Teodor Linkiewicz, starszy specjalista wydziału oświaty administracji samorządu trockiego 29 lipca miał ostatni dzień w pracy. Prawie po 40 latach pracy w oświacie — najpierw jako nauczyciel później dyrektor szkoły, kierownik, wicekierownik i specjalista wydziału oświaty — odchodzi na emeryturę. Z perspektywy czasu i różnego rodzaju doświadczeń rozmawiamy z Teodorem Linkiewiczem o zmianach w systemie oświaty, roli nauczyciela, losie polskiej szkoły na Litwie.
Na początku tradycyjne pytanie, jak się wszystko rozpoczęło?
Po ukończeniu polskiej szkoły średniej w Landwarowie rok pracowałem w fabryce dywanów, później była jeszcze Wileńska Szkoła Techniczna, a dopiero potem Wileński Instytut Pedagogiczny. Uwielbiałem historię, trochę myślałem o prawie, ale ostatecznie wylądowałem jako jedyny Polak w grupie litewskiej na historii. Egzaminy wstępne pozwolono mi składać po rosyjsku, czyli w języku państwowym, jednak już na początku studiów starałem się wszystkie egzaminy składać po litewsku. Po pierwszym roku miałem same celujące oceny i podwyższone stypendium. Początek pracy pedagogicznej to Szkoła Średnia w Grzegorzewie. Pięć lat. Później praca w Landwarowie również jako nauczyciela historii, kolejny rok. W 1981 roku otrzymałem propozycję zajęcia posady dyrektora w polsko-rosyjskiej szkole średniej. Po niespełna pięciu latach – posada kierownika wydziału oświaty rejonu trockiego, w gestii którego było prawie 90 placówek oświatowych. To był ogromny rejon od Grzegorzewa do Dusmenysu. Około 14 tysięcy uczniów.
(obecnie około 4 tysięcy uczniów przyp. autorki)
W latach 90. Polak raczej nie mógł był być kierownikiem wydziału oświaty, zaproponowano Panu posadę wicekierownika…
Powołano etat zastępcy. Otrzymałem, jako kurator, wszystkie szkoły mniejszości narodowych. Jednak po kolejnej inspekcji w wydziale słynnej wówczas pani inspektor Danguolė Sabienė, szkoły polskie zostały podzielone pomiędzy innymi specjalistami wydziału. Tak jest zresztą do dziś. Po kilku latach, stanowiska zastępców kierowników zaczęto likwidować. Otrzymałem stanowisko specjalisty. Jednak dość często, szczególnie po przewrotach politycznych, czasowo pełniłem funkcje kierownika wydziału oświaty, czasami rok, czasami pół roku. Nigdy nie startowałem na stanowisko kierownika. Jako osoba niepartyjna, w rejonie trockim nie miałbym zresztą żadnych szans.
Samorząd jest właścicielem wszystkich szkół rejonu, wydział oświaty natomiast powinien być organem, który monitoruje, nadzoruje i tak naprawdę wspiera, służy pomocą i radą w działalności szkół?
Wydział oświaty to jedynie kilka osób, które zajmują się przeważnie papierkową robotą, przygotowaniem uchwał Rad Samorządu. Analizą pracy szkół zajmują się dziś powołane i sporo szkoły kosztujące finansowo nowe instytucje, które po kolejnym sprawdzianie szkół wydają rutynowe oświadczenie, co należy zmienić. Zmiany jednak trudno torują sobie drogę w szkołach na Litwie. Do szkoły na Litwie próbowano i nadal się próbuje wdrażać zachodnie systemy oświatowe. Sądzę, że potrzebne są zmiany systemowe, uwzględniające specyfikę naszego kraju, naszą mentalność i poziom wykształcenia. Jeszcze kilka lat temu szkoła ubiegająca się o status gimnazjum miała spełniać 270 wymogów, po kilku latach zostało 180, teraz już niby 60 wystarczy. A gdy porównamy dla przykładu procentowo wyniki dwóch litewskich placówek naszego rejonu — Szkoły Średniej w Wysokim Dworze i Gimnazjum Witolda Wielkiego w Trokach, różnice są mało dostrzegalne. Z tym że szkoła w Wysokim Dworze cały czas walczy o istnienie.
Wydział oświaty w administracji samorządu wypełnia dziś zupełnie inne funkcje. Chociaż, jako jedyni w wydziałów mamy w swej gestii inne organizacje, czyli placówki oświatowe, nasza praca wygląda tak jak każdego dowolnego wydziału samorządu. A mamy w zasadzie do wykonania zupełnie inne funkcje. Brakuje pracowników, wizyt i spotkań w szkołach, praca metodyczna z nauczycielami zostawia wiele do życzenia.
Ostatnio polskie placówki oświatowe w rejonie trockim z determinacją walczą o swoje istnienie, rodzice o prawo na kształcenie dzieci w języku ojczystym.
Los polskich szkół dziś zależy jedynie i wyłącznie od rodziców. Jeżeli Polacy, mieszkający na Ziemi Trockiej będą świadomi swej tożsamości, tradycji i kultury, szkoły będą istnieć. Każda ze szkół polskich w rejonie trockim ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Być może powinno być więcej promocji, nawet reklamy, aby uczniowie byli dumni ze swojej szkoły, swych osiągnięć. Ważne jest również to, aby o język polski dbały nie tylko polonistki, lecz nauczyciel każdego przedmiotu odpowiednio posługiwał się i od uczniów wymagał odpowiedniego poziomu języka ojczystego. Aby polskość dla nich była wartością, którą trzeba pielęgnować, o którą trzeba dbać.
Ostatnio mamy do czynienia nie tylko z migracją naszych rodzin i dzieci za granicę, ale też częstą zmianą szkoły nawet w obrębie tego samego rejonu?
Zmiana szkoły to wynik konkurencji pomiędzy szkołami, ale też braku współpracy. Wprowadzenie przed laty koszyczka uczniowskiego, gdy wraz z dzieckiem do szkoły przychodzi też finansowanie, postawiły szkoły w sytuacji spółki komercyjnej, że — klient zawsze ma rację. Oczywiście są pojedyncze wypadki, gdy zmiana szkoły jest jedynym wyjściem z jakiejś zagmatwanej sytuacji, w większości wypadków mamy raczej do czynienia z brakiem wiedzy i porozumienia. W innej szkole będzie inaczej, ale niekoniecznie lepiej. Od kilku lat Szkoła Średnia w Trokach organizuje rejonowe konferencje metodyczne, jednak jak dotychczas to są jedynie deklaracje o współpracy. Walka o ucznia powoduje brak konstruktywnego współdziałania pomiędzy kierownictwem i nauczycielami szkół rejonu trockiego.
Dobry nauczyciel, czyli jaki?
Taki, który potrafi przemówić do ucznia. Być może jestem konserwatywny w swoich poglądach, jednak jestem przekonany, że słowo nauczyciela ma największą moc. Nie obrazek, nie przyrząd czy doświadczenie, ale słowo powinno być początkiem wszystkiego. Motywacja ucznia rozpoczyna się od nawiązania współpracy z nauczycielem. Rezultat jest wynikiem współdziałania i współpracy tych dwóch ogniw. Dziś pracownicy wydziału oświaty nie zajmują się wizytacją lekcji, nie ma również metodycznych narad. Te funkcje ma spełniać administracja szkoły, jednak tu chodzi nie o lekcje pokazowe, na które nauczyciel nas zaprasza, chodzi o system, metodykę pracę, którą nauczyciel stosuje każdego dnia na każdej lekcji. Zbyt wiele gotowego materiału w przestrzeni wirtualnej, wszystko na wyciągnięcie ręki. Mało możliwości rozwoju kreatywności. Analizując wyniki olimpiad, widzimy często, jak jedno dziecko reprezentuje szkołę na wszystkich przedmiotowych olimpiadach. Gdzie są pozostali? Wyjątkowo uzdolnione dziecko daje radę z każdego przedmiotu, a gdzie jest praca konkretnego nauczyciela z konkretnym dzieckiem? Często powodem zaistniałej sytuacji jest brak finansowania, jedną opłacalną godzinę tygodniowo nauczyciel otrzymuje na wszystkie konkursy i olimpiady. Czyli resztę powinien pracować bezpłatnie… Znam przypadki, gdy nauczyciel mówi „przyjdziesz do mnie do domu”. Taka sytuacja, gdy uczeń wymuszany jest do brania płatnych korepetycji — jest niedopuszczalna, chociaż również ma miejsce w naszym rejonie.
Ogólnie rzecz biorąc można stwierdzić, że nauczyciel dziś czuje się niedoceniony. Przez państwo, bo wynagrodzenia nie wzrastają, przez kierownictwo, bo dyrektorzy są na swoich stanowiskach od wielu lat i zdaniem nauczycieli mają swoje preferencje, przez rodziców, którzy chcą, aby ich dzieci były nauczone i wychowane bez żadnego wysiłku z ich strony i ich dzieci. Często się mówi o wypaleniu zawodowym. Zdolni maturzyści nie chcą iść na pedagogikę. Od kilku lat nie ma chętnych zostać nauczycielami fizyki, chemii czy biologii. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja, gdy obecne pokolenie nauczycieli odejdzie na emeryturę, kto będzie uczył w szkole?
Ostatnio dużo się mówi o kształceniu dzieci o potrzebach specjalnych.
Integracja, powszechnie stosowana w Europie, w szkołach na Litwie sprawdza się z trudem. Brakuje wykwalifikowanych specjalistów. Nauczyciel czuje się w tym nieco zagubiony, mając 30 uczniów w klasie kilku bardzo zdolnych, czyli też o potrzebach specjalnych i kilku upośledzonych powinien w ciągu 45 minut nauczyć wszystkich równo. To dobrze wygląda jedynie teoretycznie, praktyka życiowa wymaga jednak zupełnie innego podejścia do tych dzieci. Być może powołania placówki specjalistycznej, w której takie dzieci otrzymają wieloraką pomóc. W innych krajach każde dziecko o potrzebach specjalnych siedzące w zwykłej klasie ma również specjalistę, siedzącego obok albo nawet dwóch. Wówczas są wyniki, których zazdrościmy państwom zachodnim.
Słowo „emeryt” do Pana jakoś zupełnie nie pasuje, więc nie pytam o planach na emeryturze, tylko o perspektywach na przyszłość?
Będę odpoczywać, odwiedzać dzieci i wnuków, mieszkających niestety nie na Litwie. Córka Bożena jest odontologiem, wraz z rodziną mieszka w Polsce, syn jest ekonomistą, pracuje w amerykańskiej firmie, mieszka w Irlandii. Potrzebuję kilku miesięcy na uporządkowanie pewnych swoich spraw. Być może chciałbym mieć kilka godzin w swoim zawodzie, ale na razie są to dalekie plany. A korzystając z okazji, za pośrednictwem Kuriera Wileńskiego chciałbym wszystkim serdecznie podziękować za wieloletnią współpracę: dyrektorom szkół, Barbarze Kosinskienė, Józefowi Kwiatkowskiemu, Krystynie Dzierżyńskiej, nauczycielom i rodzicom, z którymi w ciągu prawie 40 lat współpracowałem.