Wczoraj, 13 listopada, grupa wilnian zgromadziła się na wiecu przed budynkiem rządu, by protestować przeciwko planom budowania w stolicy zakładu przeróbki i spalania odpadów.
W gronie pikietujących znaleźli się członkowie komitetów wspólnotowych regionu wileńskiego oraz przedstawiciele Partii Zielonych Litwy. 20-osobowa grupa zgromadzonych na wiecu złożyła podpisy pod odezwą do premiera Algirdasa Butkevičiusa oraz przewodniczącej Sejmu Lorety Graužinienė z prośbą wywarcie wpływu na instytucje władzy oraz przyjęcie postanowienia zaniechania budowy zakładu spalania odpadów na terytorium stolicy.
— Spalanie śmieci jest przeżytkiem, są to stare technologie. Litwa musi stosować innowacyjne technologie, utylizować śmieci, otrzymywać z nich surowce wtórne. Niezrozumiałe jest, dlaczego radni samorządu stołecznego chcą w Wilnie stworzyć trujący zakład — przemawiano na wiecu.
Przedstawiciel rady samorządu Wilna Gediminas Rudžionis z partii „Porządek i sprawiedliwość” zapewnił, że ani on, ani frakcja nigdy nie głosowali za podobną decyzją tworzenia dochodowych przedsiębiorstw śmiertelnie szkodliwych dla mieszkańców.
— Najbardziej oburzające jest to, że wszelkie normy higieny i wymogi sanitarne zezwalają na zakładanie trujących śmiercionośnych zakładów. Jeżeli prawo nie służy dobru człowieka i społeczeństwa — musi być zmienione. W imieniu partii kategorycznie opowiadamy się przeciwko takim niedopuszczalnym działaniom, czyli tworzeniu strefy śmierci obok dzielnic wielomieszkaniowych — mówił Gediminas Rudžionis.
Rudžionis oburzał się, że żądza zysku wzięła górę nad moralnością.
— Można to budować w innym miejscu, dalej, ale zwiększa się wtedy odległość i zmniejsza się zysk. Człowiek się nie liczy. Kiedy Ministerstwo Środowiska zaprotestowało i podało do sądu taką decyzję samorządu, sprawa została przegrana, gdyż sąd uznał, że normy sanitarno-higieniczne zezwalają na budowę zakładu — mówił dla „Kuriera” Gediminas Rudžionis. — Jeżeli normy są szkodliwe, to trzeba je zmieniać.
Janina Gadliauskienė z Ruchu Zielonych Litwy zwróciła uwagę na inny aspekt sprawy.
— Musimy zbadać na początku, ile w ogóle zakładów do przeróbki odpadów i o jakiej mocy potrzeba na Litwie. Przykładowo w Kłajpedzie jest potężny zakład, który nie wykorzystuje w pełni swojej mocy — ilość odpadów do przeróbki jest niewystarczająca (…) Sama mieszkam w dzielnicy wileńskiej Zameczek — nie można otworzyć okna, gdyż wpada przez nie dym. Odpady należy sortować tak, jak wymagają tego unijne dyrektywy. Im mniej będzie spalanych śmieci, w tym zdrowszym środowisku będziemy mieszkali.
Artur Ludkowski, radny samorządu m. Wilna z ramienia AWPL, zaznaczył, że postanowienie o budowie zakładu było przyjęte przez administrację wileńskiego samorządu, bez porozumienia z radą samorządu:
– Radni zostali poinformowani o decyzji post factum. Jestem podobnego zdania jak mieszkańcy Wilna – system spalania śmieci musi być daleko poza granicami miasta.
Obecnie pośrednio zarządzana przez koncern „Icor” spółka „Reenergy” (do koncernu należy 51 proc. akcji tej spółki) już rozpoczęła budowę fundamentów pod zakład spalania odpadów nieopodal Gariūnai. Samorząd stołeczny wydał pozwolenie na budowę zakładu o mocy 170 tys. ton rocznie. Planowana moc cieplna przyszłego zakładu wynosi 49.9 megawatów. Wilnianie są już też informowani o budowie kolejnego, podobnego zakładu w Pogirach. Poza tym, Służba Zakupów Publicznych (Viešųjų pirkimų tarnyba) zezwoliła na ciąg dalszy budowy zakładu do segregowania odpadów, którego moc wynosi 250 tys. ton rocznie.
Pikietujący złożyli w rządzie petycję z podpisami o zaniechanie budowy w Wilnie zakładów do sortowania i spalania odpadów.