Społeczność polskich szkół na Litwie nie zaprzestaje walki o odwołanie zmian w Ustawie Oświatowej w zakresie ujednolicenia programu nauczania języka litewskiego oraz wprowadzenia tego języka na lekcjach historii i geografii.
Właśnie w rocznicę przyjęcia przez Sejm nowej ustawy przedstawiciele Komitetów Strajkowych Szkół Polskich na Litwie oraz Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie planują przeprowadzić w Wilnie manifestację.
— Nasze dążenia są jasne — chcemy odwołania zapisów ustawy dyskryminujących oświatę mniejszości narodowych.
Dlatego 17 marca, na godzinę 12, zwołujemy na wiec przed gmachem Sejmu, skąd przejdziemy zorganizowanym przemarszem pod gmach rządu, żeby tu domagać się spełnienia naszych postulatów — powiedziała „Kurierowi” Renata Cytacka z Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie. Dodała też, że społeczność polskich szkół nie domaga się od władz jakichś przywilejów.
— Chcemy przywrócenia wcześniejszych warunków, które wszystkim nam odpowiadały i sprawdzały się — zauważa Cytacka. Jej zdaniem, nie ma potrzeby wprowadzania w szkołach polskich tzw. wzmocnionej nauki języka litewskiego, bo również wcześniej ta nauka była na dobrym poziomie, o czym świadczą chociażby wyniki egzaminów oraz statystyki mówiące o tym, że odsetek uczniów po polskich szkołach kontynuujących naukę po litewsku na uczelniach wyższych, wcale nie jest mniejszy niż średnio statystyczny.
Postulaty planowanego protestu są faktycznie formalną propozycją dla rządu, bo szkoły polskie na Litwie bojkotują zmiany i faktycznie prowadzą nauczanie według starej ustawy.
— W naszej placówce oraz jej filiach zgodnie z nowym obowiązkiem zwiększyliśmy liczbę godzin z języka litewskiego, natomiast nauczanie historii i geografii nadal prowadzimy w całości po polsku. Taka jest wola rodziców — mówi nam Irena Karpavičienė, wicedyrektor Gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie. Jej zdaniem, częściowe nauczanie historii i geografii po litewsku, jak tego wymaga nowa ustawa, mija się też z logiką, bo faktycznie niczego nie zmienia w samym procesie nauczania, natomiast wprowadza obciążenie dla uczniów, jak też dla nauczycieli.
— Szczególnie to byłoby stresujące dla piątoklasistów, dla których historia i tak jest nowym przedmiotem, który uczy interpretacji faktów i uczy nowego myślenia. A częściowe nauczanie tego przedmiotu po litewsku, dodatkowo obciążałoby dzieci oraz je szokowało. No bo to, co najmniej dziwnie wyglądałoby, że opowiadając historię Francji, nauczyciel mówi do dzieci po polsku, nauczając zaś historii Litwy, musiałby mówić do dzieci po litewsku — zauważa wicedyrektorka niemenczyńskiej placówki. Irena Karpavičienė podkreśla też fakt, że uczniowie i tak faktycznie uczą się historii i geografii w połowie po litewsku, bo korzystają z litewskich ćwiczeniówek, map i atlasów, bo innych nie ma. Do niedawna nie było też nawet polskich podręczników dla starszych klas, więc nauczanie faktycznie odbywało się po litewsku.
Zdaniem pedagogów i rodziców polskich szkół, argumentowania wprowadzonych zmian, że rzekomo mają one wzmocnić u polskich dzieci wiedzę z języka litewskiego, nie wytrzymuje żadnej krytyki.
— Podczas spotkania w Solecznikach z ministrem spraw zagranicznych Audroniusem Ažubalisem, który właśnie mówił o tym, że polskie dzieci słabo znają język państwowy, dlatego gorzej wstępują na uczelnie wyższe, zapytałam go o źródło jego wiedzy i pan minister nie mógł odpowiedzieć na to pytanie. Więc mamy tu do czynienia z przykładem, że trzykroć powtórzone kłamstwo staje się prawdą — mówi Renata Cytacka.
Z kolei Irena Karpavičienė zauważa, że wymuszając na polskich placówkach zmiany w zakresie tzw. wzmacniania nauki języka litewskiego, władze tak naprawdę mają znacznie dalszy cel niż tylko wzmocnienie wiedzy z litewskiego, bo chodzi im o podważenie sensu egzystencji polskich szkół w ogóle.
— Przecież prawie w każdej miejscowości mamy obok szkołę litewską, więc jeśli rodzice chcą, żeby ich dziecko uczyło się po litewsku, to oddadzą swoje dziecko do tej szkoły. Natomiast do polskich szkół oddaliśmy swoje dzieci, żeby uczyły się w języku ojczystym. A dobrą wiedzę języka państwowego te szkoły również zapewniają — zauważa Renata Cytacka. Dlatego też, jak zaznacza, planowana manifestacja organizowana jest tak naprawdę w obronie szkół mniejszości narodowych w ogóle, bo nowa ustawa zagraża ich istnieniu.