W tym tygodniu, dzięki Fundacji Odra-Niemen, gośćmi „Kuriera Wileńskiego”, w ramach warsztatów dziennikarskich, byli Polacy z Mołdawii, a dokładniej z Kiszyniowa i Bielc, ogółem 9 osób.
Przybyli tu, by zapoznać się z pracą dziennikarską polskiego dziennika na Litwie, z Wilnem i w ogóle życiem Polaków na Litwie. Wszystko dla nich nowe i na zupełnie inną skalę.
— W Mołdawii mieszka o wiele mniej Polaków niż na Litwie i są to przeważnie Polacy z rodzin mieszanych: mołdawskich, rumuńskich, rosyjskich, ukraińskich, ale mających polskie pochodzenie. Mówią w rodzinach przeważnie w dwóch językach, chodzą do polskich, katolickich kościołów, kultywują polskie tradycje zarówno kulturalne, jak i religijne — opowiada Aleksy Bondarczuk z Kiszyniowa, pochodzący z mieszanej rodziny, ale doskonale mówiący po polsku.
Studiuje na Państwowym Uniwersytecie Mołdawii lingwistykę. Chce wyjechać do Polski i zostać tłumaczem. Jak na młodego studenta zna już sporo języków: polski, rosyjski, rumuński, trochę angielski, a teraz wziął się za naukę francuskiego.
Pośród gości była Jana Pawłowska i jej siostra Dana, które ukończyły medycynę i chcą odbyć rezydenturę w Polsce. Natomiast Jan Pawłowski i jego żona Ekaterina Pawłowska jeszcze studiują medycynę w Kiszyniowie. Wszyscy oni prócz tego należą do zrzeszeń polskich. Jedne z nich działają bardziej prężnie, inne mniej, ale zainteresowanie językiem i kulturą polską jest duże.
Wszyscy też intensywnie uczą się języka polskiego. Niedawno wrócili z kursu języka polskiego w Polsce.
W Kiszyniowie są też dwie grupy nauki polskiego, w każdej po 30 osób: dla początkujących i dla tych, co potrafią się już po polsku porozumieć. Jest też we wszystkich ośrodkach polonijnych tak zwana letnia szkoła nauki języka. Na naukę chodzą nie tylko dzieci, ale niekiedy i ich rodzice, nie zawsze Polacy.
— Nauczycieli mamy z Polski i właśnie dlatego uczymy się już poprawnej mowy. Mamy też kościół, gdzie jest ksiądz Polak i w każdą niedzielę, a czasem i w tygodniu odprawiane są Msze św. w języku polskim. Po polsku też odbywa się katecheza, udziela się innych sakramentów według życzenia — dodaje Jana.
Młodym ludziom leży też na sercu założenie jakiegoś pisma czy gazety w języku polskim, (bo w Bielcach, jak twierdzi młodzież z Kiszyniowa, wychodzi miesięcznik „Jutrzenka”, a jak twierdzi młodzież z Bielc, u nich też wychodzi kwartalnik „Polonia MD”).
Do Kiszyniowa dotarło parę jego egzemplarzy — Kiszyniów, Terespol i Komrat współpracują również z „Jutrzenką”.
Spora część młodzieży, i nie tylko, która tworzy tak zwaną Polską Wioskę w Mołdawii, co roku urządza różnego rodzaju festiwale kulturalne, na które często przychodzą nie tylko Polacy. W Kiszyniowie istnieje Polskie Towarzystwo Medyczne. Prowadzą je głównie studenci, a w programie najczęściej zajęcia bardzo powszednie, jak np. okazanie pierwszej pomocy w tym lub innym przypadku. Chodzi głównie o pierwsze fachowe posunięcia, żeby przypadkiem nie wyrządzić choremu krzywdy.
O wiele większym i prężniejszym ośrodkiem polonijnym są Bielce. Mieszka tu około 2 tys. Polaków i choć nie ma tu tak wielu organizacji polonijnych, to życie polonijne w tych placówkach jest bardziej ożywione. Warto zaznaczyć, że Bielce są bardzo wielonarodowościowe, bo zamieszkuje je ponad 60 narodowości i wszyscy jakoś ze sobą żyją w zgodzie.
A jeśli chodzi o odrodzenie polskości, tu wszystko się rozpoczęło od Domu Parafialnego, w którym zamieszkały siostry zakonne. Zaczęły się one opiekować biednymi dziećmi, powstał „Caritas”. Potem — kościół.
— Odrodzenie się polskości w naszym mieście w dużej mierze zawdzięczamy Senatowi RP, księdzu Jackowi, polskim organizacjom, które nas wspierały finansowo, poszczególnym sponsorom. Pierwszy raz obudziła się we mnie nutka polskości, gdy uczestniczyłem we Mszy św. po polsku. Właśnie wtedy mnie na dobre „wzięło” — mówi Wadim Dubczak, dziennikarz kwartalnika „Polonia MD”.
Minęło jeszcze trochę czasu i — również przy pomocy z Polski — powstał Dom Polski. Wszystko się właściwie kręci wokół Domu Polskiego i kościoła. Przy kościele działa „Caritas”, duszpasterstwo nauczycieli, prowadzi się pracę z dziećmi i młodzieżą.
W Domu Polskim jest 7 działających grup, w których uczą języka polskiego, tradycji narodowych przodków. Istnieje też Stowarzyszenie Medyków, zespół wokalny „Jaskółki” oraz taneczny — „Krokus”. Bo dobrze zasiane ziarno zawsze — wcześniej, czy później — zaowocuje dobrym plonem. Niekiedy się mówi, że dziś wielu młodych ludzi w większości przypadków interesuje kariera, pieniądze. Okazuje się, że daleko nie zawsze tak jest.
A wszystko zaczęło się u każdego z nich w rodzinnym domu, gdy to babcia lub mama uczyła pacierza po polsku, po polsku kreśliła znak Krzyża św., gdy dzieci wychodziły z domu. Bo tak w rzeczywistości w rodzinie to matka bywa pierwszą kapłanką, która uczy się przeżegnać, modlitwy „Aniele Stróżu”, pacierza, pierwszego słowa w ojczystym języku.
— My też chcemy znać swoje pochodzenie, znać język ojczysty, zwyczaje i tradycje naszych dziadów i pradziadów. Bez tego człowiek jest po prostu nikim — zdecydowanie deklaruje Dana Pawłowska z Kiszyniowa, a koleżanki i koledzy zgodnie potwierdzają jej zdanie.