W kontekście ostatnich wydarzeń na Ukrainie (głównie na Krymie) wielu polityków i ekspertów ostrzega, że ewentualny rosyjsko-ukraiński konflikt zbrojny może przerodzić się, jeśli nie w III wojnę światową, to w wojnę na kontynencie europejskim co najmniej.
Tymczasem wielu obserwatorów mówi o już toczącej się niewidzialnej wojnie między Wschodem i Zachodem. Ta wojna – propagandowa – toczy się na łamach prasy, w Internecie i w eterze radiowo-telewizyjnym. Wydarzenia i fakty o sytuacji na Ukrainie przedstawiane w mediach zachodnich, w rosyjskich podawane są zgoła odmiennie, nie raz „argumentowane” wydumanymi faktami czy też zwykłym kłamstwem. Wojna na słowa jest prawdziwym zmaganiem, w którym zamiast broni używa się kamer i dyktafonów.
Wyraźną ilustracja tych zmagań może posłużyć nagranie z wydarzeń przed jedną z baz wojskowych na Krymie, przed którą dwaj dziennikarze – ukraiński i rosyjski – nagrywając siebie wzajemnie na kamerę, zarzucali sobie brak obiektywizmu i prowokacje.
Do podobnej potyczki słownej doszło też między zrzeszeniami dziennikarzy Ukrainy i Rosji.
Ci pierwsi zaapelowali do rosyjskich kolegów o obiektywne naświetlanie wydarzeń z Ukrainy. W odpowiedzi otrzymali apel, żeby sami nauczyli się obiektywizmu. Wojna propagandowa toczy się zarówno na najwyższym szczeblu, jak i na forach internetowych. Chociaż tu działania internautów wydaje się, również są stymulowane i kontrolowane. Przekonali się o tym wydawcy polskiego serwisu Newsweek.pl, którzy przeanalizowali komentarze pod artykułami o wydarzeniach na Ukrainie. Z ich oceny wynika, że prorosyjskie i antyukraińskie, czy też antypolskie komentarze mogą być pisane „scentralizowanie”.
Jak podaje serwis Press.pl, szefowie Newsweeku uważają, że autorami wpisów mogą być Rosjanie, ponieważ około 80 proc. komentarzy pochodzi spoza Polski, gdy, dla porównania, pod innymi tekstami 80 proc. wpisów pochodzi z Polski. Co więcej, redakcja Newsweek.pl, analizując adresy IP, ustaliła, że 80 proc. komentarzy zostało wysłanych z różnych stron świata, ale nie z Rosji. Przypuszcza się, że do wysyłania komentarzy używano specjalnych programów, które umożliwiają ukrycie prawdziwej lokalizacji autora komentarza i zastąpienie jej inną. Takie działania, o ile rzeczywiście są zamierzone, są przejawem wojny propagandowej prowadzonej w celu zdominowania opinii publicznej.
„Gdy na Newsweek.pl publikujemy artykuł dotyczący sytuacji na Ukrainie, na początku pojawiają się wyważone komentarze dotyczące zaangażowania stron w konflikcie. Jednak w pewnym momencie, jakby na akord, liczba komentarzy dramatycznie wzrasta, stają się one bardzo prorosyjskie, antyukraińskie i antypolskie, często wulgarne. Merytoryczna dyskusja całkowicie ginie, internetowi trolle przejmują temat, normalne komentarze są spychane w niebyt” – informuje Press.pl, za serwisem Newsweek.pl.
Podkreśla się, że lokalizacja IP adresów takich komentatorów wskazuje często na bardzo egzotyczne kraje, z których zwyczajnie nie bywa wejść na strony serwisu.
Problem wojny propagandowej nie dotyczy tylko samej Ukrainy czy też Polski. Również na Litwie w mediach zmagają się dwa fronty prorosyjski i ukraiński. Jednak inaczej niż w Polsce, walkę o „rosyjską rację stanu” wydaje się, prowadzą rodzimi internauci, których nikt z zewnątrz nie musi nawet specjalnie stymulować.
„Kurier” przeprowadził analizę prorosyjskich, antylitewskich i antyukraińskich wpisów i adresów IP ich autorów pod materiałami o wydarzeniach na Ukrainie zamieszczonych na jednym z największych litewskich portali. Z naszych ustaleń wynika, że większość przychylnych Rosji czy nieprzychylnych Litwie i Ukrainie wpisów pochodzi z komputerów rejestrowanych na Litwie, bądź w Irlandii i Wielkiej Brytanii, gdzie jak wiadomo, są duże skupiska litewskiej emigracji.
„Co jest? Amerykańsko-litewska propaganda przegrywa przeciwko trzeźwemu myśleniu i rozsądkowi komentatorów? Nic na to nie poradzisz. Widocznie za mało jeszcze wyhodowaliście bezmyślnych downów, bo ludzie myślący jeszcze dominują” — pod artykułem o wojnie propagandowej ws. Ukrainy napisał internauta, którego IP adres zaprowadził nas do Dublina. Większość z ponad 1 000 komentarzy pod wspomnianym materiałem miały charakter prorosyjski, antylitewski i antyukraiński. Z naszej analizy wynikło jednak, że większość autorów tych komentarzy pisało z komputerów, których IP wskazywały na lokalizację w Wilnie, Kownie, Kłajpedzie, Mariampolu czy Szawlach.