauczyciel na Litwie popiera nasze postulaty. Świadczy to o tym, że problemy, o których mówimy, są bardzo aktualne i dotyczą większości nauczycieli. Dotychczas poszczególne szkoły przynoszą nam listy z podpisami, choć już przed dwoma tygodniami skończyliśmy je zbierać — powiedział Audrius Jurgelevičius.
W styczniu br. nauczyciele oświadczyli, że zamierzają znów strajkować, tym razem przez dwie godziny nie prowadząc lekcji. Najbardziej pedagogów oburzają wynagrodzenia. Zdaniem przedstawicieli związków zawodowych pracujący nauczyciel powinien mieć zapewniony 18–godzinny minimalny wymiar pracy, za który otrzyma wynagrodzenie. Jak podają, niebezpieczeństwo zmniejszenia wynagrodzeń powstało, gdy w ciągu roku o 24 tys. zmniejszyła się liczba uczniów.
Żądania związków zawodowych są związane z finansowaniem placówek oświatowych, podnoszeniem kwalifikacji pedagogów oraz trybem wypłacania wynagrodzeń dla nauczycieli. 18 stycznia br. żądania na piśmie wręczono rządowi i MOiN.
Z kolei resort oświaty utrzymuje, że średnio nauczyciele pracują 18 godzin.
— Nie myślę, że nauczycielom, którzy dobrze pracują, jest zmniejszany wymiar pracy. Mają naprawdę dostatecznie pracy i dostateczne obciążenie — stwierdził Alvydas Puodžiukas, dyrektor Departamentu Nauczania Ogólnego i Zawodowego MOiN. Ministerstwo odpiera zarzuty tłumacząc, że środków na zwiększenie wynagrodzeń dla nauczycieli nie ma, ale przyznaje, że dyskusje na temat wymiaru pracy i finansowania szkół trwają.
Prezydent Dalia Grybauskaitė z kolei zachęca grożących strajkiem nauczycieli i polityków zasiąść do negocjacji i w roku wyborów nie upolityczniać sprawy.
Pozycję głowy państwa nagłośniła Virginija Būdienė, doradca prezydent ds. oświaty, nauki, kultury i organizacji pozarządowych. Poinformowała, że w MOiN powstają grupy robocze ds. koszyczka ucznia i wymiaru pracy nauczycieli.
— Gwoli sprawiedliwości należy powiedzieć, że kiedy w 2012 r. o 4 proc. zmniejszono budżet oświaty, Ministerstwo Oświaty i Nauki postanowiło jak najmniej obcinać finansowanie najbardziej wrażliwym, związanym z koszyczkiem ucznia, dziedzinom. Na przykład środki koszyczkowe planuje się zmniejszyć nie o 4 proc., ale o 1,5 proc. Ministerstwo dąży do tego, by to jak najmniej boleśnie odbiło się na wynagrodzeniach pedagogów. Dlatego samorządom i szkołom zezwolono nawet w razie potrzeby na wykorzystanie części środków z koszyczka nieprzeznaczonej na wynagrodzenia na fundusz wynagrodzeń. Być może należałoby bardziej zliberalizować koszyczek ucznia, zwłaszcza, by mogły się utrzymać mniejsze szkoły — wyjaśniła Virginija Būdienė.