
Fot. Marian Paluszkiewicz
Białoruś forsuje budowę pierwszej w kraju elektrowni atomowej, która ma powstać przy granicy z Litwą zaledwie w odległości 50 km od Wilna. Litewscy i białoruscy przeciwnicy atomówki pod Ostrowcem nasilają protesty i liczą, że uda się im powstrzymać budowę białoruskiej elektrowni. Swój sprzeciw argumentują głównie względami ekologicznymi, tymczasem w opinii ekspertów chodzi tu również o wymiar geopolityczny i ekonomiczny, bo od tego, które z państw regionu — Litwa, Rosja, czy Białoruś — jako pierwsze wybuduje elektrownię, zależy energetyczna przyszłość regionu.
Po zamknięciu (a raczej wyłączeniu, bo zamknięcie potrwa jeszcze wiele lat i będzie kosztowało wiele miliardów euro) litewskiej elektrowni atomowej w Ignalinie, nasz kraj pod względem energetycznym jest zdany na eksport. Głównie ze Wschodu, bo powstające od lat łącza z Polską i Szwecją wciąż powstają. Toteż kraj, który jako pierwszy poda na rynek tanią energię z elektrowni atomowej, będzie miał w tym regionie nie tylko przewagę ekonomiczną, ale również geopolityczną. Możemy przekonać się w jaki to sposób działa na przykładzie uzależnienia litewskich korytarzy transportowych od białoruskiego eksportu, kiedy każde stanowcze oświadczenie Wilna wobec białoruskiego reżimu Mińsk ripostuje pogróżkami o skierowaniu swego eksportu do portów na Łotwie, w Estonii, Rosji, czy też na Ukrainie. Jak na razie to działa, bo po każdym takim oświadczeniu Mińska, w Wilnie ze strony probiałoruskiego lobby gospodarczego nasila się presja na ośrodki władzy, które pod tymi naciskami w końcu łagodzą swoje stanowisko wobec Mińska.
Protestujący przeciwko białoruskiej atomówki liczą, że tym razem geopolityczne wyrachowanie litewskich władz przegra z ich „głosem rozsądku”.
— Cieszymy się, że społeczeństwo litewskie stanowczo wypowiedziało się przeciwko budowie na Litwie elektrowni atomowej. Za pomocą międzynarodowej opinii publicznej udało się nam powstrzymać budowę rosyjskiej elektrowni w obwodzie kaliningradzkim. Dziś protestujemy przeciwko forsowaniu budowy elektrowni pod Ostrowcem na Białorusi, bo jest to niebezpieczna inicjatywa — mówił wczoraj wiceprzewodniczący Związku Zielonych i Chłopów Tomas Tomilinas, jeden z organizatorów środowej pikiety antyatomowej przed ambasadą Białorusi w Wilnie. Jego zdaniem, największą wagę w konfrontacji z Mińskiem może mieć opinia międzynarodowa, głównie stanowisko Organizacji Narodów Zjednoczonych. Toteż, w opinii Tomilinasa, ważnym elementem tu jest Konwencja Espoo, która stanowi prawno-międzynarodowe ramy proceduralne dla wykonywania ocen oddziaływania na środowisko (OOŚ), w przypadkach, gdy inwestycja realizowana w jednym kraju swoim zasięgiem oddziaływania obejmuje terytorium innego państwa.
W odróżnieniu od Rosji, Białoruś jest sygnatariuszem konwencji i musi ją przestrzegać. A że nie przestrzega — tego próbują dowieść protestujący. Tatjana Nowikowa, koordynator białoruskiego ruchu antyatomowego oraz współorganizator wczorajszej pikiety przed białoruską ambasadą tłumaczyła, że strona białoruska nie spełnia wszystkich wymogów konwencji z Espoo, toteż budowa elektrowni pod Ostrowcem musi być powstrzymana. Główną niezgodnością jest to, że dotychczas nie doszło do oceny oddziaływania na środowisko oraz konsultacji ze stroną litewską. Strona białoruska tłumaczyła się wcześniej, że litewscy partnerzy po prostu nie chcą uczestniczyć w konsultacjach, co powoduje impas w realizacji założeń konwencji. Żeby przełamać ten impas, strona białoruska zorganizowała publiczne słuchania w tej sprawie, na które do Ostrowca zaprosiła wszystkich zainteresowanych z Litwy. Spotkanie odbyło się w sobotę, 17 sierpnia, co wywołało oburzenie oficjalnego Wilna i negatywną reakcję premiera Algirdasa Butkevičiusa.
— Cieszy nas stanowisko premiera, liczymy też, że podobnego zdania jest prezydent Dalia Grybauskaitė, aczkolwiek dotychczas nie zajęła jeszcze stanowiska — powiedział Tomas Tomilinas. Mimo ostrożnego pesymizmu organizatora wczorajszej pikiety, zebrała ona zaledwie 27 osób, w tym 19 dziennikarzy i 3 policjantów. Protestujących było zaledwie kilku. Zdaniem Tatjany Nowikowej, protesty nie są liczne ze względu na sezon urlopowy.
— Właśnie w tym okresie, kiedy wszyscy urlopują, białoruskie władze forsują projekt elektrowni atomowej — zauważył białoruska działaczka. Dodała też, że nawet przedstawiona przez Mińsk do dyskusji opinia środowiskowa nie jest wyczerpująca, bo nie obejmuje planów ewakuacji Wilna na wypadek awarii elektrowni. Tymczasem, jak zauważyła Nowikowa, w ocenie norweskich ekspertów, którzy przygotowali ocenę białoruskiego projektu, strona projektu musiałaby przedstawić plany ewentualnej ewakuacji nie tylko Wilna, ale też Mińska.
Tymczasem budowa białoruskiej atomówki idzie pełną parą. Budowa fundamentów elektrowni jest na tzw. poziomie zerowym, realizowane są też zamówienia na budowę reaktora i turbin. Z pełnym zaangażowaniem sił trwają też prace przy dwóch potężnych elektrowniach wodnych na Niemnie w obwodzie grodzieńskim oraz nad Dźwiną (Dauguwą) w obwodzie witebskim. Realizacja tych oraz innych projektów energetycznych zmieni Białoruś z dotychczasowego importera energii elektrycznej w jej potężnego eksportera.