Gospodarcza sytuacja krajów żyjących głównie z eksportu ropy drastycznie pogarsza się. Problemy odczuwają nie tylko te najbiedniejsze, jak Wenezuela, ale też kraje z czołówki najbogatszych na świecie.
Władze Arabii Saudyjskiej – największego na świecie eksportera ropy ogłosiły plan oszczędnościowy.
Również Norwegia – najbogatszy na świecie kraj żyjący z eksportu ropy i gazu — ma kłopoty gospodarcze. W tym roku mają tam rekordowy poziom bezrobocia, od czasów naftowo-gazowej prosperity.
W przypadku tych krajów działa jednak zasada z powiedzenia, że zanim gruby schudnie, chudy zejdzie. Dlatego spadek przychodów budżetowych z tytułu eksportu surowców Norwegia i Arabia Saudyjska rekompensują z zasobów rezerwowych zebranych w okresie, kiedy ceny ropy osiągały zawrotnych poziomów powyżej 100 USD za baryłkę.
Wenezuela z kolei, w której przychody ze sprzedaży ropy stanowiły podstawową część budżetu, nie zdołała odłożyć na „czarną godzinę”, dlatego dziś błaga partnerów z OPEC o ograniczenie wydobycia ropy, co miałoby wywindować jej ceny na światowych giełdach.
Na to jednak nie godzą się nie tylko rządy krajów arabskich, ale też Rosji – wierni partnerzy Caracas od czasów przejęcia tam władzy przez Hugo Cháveza i jego dzisiejszych zwolenników.
Co więcej, szef rosyjskiej „Rosniefti”, Igor Seczin, oświadczył niedawno, że Rosja może zwiększać wydobycie surowca z 526,7 mln ton w ubiegłym roku do ponad 700 mln ton. Rosyjscy eksperci zakładają przy tym, że cena światowa ropy chociaż i będzie rosła w tym samym czasie, to jednak najwyższą stawkę — około 95 USD za baryłkę — może osiągnąć dopiero w 2035 roku. Zdaniem Seczina, perspektywę zwiększania wydobycia surowca mają również Wenezuela i Iran, który po niedawnym zniesieniu zachodnich sankcji gospodarczych zalewa świat tanią ropą, a władze w Teheranie zapowiadają, że w przyszłości nie zamierzają ograniczać eksportu, bo muszą odbić sobie straty, jakie kraj poniósł z powodu wcześniejszej izolacji gospodarczej.
W obliczu spadku cen na ropę państwa eksportujące stale korygują swoje założenia budżetowe i rezygnują z drogich projektów finansowanych z budżetu państwa. W mniejszym stopniu ta korekcja dotyczy takie kraje, jak Arabia Saudyjska, której fundusz rezerwowy jest szacowany na ponad 600 mld USD. Z tych pieniędzy władze w Rijadzie planują finansować ubytki z powodu utraty petrodolarów, ale też inwestować w nowoczesne sektory gospodarki, żeby zmniejszyć jej zależność od wydobycia ropy.
Rosja, której rezerwy walutowe topnieją nie tylko z powodu spadku cen na węglowodany, ale również z powodu sankcji gospodarczych nie ma, z czego łatać niedobór petrodolarów w budżecie, dlatego jest zmuszona zwiększać wydobycie ropy i korygować w dół wydatki publiczne.
Jeszcze niedawno tamtejszy rząd planował przyszłoroczny budżet, zakładając, że ropa będzie kosztowała 55-60 USD, bo przychody z eksportu surowców to wciąż ponad 50 proc. wpływów budżetowych państwa.
Ostatni projekt rosyjskiego budżetu zakłada już cenę 50 USD za baryłkę ropy. Tyle bowiem ma wynieść oczekiwana tegoroczna cena surowca. A to oznacza też, że do rosyjskiego budżet już w tym roku wpłynie o 25 proc. mniej środków niż zakładały zeszłoroczne plany, które zostały opracowane na zbyt optymistycznej cenie ropy powyżej 60 USD za baryłkę.
O stopniu zależności rosyjskiego budżetu od cen ropy naftowej dowodzą oceny ekspertów, wskazujące, że wzrost jej cen o 1 USD za baryłkę powoduje zwiększenie dochodów budżetu o 2,3-2,5 mld dol.
Z powodu tej zależności, w latach 2014-2015, dochody rosyjskiego budżetu zmniejszą się o prawie 50 mld dol. Tamtejsze władze już zapowiedziały cięcie wydatków na poziomie ok. 20 mld dol.
Tania ropa to również poważne problemy dla białoruskiej gospodarki, choć ten kraj nie jest ani dużym wydobywcą, ani eksporterem surowca.
Białoruś jednak od lat korzystała z umownej ceny na rosyjską ropę, którą reeksportowała do Europy w postaci surowej albo przerobionej na smary, oleje i paliwa. Od początku roku Rosja poczyniła jednak kroki mające ograniczyć eksport surowej ropy — zwieszone stawki podatku eksportowego i produkty niskiego przerobu. Ma to zmusić rosyjskie rafinerie do głębokiej przeróbki ropy u siebie. Rosyjscy eksperci w tym również dostrzegają niebezpieczeństwo, bo najpierw rosyjskie koncerny muszą zmodernizować swoje rafinerie. Na to potrzebują jednak pieniędzy, a te mogą otrzymać jedynie z eksportu ropy. Jego ograniczenie uniemożliwia więc renowację rafinerii.
Dlatego szef „Rosniefti” wystosował niedawno list do prezydenta Władimira Putina z apelem o zniesienie ograniczeń eksportowych albo o wprowadzenie dla koncernów dodatkowych ulg podatkowych i kredytowych, żeby te mogły wygenerować środki potrzebna do modernizacji rafinerii. Seczin ostrzegł Putina, że w przeciwnym razie już w 2017 roku rafinerie nie będą mogły wyprodukować potrzebnej ilości paliwa i w samej Rosji zabraknie go.
Mimo prognozy Seczina, w Rosji może też nastąpić gwałtowny spadek wydobycia ropy, co przy dużej jej podaży na światowych rynkach wcale nie wywinduje jej cenę. A to stanie się dodatkowym obciążeniem dla rosyjskiej gospodarki i jej finansów. Rosyjscy eksperci podliczyli, że w najbliższych latach wyczerpią się obecnie eksploatowane złoża ropy, a jej wydobycie z nowych źródeł, głównie zlokalizowanych na obszarach wiecznej zmarzliny i w rejonach arktycznych, przy obecnej cenie 50 USD za baryłkę będzie po prostu nierentownym przedsięwzięciem.