Statystyka dowodzi, że chęć do udziału w tegorocznych wyborach do Sejmu na razie wyraziło prawie 11 000 obywateli Litwy przebywających za granicą. Spodziewa się, że do październikowych wyborów liczba chętnych głosowania wzrośnie do 20 000, a bardziej ją zwiększyć mogłoby głosowanie elektroniczne.
— Zwykle na głosowanie rejestruje się mniej więcej co każdy dwudziesty obywatel Litwy przebywający za granicą. Jednak aby oddać głos do ambasad i konsulatów przychodzi około 70 proc. zarejestrowanych wyborców.
Są to nie tylko emigranci, ale też pracownicy placówek dyplomatycznych lub osoby, które w dzień wyborów znajdowały się poza granicami naszego państwa, na przykład z powodu wyjazdu służbowego, urlopu — zaznaczył w rozmowie z „Kurierem” Zenonas Vaigauskas, przewodniczący Głównej Komisji Wyborczej (GKW) Litwy.
Zenonas Vaigauskas sądzi, że w tym roku aktywność wyborców za granicą będzie podobna, jak podczas ubiegłych wyborów do Sejmu. Przed czterema laty z prawie 17 000 osób zarejestrowanych w spisach głosujących obywateli urny do głosowania odwiedziło 10 300.
— Tradycyjnie wielu naszych obywateli zwleka z podjęciem odpowiednich działań. Czekają do ostatniego i rejestrują się w ostatnie dni przed wyborami albo wraz z paszportami przychodzą od razu na głosowanie — mówił Vaigauskas.
Przewodniczący GKW dodał także, że głosujących byłoby więcej, gdyby istniała możliwość internetowego głosowania.
— Sporo osób nie głosuje dlatego, że pracują i mieszkają zbyt daleko od placówek dyplomatycznych, w których są urny do głosowania. Możliwość oddania głosu poprzez internet znacznie ułatwiłoby ten proces — stwierdził Vaigauskas. — Niestety, w tym roku Sejm odrzucił nowelizację ustaw, które miały uprawomocnić głosowanie za granicą poprzez internet. Mam nadzieję, że podczas następnych wyborów obywatele już będą mieli taką możliwość.
Jak poinformowano w Komitecie Prawa i Praworządności, głosowanie internetowe może kolidować z założeniami konstytucyjnymi, gdyż powstałyby wątpliwości co do zapewnienia tajności głosowania. W swoim wniosku komitet także zaznaczył, że głosować za pomocą internetu mogliby tylko przebywający za granicą obywatele, ale takiego prawa nie mieliby mieszkańcy przebywający na Litwie. To koliduje z zasadą równouprawnienia.
Co prawda, trudnym do ignorowania jest fakt, że większość emigrantów w ogóle nie korzysta z prawa do głosowania.
— A na kogo mam głosować? Mogę się założyć, że po tegorocznych wyborach w parlamencie zostanie 90 procent tych samych twarzy, co są tam obecnie. A tych kilku nowych polityków, którzy dołączą do „stada”, zupełnie nic nie zmienią — sceptycznie mówił dla „Kuriera” 27-letni Adomas Česnavičius, który od trzech lat mieszka i pracuje w Holandii. — Nie miałem motywacji do głosowania nawet wtedy, gdy jeszcze mieszkałem na Litwie. Teraz nie mam jej tym bardziej.
Tegoroczne wybory parlamentarne zamierza ignorować również 32-letnia Edita Martinienė, wraz z mężem i córeczką mieszkająca w angielskim Bristolu.
— Litwa już nie jest moim domem, nie planuję tutaj wracać. Więc po co też mam głosować? Nie wierzę w to, że nowowybrany Sejm zrobi coś, żeby opuszczający kraj ludzie zechcieli do powrócić, a ci, którzy na Litwie pozostali, nie chcieli z niej uciec. — zastanawia się Edita, która wyjechała do Wielkiej Brytanii przed sześciu laty. — Pragnę, żeby moje dziecko miało światłą przyszłość. A osiągnąć to na Litwie jest zbyt trudno.
CORAZ NIŻSZA FREKWENCJA
Jednak niska aktywność wyborcza obywateli Litwy za granicą nie jest bardzo wielkim problemem w porównaniu do ogólnego zmniejszenia frekwencji na Litwie. Wśród podstawowych przyczyn tego problemu fachowcy bardziej wskazują emigrację niż demograficzny niż oraz brak postawy obywatelskiej.
Według danych GKW w ciągu ostatnich czterech lat frekwencja zmalała o 130 000 osób. Szacuje się, że 14 października do urn wyborczych przyjdzie około 1,2-1,3 mln wyborców z 2,6 mln.