Taką adnotację można spokojnie zapisać na teczkach byłych współpracowników KGB, które od dziś będą zamknięte przed wglądem aż na 75 lat. Taką decyzję podjął Sejm.
Trudno na świecie znaleźć państwo, które tak pilnie strzegłoby największych swoich tajemnic państwowych, a tym bardziej nazwisk agentów wrogiego mu systemu.
Inicjatorzy bezprecedensowego utajnienia byłych kagebistów tłumaczą natomiast, że taka ochrona im się należy, bo przyznając się do współpracy zaufali oni państwu, a teraz państwo nie może zawieść ich zaufania.
Państwo to każdy z nas. I na pewno wielu z nas, zwłaszcza ci, którzy sami bądź ich bliscy doznali sowieckich represji, bo byli zadenuncjowani właśnie przez tych ściśle utajnionych agentów, mają prawo wiedzieć nazwiska sprawców ich katorgi. Niestety, nie dowiedzą się ani oni, ani ich dzieci, ani nawet ich wnuki…
A skoro nie dowiemy się, to dziś najwyżej możemy zabawić się w „co by było, gdyby było?”. A gdyby teczki zostały odtajnione, to mogłoby się okazać, że zawierają one nazwiska posłów głosujących za ich utajnieniem. A na pewno znalazłyby się tam też nazwiska osób dzisiaj prominentnych w polityce, biznesie i finansach. I ich przyznanie się nic nie miało wspólnego z zaufaniem, bo nie było skruchą, lecz cynicznym zadbaniem o swoje bardzo prywatne interesy. I o te interesy, wydaje się, oni zadbali najskuteczniej, jak tylko mogli…