Od dwóch tygodni na Litwie znowu głośno o emigracji. Nie dlatego jednak, że mieszkańcy kraju nad Niemnem znowu pobili jakiś rekord statystyczny. Na szczęście nie.
O emigracji wiele się mówiło w ramach kilku odbywających się w Wilnie i Kownie forów innowacyjnych i ekonomicznych, w tym też forum ekonomicznego Litewskiej diaspory za granicą. Witając uczestników tego spotkania prezydent Dalia Grybauskaitė podkreśliła, że emigracja znacząco przyczyniła się do rozwoju gospodarczego Litwy. Z kolei zagraniczni eksperci odważyli się nawet stwierdzić, że emigracja jest pozytywnym czynnikiem w skali ekonomicznej kraju. I to po części też jest prawdą, bo jak już wcześniej pisaliśmy, emigranci co roku na Litwę przysyłają miliardy litów, co stanowi około 3-6 proc. PKB.
Natomiast w wymiarze psychologicznym, a nie ekonomicznym, emigrację ocenił europoseł prof. Vytautas Landsbergis. Przemawiając podczas jubileuszowego zjazdu ruchu na rzecz przebudowy „Sąjūdis” Landsbergis wymienił kilka problemów egzystencjalnych, a wśród nich właśnie problem emigracji, którą profesor określił jako samozesłanie i zaliczył ją do „samobójczej psychozy społeczeństwa”.
Podążając za „emigracyjnym” nurtem ostatnich tygodni również media serwowały swoim czytelnikom odpowiednie tematy. Przedstawiali przykłady powracających emigrantów, jak też emigrantów, którzy wracać nie zamierzają.
„Na Litwie nie jesteśmy nikomu potrzebni” — te słowa wielokrotnie usłyszał znany litewski piosenkarz Stano, który ostatnio odwiedził skupiska litewskiej emigracji w Irlandii, Wielkiej Brytanii i Norwegii. W desperacji napisał list otwarty do prezydent Dali Grybauskaitė z apelem, żeby litewscy politycy nie odwracali się od emigrantów i jeśli nie potrafią czy nie są w stanie zachęcić ich do powrotu do ojczyzny, to żeby bynajmniej nie zostawiali emigrantów na obczyźnie samych. W liście Stano przekonuje prezydent, że do niczego niezobowiązująca wizyta prezydent, czy premiera, lub biskupa jest dla emigrantów równie ważna, jak działania na rzecz powrotu emigrantów do kraju.
Ekonomiści w tym temacie mają natomiast bardziej wyrafinowane zdanie niż romantyczne spojrzenie na problem piosenkarza. Zdaniem jednego z nich — Žygimantasa Mauricasa — minie jeszcze kilka lat i emigranci zaczną wracać do kraju podobnie masowo, jak masowo wyjeżdżali z Litwy w ciągu ostatnich lat. Co prawda, jak zaznacza ekonomista, żeby do tego doszło, Litwa powinna spełnić kilka warunków, a przede wszystkim utrzymywać obecny wysoki wzrost PKB oraz zatroszczyć się o nowe miejsca pracy dla powracających emigrantów.
— Należy pamiętać, że emigranci nie wrócą tu na urlop, lecz do pracy — zauważa ekonomista nawiązując do paradoksalnej dziś sytuacji, że emigranci masowo wracają do kraju podczas urlopów.
Wracają jednak nie tylko odpoczywać. Według naszych obliczeń na podstawie danych Departamentu Statystycznego, od kilkunastu miesięcy liczba imigrantów (głównie powracających emigrantów) na Litwie powoli ale systematycznie wzrasta.
Powoli, ale też systematycznie, maleje liczba emigrantów. Co prawda wskaźniki te wciąż nie są pocieszające, ale jednak.
Jak obliczyliśmy na podstawie danych pierwszych miesięcy tego roku z podobnym okresem porównawczym roku ubiegłego, do kraju w tym roku przyjechało 6 339 osób wobec 6 047 w roku ubiegłym.
Podobna tendencja zachowuje się w liczbach emigracji, bo jeśli w ubiegłym roku w wybranym okresie z kraju wyjechało 13 871 osób, to w tym roku emigrację wybrało nieco mniej osób — 13 036. Biorąc nawet pod uwagę bilans jest to i tak za dużo, bo faktycznie w ciągu kilku miesięcy Litwa straciła liczbę mieszkańców porównywalną do liczby mieszkańców np. Solecznik, a uwzględniając tylko emigrację z mapy kraju faktycznie zniknęło takie miasto, jak na przykład Landwarów.
Nie wiadomo też, jaka tendencja zachowa się do końca roku. Według naszych obliczeń, jeśli sytuacja nie zmieni się i liczba emigrantów będzie systematycznie malała, a imigrantów rosła, to tegoroczny bilans Litwa zamknie minus około 20 tys. mieszkańców, czyli najwyżej 40 tys. emigrantów „brutto”. A to oznacza spadek emigracji prawie o 3 tys. osób w skali roku, bo w roku ubiegłym z kraju wyjechało prawie 43 tys. osób.
Liczbę wyjazdów i powrotów do końca roku może skorygować sytuacja ekonomiczna zarówno w kraju, jak i w krajach tradycyjnej emigracji Litwinów, bo jak zauważa dyrektor Instytutu Pracy i Badań Społecznych prof. Bogusław Grużewski, pogarszająca się sytuacja gospodarcza krajów emigracji oraz większa konkurencja na rynku pracy ze strony nowych krajów swobodnego przepływu siły roboczej, takich jak Bułgaria i Rumunia, często jest prawdziwym powodem powrotu emigrantów do kraju.
Z kolei socjologowie apelują do władz, że podstawowym ich zadaniem jest zatrzymanie powracających emigrantów, bo jeśli po jakimś czasie zdecydują się oni na ponowną emigrację, to prawdopodobnie już nigdy nie wrócą do kraju na stałe.
Władze, czyli rząd ma w tym przypadku konkretne propozycje, ale niestety deklaratywne. Niedawno ogłoszono, że celem rządu w ciągu najbliższych lat jest stworzenie około 150 tys. nowych miejsc pracy. Czy zostaną stworzone? Trudno w to uwierzyć, bo jeśli tak, to liczba bezrobotnych zmalałaby z obecnych około 200 tys. osób do około 50 tys. Byłoby to rekordowe niskie bezrobocie w najnowszej historii kraju, co też graniczyłoby z cudem co najmniej gospodarczym. Jeśli jednak cud ten się zdarzy, a nowe miejsca zajmą głównie powracający z emigracji, to bilans emigracyjny niewiele się od tego zmieni. Dziś bowiem na emigracji tylko oficjalnie przebywa około pół miliona obywateli. Nieoficjalne statystyki są jeszcze bardziej ponure — cały milion, a nawet ponad.
Z kolei, w romantycznym ujęciu Stano, dziś na emigracji w Norwegii przebywa liczba osób porównywalna do liczby mieszkańców Poniewieża, w Irlandii odpowiednio — Kowna, zaś w W. Brytanii — większa liczba emigrantów niż liczy Wilno…