Rozmowa z księdzem Michałem Damazynem, doktorem teologii, wykładowcą i duszpasterzem akademickim, socjoterapeutą, autorem publikacji z zakresu teologii duchowości i historii najnowszej.
Często się mówi, że święci są „sekretarzami” Miłosierdzia Bożego. Co to oznacza i czym właściwie jest świętość?
Są to ludzie, którzy w każdej chwili i we wszystkim są posłuszni Bogu. Żeby zostać świętym, całkiem nie trzeba dokonać jakiegoś bohaterskiego czynu. Należy tylko we wszystkim całkowicie i bez zastrzeżeń ufać Panu Bogu i wierzyć, że cokolwiek z nami czyni, czyni to ku naszemu dobru. Bóg często po ludzku rzecz biorąc, złe rzeczy, takie jak nasze upadki, niecne postępki może przemienić w dobro, bo u Boga wszystko jest możliwe. Bóg też każdemu z nas dał szansę zostać świętym i to tylko od nas zależy, czy należycie wykorzystamy tę szansę, czy ją zaprzepaścimy. A mówi się, że są „sekretarzami Bożymi”, bo to oni wymadlają przed Bogiem bardzo wiele łask dla ludzi, są w pewnym sensie pomocnikami Boga.
Tu, na Wileńszczyźnie, mamy aktualnie dwie kandydatki do wyniesienia na ołtarze, choć przecież niby niczym się nie wyróżniły. Kim były?
Były to zwykłe dwie siostry zakonne Wanda Boniszewska i Helena Majewska, które mieszkały niedaleko Wilna w miejscowości Pryciuny i praktycznie niczym się nie wyróżniały. Po prostu z pokorą i posłuszeństwem pełniły wolę Bożą, a były to bardzo prozaiczne zajęcia: doglądanie ogródka, hodowanie kurek i inne zajęcia, jakie na wsi zwykle są.
Wanda była stygmatyczką i z tego powodu bardzo cierpiała, ale wszystkie swoje cierpienia ofiarowywała za kapłanów. I Wanda, i Helena obie były na zesłaniu Syberii, gdzie też doznały wielu cierpień i katuszy. Po powrocie przez dłuższy czas przechowywały u siebie ostatniego na Litwie jezuitę ks. Ząbka. Stosunkowo niedawno odnaleziono dzienniczki Heleny, w których ona pisze o swoich wizjach i między innymi o tym, że Pan Jezus zlecił jej, by była pomocniczką ks. Sopoćki. Pan Jezus zlecił jej, między innymi, żeby zebrała grupkę wileńską i takim sposobem zostałby stworzony Zakon Miłosierdzia Bożego. I ona pierwsza właśnie taką szóstkę zebrała, która w 1944 roku złożyła śluby zakonne. To była pierwsza zakonna szóstka.
By Kościół ogłosił kogoś błogosławionym lub świętym potrzeba jakiegoś cudu. Czy w tym przypadku był jakiś cud?
Na razie nic jeszcze na ten temat nie wiadomo, Kościół opiera się tylko na przez nie same napisanych dzienniczkach. Heleny dzienniczek już jest wydany. Wandy wkrótce ujrzy światło dzienne. Z zapisków tych sióstr wynika, że są jak najbardziej godne do wyniesienia na ołtarze. Możliwe, że były też jakieś cuda, ale jeszcze nie są ujawnione. Wanda w sposób szczególny doznawała wielu cierpień, bo prócz bolących stygmatów, była podejrzewana, że jest umysłowo chora, ponieważ była bardzo uczulona na Krzyż, cudze cierpienie i ból.
Czy ksiądz myśli, że dziś, w XXI wieku, mogą być także święci wśród nas?
Nie tylko mogą. Jestem przekonany, że są, tylko my ich po prostu nie dostrzegamy. Od początku istnienia ludzkości zawsze byli święci, są dziś i będą jeszcze długo po nas. Sami ludzie może też nie wiedzą, że prowadzą święty tryb życia. Święty to nie tylko ten, co dużo się modli, ale ten, co dużo miłuje. W Biblii wielokrotnie się mówi nie tylko o miłości do brata, czy swego dobrego bliźniego, ale także o miłości do wroga i nieprzyjaciela, który ci złego życzy lub wyrządził jakąś wielką krzywdę.
Mamy Rok Miłosierdzia Bożego. Dużo się o tym pisze, mówi i naucza. A jak to konkretnie musi wyglądać w naszym codziennym życiu?
Bardzo prosto. Umiejmy przebaczać, starajmy się pomagać potrzebującym, być dla nich litościwymi. Prawie każdy wokół siebie lub na swojej drodze niemal zawsze takich może spotkać. A jeśli jesteś być może chory, sam potrzebujesz pomocy, to nie myśl, że jesteś komuś ciężarem lub bezużyteczny, bo bardzo wiele możesz zdziałać swoją modlitwą. Modlitwą, a nie szemraniem w cierpieniu, możesz wiele grzeszników nawrócić, wielu chorym ulżyć w cierpieniu itp. Nie na próżno Kościół mówi, że jego największym skarbem są chorzy, cierpiący i samotni.
Ale sam Kościół też powinien o nich pamiętać i nie tylko za nich się modlić, ale czasem po ludzku pocieszyć, przytulić.
Oczywiście. Właśnie dlatego o tym papież Franciszek upomina Kościół, mówiąc, że Kościół podobnie jak szpital polowy powinien być wszędzie tam, gdzie są chorzy. A ponieważ Kościół stanowimy właśnie my, wierzący, to i naszym zadaniem jest zawsze być tam, gdzie są ranni na ciele lub na duchu.