Wczoraj, 8 kwietnia, około sto osób przeszło tak zwaną drogą śmierci od stacji kolejowej w wileńskich Ponarach do pomnika pomordowanych Żydów, Polaków i innych narodowości w czasie II wojny światowej.
Trasa marszu wynosiła około kilometra. To ostatnia droga, jaką pomordowani pokonywali idąc na śmierć. Na Litwie Marsz Żywych w Wilnie odbył się po raz piąty. Na uroczystość przybył ambasador RP w Wilnie Janusz Skolimowski, aby złożyć wieniec przy memoriale w Ponarach.
W marszu uczestniczyli także przedstawiciele litewskich władz, wiceprzewodniczący Sejmu Gediminas Kirkilas oraz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius, którzy złożyli wieńce przy memoriale w Ponarach.
— To smutna historia, o której musimy pamiętać. Co roku na to miejsce przybywają setki osób, żeby uczcić pamięć poległych. Marsz staje się tradycją. Jest on potrzebny dla Litwinów, by ta zbrodnia nigdy więcej się nie powtórzyła — powiedział Linas Linkevičius.
Organizatorami marszu są byli mieszkańcy wileńskiego getta oraz więźniowie obozów koncentracyjnych.
W tegorocznym marszu wzięła udział grupa z Izraela, potomkowie ofiar z wileńskiego getta.
— To jest dzień likwidacji getta. Przy likwidacji byłam jako 10-letnie dziecko. W tym dniu zginęła cała moja rodzina, została tylko moja kochana mamusia, dzięki której zostałam przy życiu… To ona narażając swoje życie uratowała moje — powiedziała dla „Kuriera” Szoszana Rabinowicz z Izraela.
Swoje wspomnienia z lat wojny zamieściła w swojej książce „Przeżyłam dzięki mojej matce”. Obecnie autorka jeździ na liczne spotkania z młodzieżą w Izraelu, Austrii i w Niemczech, prezentując fragmenty swoich wspomnień z czasów wojny.
— Dla młodego pokolenia, które nie zna okrucieństw wojny, bardzo ważny jest przekaz osób, które przeżyły ten tragiczny okres. Trudno nam zrozumieć, jak można w ciszy i spokoju urzędniczych gabinetów zaplanować zagładę całego narodu i systematycznie ją realizować — powiedziała Szoszana Rabinowicz.
Podczas II wojny światowej las w Ponarach pod Wilnem był miejscem masowych mordów dokonywanych przez oddziały SS, policji niemieckiej i kolaborującej z Niemcami policji litewskiej.
— Jest to jeden z najsmutniejszych dni w moim życiu. Ten dzień zabrał wszystkich moich bliskich… Niemcy, wspomagani przez ochotnicze oddziały litewskie, wymordowali tu ok. 100 tys. ludzi. Wśród nich około 60-70 tys. Żydów, kilka tysięcy Polaków — inteligencji wileńskiej, żołnierzy AK, a także Romów, Rosjan i Litwinów — piękną przedwojenną polszczyzną mówiła nam 90-letnia Fania Brancowska z domu Jocheles.
Fania Brancowska bardzo ciepło wspomina o poświęceniu wilnian — Polaków, którzy z narażeniem własnego życia nieśli pomoc mieszkańcom getta.
— Ja sama cudem uratowałam się w ostatniej chwili przed likwidacją getta. Należałam do konspiracji, uciekłam do lasu, gdzie przebywałam do wyzwolenia Wilna od Niemców w lipcu 1944 roku — mówiła Fania Brancowska.
Wileński Marsz Żywych na Litwie został zainicjowany w 2009 roku przez przedstawicieli wspólnoty Żydów wileńskich w Izraelu. Do ich inicjatywy dołączyła się również miejscowa wspólnota żydowska.
— Dzień Holocaustu, to przede wszystkim dzień pamięci o strasznej tragedii, która się tutaj wydarzyła. Ten dzień przypomina nam również, że za żadne skarby świata nic podobnego nie może się powtórzyć. To historia z przeszłości, o której musimy pamiętać — powiedział dla „Kuriera” Simonas Gurevičius, dyrektor wykonawczy Wspólnoty Żydowskiej na Litwie.
HISTORIA PONAR
Przed wojną na terenie obecnej Litwy mieszkało około 200 tysięcy Żydów, 90 proc. z nich zostało wymordowanych w czasie wojny. W czasie II wojny światowej, w latach 1941-1944 las w Ponarach był miejscem masowych mordów dokonywanych przez oddziały SS, policji niemieckiej i kolaboracyjnej policji litewskiej pod Wilnem. Ofiary przywożono pociągami lub ciężarówkami (czasem przypędzano pieszo), rozstrzeliwano i grzebano w olbrzymich dołach.
W latach 1941-44 poniosło tu śmierć ok. 70 tys. Żydów i około 20 tys. Polaków
Byli tu także mordowani Romowie, komuniści oraz Rosjanie.