Stosunkowo do niedawna kościół pw. św. Kazimierza był jedynym kościołem w tej dzielnicy. Do niego należało też kilka pobliskich wsi. Przed 10 laty powstała tu jeszcze jedna, nowa parafia. Nie znaczy to jednak, że kapłanom ubyło pracy, bowiem w ciągu ostatnich kilku lat coraz więcej ludzi właśnie w kościele szuka sił do życia.
Przy kościele, którego wspólnotą od kilku lat przewodniczy ks. proboszcz Ejgantas Rudokas, istnieją dwa chóry (polski i litewski), działa kółko różańcowe. W każdy pierwszy czwartek miesiąca odbywa się nabożeństwo modlitewne za kapłanów oraz adoracja Przenajświętszego Sakramentu. Natomiast w każdy wtorek miesiąca zbiera się młodzież z grupy TAIZE na wspólną modlitwę w Domu Parafialnym.
Motorem wszystkiego tego, co się dzieje w parafii i przy parafii, są mieszkające w klasztorze przy kościele siostry od Aniołów. Pomagają im w tym parafianie, miejscowa młodzież i nawet dzieci. Wszyscy tu ze sobą doskonale się rozumieją, czasem nawet z pół słowa i chętnie biorą udział we wszystkich uroczystościach, przedsięwzięciach, czy zabawach.
Siostry wykładają religię w szkole, przygotowują dzieci do Pierwszej Komunii św., prowadzą pracę z dziećmi pierwszokomunijnymi (tym się głównie zajmuje siostra Małgorzata), od 10 lat prowadzą świetlicę dla dzieci, którego motto jest krótkie, ale jakże wymowne: „Dom, który czeka”.
Przy klasztorze już od 17 lat działa zespół śpiewająco-grający „Nazaret”, który się składa z 15 osób.
— Jego założycielem przed laty był ks. Daniel Dzikiewicz. Teraz od 2006 roku prowadzę go ja i jestem bardzo zadowolona ze swojej młodzieży! Raz w miesiącu zawsze śpiewamy w kościele podczas Mszy św. Śpiewamy też na ślubach, pogrzebach, odpustach, chrztach i wszędzie tam, gdzie nas zapraszają, a zapraszają dość często — opowiada siostra Maria, która generalnie czuwa tu nad całym domem. Praktycznie zespół „Nazaret” łączy w tej chwili już dwa pokolenia w wieku od 15 do 30 lat.
Każda z sióstr ma tu swoje obowiązki. Niektóre jednak obowiązki, takie jak gotowanie, czy sprzątanie wykonuje ta siostra, która w danej chwili ma czas. Zresztą do gotowania nie przywiązują wiele wagi i nie poświęcają temu wiele czasu, bo gotują zwykle to co mają i co szybciej daje się zrobić.
Kiedy przyjechaliśmy do sióstr, co chwila zaczęły się otwierać drzwi, po lekcjach zaczęły przychodzić tu dzieci. Zasiadały w świetlicy do odrabiania lekcji, a nad wszystkim czuwały siostry, a gdy zachodziła potrzeba — pomagały, to i owo tłumaczyły.
Gołym okiem dało się zauważyć, że dzieciaki czuły się tu jak w domu, siostry pytały ich, jak minął dzień w szkole itp. Po lekcjach dzieci otrzymują podwieczorek (najczęściej kanapki z czymś ciepłym do picia). Ciekawe, że do przygotowania kanapek (a nawet do sprzątania) często bardzo chętnie włączają się dzieci. Do świetlicy, żeby w czymś pomóc, przychodzą wolontariusze — starsi chłopcy i dziewczęta, którzy tu pomagają w trudniejszych i cięższych pracach.
W ciągu tygodnia przez świetlicę przewija się 25-30 dzieci w wieku od 7 do 13 lat. Codziennie przychodzi ich mniej więcej 13 osób.
Warto zaznaczyć, że świetlica, to nie tylko odrabianie lekcji, czy wspólny podwieczorek. Po zajęciach obowiązkowych siostry zajmują się z dziećmi według ich zainteresowań. Ktoś rysuje, coś lepi, śpiewa, opowiada jakieś ciekawe historie. Są też tacy, których interesuje gotowanie, pieczenie, przygotowanie sałatek itp. Starsi często też mają dyżury w kuchni, w każdą sobotę sprzątają świetlicę. Praktycznie są tu stopniowo przygotowywani do dorosłego i samodzielnego życia.
— Początki były dość skromne. Z biegiem czasu dzieci nam przybywało, a to świadczy o tym, że rodzice (stale mamy z nimi dobre kontakty) nam ufają i są zadowoleni — mówi siostra Maria.
Ze starszą młodzieżą, która należy do wolontariatu, siostry prowadzą rekolekcje, lekcje tańca, pogadanki psychologiczne, odpowiadają (w miarę możliwości) na wszelkiego rodzaju pytania młodzieży, pytania, które czasem bywają nawet trudne.
Siostra Małgorzata bardzo lubi lekcje religii z młodszymi dziećmi w szkole im Ignacego Kraszewskiego. Oczywiście, jedne dzieci mają lepsze podstawy wyniesione z domu, inne słabsze, ale wszystkie są chłonne nowych wiadomości, tylko trzeba je w sposób interesujący, czasem nawet w formie zabawy podać.
— Maluchy bardzo chętnie i z wielką prostotą wchłaniają prawdy Boże i to mnie osobiście bardzo cieszy i dodaje sił — mówi siostra Małgorzata.
Wiadomo, że nie można dzieci „karmić” samymi prawdami religii lub zmuszać ich uczenia się na pamięć takich lub innych formułek. Religia — to powinien być styl życia i obejmować jego wszystkie dziedziny: pracę, naukę, rozrywkę.
Właśnie rozrywka. W zeszłym roku wielką frajdą dla młodzieży był wyjazd nad morze do Polski w okolice Elbląga. Pojechała tam grupa dzieci.
— Były to piękne Zielone Wakacje, w zorganizowaniu których dużo nam pomogło Stowarzyszenie Lwy Północy.
Czasem wielką frajdą i przyjemnością bywają pielgrzymki do jakichkolwiek miejsc modlitewnych. Oczywiście, każda ma swoją obraną intencję, powiązana też bywa z pewnymi niewygodami i pewnym trudem, ale jak jest dobrze zorganizowana (obejmuje modlitwę, śpiew, czasem nawet zabawę), to nie mamy żadnych kłopotów — dodaje siostra Maria.
A pielgrzymki odbywają się co roku. Niedawno np. były dwie nocne pielgrzymki pokutne (brała w nich udział młodzież starsza). Młodzi (około 15 osób) szli nocą od domku św. siostry Faustyny do miejscowości Pryciuny, w których kiedyś mieszkała (w końcu XX wieku) siostra Wanda od Aniołów, a o której się mówi, że być może wkrótce będzie wyniesiona na ołtarze. Młodym tego rodzaju pielgrzymki bardzo się podobały, bo tak romantycznie jest przemierzać nocą śpiące miasto i pachnące kwieciem łąki i obserwować tu i tam rozrzucone wioseczki, zabudowania gospodarskie, szczekające przy płotach psy. I choć do lata jeszcze jest sporo czasu, to i siostry, i młodzież zastanawiają się, jaką i dokąd tym razem zorganizować pielgrzymkę.
I tu chyba warto zadać pytanie: skąd siostry mają środki na dokarmianie dzieci?
Nigdy nie narzekają na niedostatki materialne. Stale coś im przynoszą parafianie. Kto ile może, ale bardzo chętnie wspiera to Boskie dzieło sióstr, które z każdym rokiem wydaje (może jeszcze skromne), ale dobre owoce. Dzieci, które są bliżej kościoła, współpracują z siostrami, od razu dają się poznać we wszystkim swoim zachowaniem, są lepsze, bardziej usłużne, współczujące innym. Często rodzice mówią, że od momentu, gdy ich dziecko zaczęło uczęszczać do sióstr, chodzić do kościoła, na pielgrzymki — sprawiają mniej kłopotów w domu, zerwały stosunki z niezbyt ciekawą młodzieżą z ulicy itp.
Ale tu zaskoczyło nas jedno, bo praktycznie tylko dwie siostry (trzecia, Anna, niedawno wyjechała na misję), w jaki sposób sobie radzą? A radzą chyba dlatego, że pomagają im życzliwi parafianie i sama młodzież. Radzą, bo chyba sam Bóg tego chce zgodnie z jednym z ośmiu błogosławieństw: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych maluczkich, mnie uczyniliście”. Te słowa Chrystusa nie są tu pustym dźwiękiem, ale są bardzo aktywnie wcielane w życie. Niech dobry Bóg nadal wspomaga rozpoczęte przez siostry dzieło. Szczęść im Boże!
HISTORIA KOŚCIOŁA
Charakterystycznym znakiem Nowej Wilejki jest wysmukła wieża kościoła dumnie wznosząca się nad osiedlem jakby ciągle czuwająca nad jego mieszkańcami. Kościół pw. św. Kazimierza został zbudowany w 1911 roku. Dotąd wierni modlili się w kaplicy. W 1906 roku gubernator wileński, na prośbę mieszkańców, wydał pozwolenie na budowę kościoła.
Budowlę świątyni zaprojektowano w stylu neogotyckim. Prace budowlane trwały 5 lat.