Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na owe czasy państwo.
Polityka zaborczych mocarstw sąsiedzkich była jednak inna. Nie przewidywała i nie przyznawała ona prawa słabszym państwom i narodom na samodzielne rządzenie swoim losem.
W tym tygodniu mija 220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ościenne mocarstwa — Prusy, Austria i Rosja — rozszarpały między siebie państwo, w którym przez wiele wieków wspólnie żyło i tworzyło to państwo wiele narodów. Głównie polski i litewski, które po 100 latach niewoli odrodziły państwo, ale każdy z osobna i już wrogie wobec siebie. Które też w ciągu kolejnych 100 lat, nawet wspólnie dzieląc los kolejnej, choć krótszej o pół wieku od poprzedniej niewoli, już nie zbliżyły się do siebie tak blisko, jak były przez wieki w okresie wspólnych upadków i wzlotów oraz wspólnych porażek, ale też sławnych glorii wprowadzających w zachwyt cały świat.
Pierwsza w Europie Konstytucja 3 Maja była wspólnym tworem narodów ówczesnej Rzeczypospolitej. Niestety ostatnim, do którego dziś jedne narody nie przyznają się, inne nie pamiętają. Tak samo w niepamięć odchodzi data 24 października 1795 roku, co wydaje się być spóźnionym o 220 lat, ale chyba spełnionym zamierzeniem zaborców.
Dwa lata po rozbiorze Polski, w styczniu 1797 roku w Petersburgu, ówczesnej stolicy Rosji, trzej zaborcy zawarli konwencję rozbiorową, która stanowiła, że „nazwa królestwa polskiego” ma być wymazana z mapy Europy i świadomości narodów stanowiących państwo.
Do spustoszenia w świadomości społecznej narodów przyczyniły się niewątpliwie późniejsze represje i zaborcza indoktrynacja, ale jak mówi w rozmowie z „Kurierem” Zbigniew Siemienowicz, wiceprzewodniczący Polsko-Litewskiego Forum Dialogu i Współpracy im. Jerzego Giedroycia, proces zapomnienia postępował również w wyniku zachodzących później zmian społecznych i geopolitycznych.
— Wiemy, że jeszcze w 1869 roku, kilka lat po stłumieniu Powstania Styczniowego, wdowy i dzieci zabitych w powstaniu wychodziły na ulice Kowna w żałobnych strojach. Natomiast widzimy, że już dzieci tych dzieci nie utożsamiały się z tamtymi tragicznymi wydarzeniami. A dziś, przynajmniej na Litwie, ale również często w Polsce, w ogóle nie pamięta się o wydarzeniach odległych o przeszło 200 lat — zauważa Zbigniew Siemienowicz.
Zaznacza też, że pamięć o tamtych wydarzeniach dziś powinna być szczególnie aktualna, ale nie tylko dla przypomnienia wspólnej historii, lecz też dla wyciągnięcia z niej wniosków, które mogą dziś być nader aktualne.
Zdaniem naszego rozmówcy, przed 200 laty Polska wybrała drogę demokracji i liberalizmu, która była choć idealistyczna, jednak sprzeczna z interesami ościennych mocarstw.
— Demokracja nie była wtedy im potrzebna — podkreśla nasz rozmówca. Zauważa też, że dziś z kolei następuje przecenianie demokracji.
— Z demokracji nie wolno robić bożyszcza. Jest to bardzo poważna sprawa i działa jak lekarstwo, które w trudnych momentach historycznych może pomóc narodom i państwom, zaś nadużywane może szkodzić — ocenia Zbigniew Siemienowicz, który z zawodu jest lekarzem. I dodaje, że dziś właśnie nader często dochodzi do naużywania, wręcz „stygmatyzacji” demokracji i liberalizmu.
— I widzimy tego skutki. W postaci setek tysięcy uchodźców zalewających Europę, uciekających z krajów po zniesieniu tam reżimów dyktatorskich. Również w przypadku sytuacji polskiej mniejszości na Litwie skutki przewartościowania zwyczajów demokratycznych są oczywiste, bo choć niby prawa mniejszości są zagwarantowane, to wyegzekwować ich w większości jest prawie niemożliwie — wyjaśnia wiceprzewodniczący Forum im. J. Giedroycia.
Tłumaczy też, że jego krytyka dzisiejszej demokracji nie oznacza wystawiania pozytywnej oceny „zamordyzmowi” i przypomina słowa przypisywane Winstonowi Churchillowi, że demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego.
— Jednak z demokracją należy obchodzić się nader ostrożnie — zaznacza nasz rozmówca. Ocenia też, że w okresie przedrozbiorowym władze Polski próbowały właśnie skorzystać z demokracji przy transformowaniu kraju w jakościowo nowy podmiot państwowości.
— Nic jednak z tego nie wyszło. Przynajmniej dla samego państwa polskiego, które zostało zniszczone — mówi Zbigniew Siemienowicz.
Idealizm przyświecający społeczeństwu Rzeczypospolitej Obojga Narodów przed rozbiorami przetrwał wprawdzie przez kolejne wieki. Dwakroć wylewał się w powstańcze zrywy „Za Wolność Waszą i Naszą!” — Powstanie Listopadowe 1831 r. i Powstanie Styczniowe 1863 r. Jednak z latami okazało się, że każdy z narodów wywalczył wolność nie dzięki wspólnej walce przeciwko zaborcom, lecz obróceni przez zaborców przeciwko sobie. Dlatego wydaje się do dziś trwa ten podział onegdaj wspólnych dóbr wspólnego państwa.
III ROZBIÓR RZECZYPOSPOLITEJ
Negocjacje w sprawie III rozbioru rozpoczęły się już w połowie 1794 roku. Ich inicjatorem była Austria, która nie uczestniczyła w II rozbiorze, dlatego chciała „nadrobić straty”. Zaborcze apetyty Austrii były bardzo duże, chociaż państwo to nie uczestniczyło otwarcie w tłumieniu Insurekcji Kościuszkowskiej, której katami były głównie Rosja i Prusy.
Prowadziło to do ostrego sporu z Prusami, który niemal przerodził się w wojnę. Cesarzowa Rosji Katarzyna II wystąpiła w charakterze arbitra między zwaśnionymi stronami.
Granice zaborów uzgodniono ostatecznie w październiku 1795 roku. Traktat rozbiorowy Rosja, Austria i Prusy podpisały 24 października 1795 roku. Ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski wyjechał pod eskortą żołnierzy rosyjskich z Warszawy do Grodna, gdzie oddał się pod „opiekę” namiestnika carskiego. 25 listopada 1795 roku Stanisław August abdykował na rzecz Rosji, po czym wyjechał do Petersburga, gdzie zmarł w 1797 r.