Dokładnie miesiąc po swojej ostatniej wizycie wysoki komisarz Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) ds. mniejszości narodowych Knut Vollebaek znowu przyjechał na Litwę.
Przyjechał, żeby sprawdzić, jak władze Litwy stosują się do jego zaleceń ws. naprawy relacji z polską mniejszością narodową, która sprzeciwia się ograniczaniu nauczania w języku ojczystym, której narzuca się przyjętą rok wcześniej nową Ustawę o Oświacie.
Polacy poskarżyli się komisarzowi, że władze Litwy nie pozwalają im używania podwójnego nazewnictwa ulic i miejscowości. Odmawiają prawa do swoich nazwisk oraz nie zwracają ojcowizny zagrabionej jeszcze przez sowietów.
Zamiast dowiedzieć się „jak” — jak sugeruje się w doniesieniach Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwa Oświaty i Nauki — komisarz Vollebaek po raz kolejny miał usłyszeć, że problemy, o których mówią Polacy, są wydumane, zaś władze Litwy dwoją się i troją, żeby polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie żyło się lepiej i coraz lepiej.
Minister spraw zagranicznych Audronius Ažubalis podczas spotkania 27 marca z wysokim komisarzem (OBWE) ds. mniejszości narodowych, Knutem Vollebaekiem zapewnił, że rząd zaktywizował dialog z mniejszościami narodowymi oraz swoje starania w sprawie rozwiązywania problemów Wileńszczyzny.
Według ministra spraw zagranicznych, rząd dąży do rozwiązania gospodarczych i socjalnych problemów Wileńszczyzny, w tym również „prawie zakończonej restytucji mienia”.
Prawie w tym samym czasie, gdy minister Ažubalis zapewniał komisarza Vollebaeka o „prawie zakończonej restytucji mienia”, wilnianka pani Halina (imię i nazwisko jest znane redakcji) nie kryjąc irytacji opowiadała nam, jak władze Litwy „prawie zwrócili” jej ojcowiznę.
Pani Halina, podobnie jak wielu litewskich Polaków, od 20 lat ubiega się o zwrot — z należącej się przed wojną do jej rodziny — ziemi, ponad hektarowej parceli w dziś prestiżowej dzielnicy na obrzeżach Wilna. Dotychczas otrzymała zaledwie 6 arów! I to w 4 (słownie — czterech!) kawałkach w różnych miejscach stolicy. Wolnej ziemi w Wilnie ponoć już nie ma, aczkolwiek pani Halina na ten temat ma swoją opinię, bo mieszka właśnie obok kawałka wolnej ziemi. Zapytała więc w urzędzie, co w końcu jest z tą wolną ziemią? Usłyszała, że miasto przygotowuje tam parcele pod zwrot ziemi, ale… bynajmniej nie dla pani Haliny.
Nasza rozmówczyni miała nadzieję, że za resztę niezwróconej ziemi otrzyma rekompensatę pieniężną. Nie liczyła nawet, że państwo rozliczy się z nią według ceny rynkowej za jej nieodzyskaną ojcowiznę (1 ar kosztuje tam co najmniej kilka tysięcy litów), ale miała nadzieję, że zapłaci się jej „po ludzku”.
Doznała szoku, gdy w urzędzie, gdzie miała napisać podanie o rekompensatę pieniężną, że państwo, owszem zapłaci jej około 10 tysięcy litów, ale… za hektar.
— Gdy zaczęłam dopytywać się, jakie są dalsze procedury, jeśli ja się nie zgadzam z tą ceną i podania pisać nie będę, to usłyszałam, że mogę się nie zgadzać, ale po 1 lipcu i tak będzie uznane, że państwo ze mną się rozliczyło, tylko że ja się nie zgodziłam na takie rozliczenie! — opowiada nam zbulwersowana pani Halina.
Że wszystko sprawnie i gładko idzie z wdrażaniem postanowień ustawy oświatowej, wysokiego komisarza przekonywał z kolei minister oświaty i nauki Gintaras Steponavičius. Podczas spotkania z Knutem Vollebaekiem minister Steponavičius zapewniał go, że dla sprawnej realizacji założeń ustawowych jest powołana specjalna grupa robocza składająca się z przedstawicieli mniejszości narodowych, rodziców i pedagogów. Minister przyznał wprawdzie, że są pewne problemy, ale one wynikają (sic!) ze słabej wiedzy języka litewskiego nauczycieli szkół mniejszości, których nowa ustawa obliguje do nauczania historii i geografii w języku litewskim. Nie można wykluczyć, że ten nowy argument u ministra pojawił się dlatego, że wcześniejszy, o rzekomej słabej wiedzy z języka litewskiego uczniów polskich szkół okazał się na wskroś kłamliwy, co udowodniła analiza systemu polskiej oświaty opracowana przez Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie. Minister zapewniał też, że i z tym problemem resort poradzi, bo uruchomił proces dokształcania nauczycieli. Zaś obawy uczniów polskich szkół z powodu ujednoliconej matury z języka litewskiego, według ministra, ma rozwiać zróżnicowany dla szkół mniejszości narodowych system oceny wiedzy z matury z litewskiego. Minister zapewnił komisarza, że ten system „może być” stosowany, aż szkołę zakończą obecni uczniowie pierwszych klas szkół mniejszości narodowych.
Minister Steponavičius nie poinformował natomiast przedstawiciela OBWE, że rodzice i uczniowie polskich szkół nie zamierzają godzić się z krzywdzącą, według nich, ustawą oświatową i domagają się od szkół kontynuowania nauczania według postanowień starej ustawy.
Po wizycie w Wilnie Knut Vollebaek udał się do Warszawy, gdzie również będzie sprawdzał, jak tamtejsze władze zastosowały się do jego wcześniejszych zaleceń odnoście naprawy sytuacji litewskiej mniejszości w Polsce.
Co prawda, do Warszawy komisarz odleciał z pewnym bagażem wiedzy, który mu przekazał minister Ažubalis. Minister bowiem przekazał komisarzowi list pewnej „grupy obywatelsko aktywnej młodzieży”, w którym ta młodzież zarzuca władzom Polski, że zamyka szkoły litewskie w Puńsku i Sejnach, ogranicza nauczanie w języku litewskim oraz nie reaguje na zastraszanie litewskiej mniejszości przez radykalne ugrupowania.
„Rzeczywistość jest taka, że sytuacja Litwinów w Polsce stale się pogarsza. Szczególnie niepokoi pogarszająca się sytuacja oświaty polskich Litwinów, brakuje podręczników w języku litewskim, drastycznie zmniejsza się liczba litewskich szkół. Jesteśmy rozczarowani bezczynnością polskich władz w sprawach kultury i spuścizny historycznej” — czytamy między innymi zarzuty pod adresem Polski w liście przekazanym Vollebaekowi przez ministra spraw zagranicznych Litwy, który — mamy nadzieję — w tej sytuacji jedynie odegrał rolę… doręczyciela poczty.