Zespół Pieśni i Tańca „Jawor” z gminy w Awiżeniach w rejonie wileńskim powstał stosunkowo niedawno – w 2009 roku.
I mimo siedmioletniego zaledwie okresu istnienia podbił już serca publiczności nie tylko w kraju, ale też za granicą. Cechą szczególną zespołu jest jego młodość i werwa oraz to, co najważniejsze – przywiązanie do tradycji i potrzeba nieustannego działania i przekazywania wartości narodowych.
— Powołanie zespołu zainicjowała sama młodzież, która widziała potrzebę samorealizacji. Ci młodzi ludzie spotykali się już gdzieś wcześniej w swoim towarzystwie, każdy jest uzdolniony muzycznie lub gdzieś już tańczył.
Ta miłość do tańca i muzyki musiała znaleźć swoje ujście. Przyszli z pomysłem założenia zespołu: młodzież z Awiżeń, dołączyli też młodzi śpiewacy i tancerze z zespołu „Truskaweczka”, „Tęcza”. Tak to się zaczęło i trwa do dziś — opowiadała „Kurierowi” Renata Lisowska-Urbanowicz, choreograf zespołu „Jawor”.
Młodzież była pełna entuzjazmu, dlatego było łatwo. Każdy pomysł był brany pod uwagę, rozwijany i tak powoli się rozkręciło z malutkiej sceny w Awiżeniach do większych festiwali — nie tylko na Litwie, ale też poza jej granicami.
— Przyznaję, że miałam myśli w rodzaju: no, rok, jeszcze dwa, a dłużej nie da się tego ciągnąć. A tu ludzie przychodzą zmęczeni po pracy i… tańczą. Jeden zespolak drugiemu służy wsparciem i to chyba dlatego tak to trwa. Mało tego, mają poczucie wewnętrznego obowiązku, że nie można tego ot tak zostawić, że zespół jest ważną sprawą, a nie chwilową rozrywką – mówi Renata.
Elita Sinkiewicz, kierownik artystyczny zespołu „Jawor”, jest rodowitą awiżenianką, skończyła tu szkołę, potem wileńskie Konserwatorium im. Juozasa Tallat-Kelpšy. Wróciła do swej szkoły jako nauczyciel muzyki, prowadziła zespół wokalny „Tęcza”. Potem została administratorką Awiżeńskiego Oddziału Wielofunkcyjnego Ośrodka Kultury w Rudominie, a także kierownikiem artystycznym zespołu „Jawor”. Ma dwójkę dzieci – córkę i syna. Opowiada „Kurierowi” o tym, co ją zmusiło do podjęcia trudu i ryzyka kierowania zespołem.
— Pracowałam w centrum kultury w Awiżeniach, gdzie prowadziłam zespół wokalny „Tęcza”. W 2009 r. akurat byłam na urlopie wychowawczym z synkiem. Pamiętam, że w domu mocno mi brakowało całego tego zamieszania z muzyką, działalnością, twórczością. To siostra wymyśliła, żeby zwołać znajome śpiewające koleżanki i zacząć działać. Tak to się zaczęło. Zadzwoniłam do Renaty: „Robimy próbę, może coś się uda”. Przyszły osoby już mające doświadcze
nie sceniczne, przyszli też nowicjusze – opowiada Elita Sinkiewicz.
Choreograf „Jaworu” Renata Lisowska-Urbanowicz pochodzi z podwileńskiej miejscowości Taranda, gdzie się urodziła. W rodzinie wychowywała się czwórka dzieci.
— Szczególnych zdolności muzycznych nikt z nas nie miał, ale i ja, i moje dwie siostry, i brat tańczyliśmy oraz śpiewaliśmy w szkolnym zespole. To w domu zaszczepiono mi miłość do polskiego folkloru. Jako dziecko z rodzicami chodziłam na koncerty „Wilii”, „Mazowsza”, „Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego” i innych. Swoje zamiłowanie później rozwijałam jako tancerka „Truskaweczki” w szkole średniej w Awiżeniach, potem w „Zgodzie”. W międzyczasie miałam szczęście trafić na warsztaty przy Uniwersytecie im. Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie dla kierowników zespołów folklorystycznych — opowiada.
Potem już sama poprowadziła choreografię w „Truskaweczce”. Dziś opracowuje choreografię dla „Jaworu”, pasję łączy z pracą zawodową bardzo bliską zamiłowaniom: pracuje w dziale kultury stołecznego samorządu. Wychowuje trójkę dzieci w wieku 10,6 i 2 lat. Jak mówi, godzenie pracy, zespołu, wychowywanie dzieci, prowadzenie domu byłoby trudne, gdyby nie pomoc ze strony męża.
— Czasami bywa trudno, ale to, co robię, daje mi niesamowitą satysfakcję – mówi Renata.
Obie panie przyznają, że ciągle muszą coś tworzyć, a praca w zespole daje taką możliwość i jest fascynująca.
Nie można też nie wspomnieć o innej osobie, bez której zespół byłby nie do pomyślenia — kierowniku kapeli Olku Kwietniu. Akordeonista jest niezwykle uzdolniony artystycznie, a poza tym jest po prostu duszą towarzystwa. Jest z zespołem już od początku jego istnienia i to on nadaje ton na występach. Olek Kwiecień również pochodzi z Awiżeń, ukończył tu szkołę średnią, tańczył z bratem w „Truskaweczce”, ukończył Szkołę Muzyczną im. Balysa Dvarionasa. Przez kilka lat był kierownikiem kapeli ludowej „Suderwianie”. Na co dzień prowadzi własne przedsiębiorstwo, zaś zamiłowanie do muzyki realizuje w „Jaworze”.
— Próby? Spotkania są zawsze bardzo ciepłe, zawsze jest o czym porozmawiać, pożartować. Mamy wspólne zainteresowania, zespolacy to nie tylko zespolacy, ale też przyjaciele, bardzo bliskie sobie osoby – mówi Elita.
W zespole jest rzeczywiście bardzo rodzinnie: na gruncie wspólnych zainteresowań i podobnych pasji powstały pary, potem zespół niejako scementował ich związek i po krótkim czasie jaworzanie wspólnie bawili się… na kolejnych weselach.
— Życzenia składaliśmy całym zespołem: przygotowywaliśmy okazyjny obrazek, wymyślaliśmy specjalną piosenkę dla młodej pary lub układaliśmy specjalny taniec. Wspaniała zabawa i piękne wspomnienia – opowiadają.
Zespołowe pary małżeńskie – to Dorota i Tomasz Bujnowscy, Renata i Jan Zacharewicz, Renata i Walery Minałka, Justyna i Robert Chwojniccy, Beata i Jarek Olechnowiczowie.
Obecnie w zespole udzielają się zarówno 6-letnie dzieci, jak też uczniowie, studenci, młodzież pracująca, mamy na urlopie wychowawczym lub ojcowie. Średnia wieku zespołu wynosi około 30. Osoba w tym wieku jest najbardziej zapracowana i ma najwięcej obowiązków na głowie: dom, dzieci, pracę. Jednak znalezienie czasu dla zespołu nie jest wcale problemem.
Cieszy zwłaszcza to, że w 23-osobowym zespole powstała w 2011 r. wokalno-taneczna grupa „Mały Jawor”, w której z wielkim entuzjazmem udzielają się dzieci, w wieku już od 6 lat. Tańce i piosenki w ich wykonaniu niezmiennie wzbudzają zachwyt publiczności.
W swym repertuarze „Jawor” postawił na różnorodność.
— Trudno znaleźć jakąś niszę, żeby się czymś wyróżniać. Mamy na Wileńszczyźnie wiele wspaniałych zespołów, wykonujących profesjonalnie zarówno utwory wileńskie, jak też regionalne polskie. Myśmy też zaczynali od regionalnych polskich suit, które do dzisiaj stanowią podstawową część naszego repertuaru – opowiadała Renata.
Dziś zespół ma na warsztacie wileńskie i polskie piosenki regionalne, które po opracowaniu przez Elitę Sinkiewicz nabierają innego, niepowtarzalnego brzmienia.
— Z czasem zauważyliśmy, że widzów pociąga też odmienna od polskiej kultura, dlatego sięgnęliśmy również po utwory białoruskie, litewskie. Ostatnio przygotowaliśmy cygańską suitę, którą pomógł nam opracować tancerz z Białoruskiego Państwowego Zespołu Tańca „Choroszki” z Mińska Jegor Mielnikow. Mamy nadzieję, że z tym układem zrobimy lekką furorę, na razie dopinamy ten numer na przysłowiowy ostatni guzik. Tego numeru jeszcze nigdzie nie prezentowaliśmy, mamy nadzieję, że pozytywnie zaskoczymy naszych widzów – zdradziła choreograf.
„Jawor” sięga też po obrazki sceniczne: kaziukowe, dożynkowe, które odtwarzają klimat prawdziwych zwyczajów wileńskich. Czasami zespół łączy siły z kapelą ludową „Suderwianie” i przygotowują wtedy wspólne numery, publiczności podoba się taka różnorodność.
— Myślę, że naszą cechą szczególną jest to, że występy są szczere, prawdziwe, od serca, takie prawdziwie wileńskie – mówi Renata.
Cieszą oko również kolorowe polskie stroje regionalne, zwłaszcza że pierwsze koncerty odbywały się w wypożyczonych. Teraz „Jawor” uwodzi publiczność w pięknych starannie wykonanych własnych strojach.
— Coś się uszyło własnymi rękoma, dziewczyny same uwiły wianki, ktoś coś ozdobił. Na początku bardzo duże wsparcie otrzymaliśmy od zespołu „Zgoda”, który na pierwszy występ wypożyczył nam własne stroje i z których zresztą korzystaliśmy przez kilka pierwszych lat. „Zgoda” oferowała również pomoc w organizowaniu warsztatów. Wspierał finansowo Wielofunkcyjny Ośrodek Kultury w Rudominie, pisaliśmy projekty. Żyjemy bardzo oszczędnie, sami kupujemy tkaniny, coś próbujemy uszyć – mówi.
Mimo młodego wieku zespołu i stosunkowo niedługiego istnienia, to zespół powoli coraz szerzej wchodzi na sceny krajowe i nie tylko. To udział w międzynarodowym festiwalu folklorystycznym „Pokrowskije Kołokoła”, wielokrotnie w festiwalach „Tautų mugė”, „Kwiaty Polskie”. To też Kaziuki w Gorzowie Wielkopolskim, w Zgierzu, okazyjne koncerty w wielu miastach Polski.
Za swój niewątpliwy sukces zespolacy uważają udział w Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie, podczas którego zespoły z Litwy, Białorusi, Łotwy i Ukrainy prezentują dorobek odzwierciedlający kulturę kresową. Występy te są co roku transmitowane na żywo przez TVP 2 i Telewizję Polonia.
Na wyjazd do Mrągowa zespoły są typowane podczas corocznego Festiwalu Kultury Polskiej na Litwie „Pieśń znad Wilii”, organizowanego przez Centrum Kultury Polskiej na Litwie im. Stanisława Moniuszki. Jego prezes dyrektor Apolonia Skakowska oraz jurorzy mają niełatwe zadanie – poziom zespołów występujących podczas festiwalu jest bardzo wysoki pod względem artystycznym i na wyjazd zasługuje wiele z nich.
— Pani Apolonia nam zaufała i nie zawiedliśmy. Potem zaproponowała nam udać się na „Kaziuki” do Mrągowa. Może to nieskromne, że się pochwalę, ale nasz zespół urzekł panią burmistrz Otylię Siemieniec, która po koncercie kaziukowym ze sceny powiedziała, że musimy być na festiwalu w Mrągowie – opowiada Renata.
W ten sposób „Jawor” trafił do Mrągowa po raz drugi.
— Możliwość występu na tak dużej scenie, jaką jest scena w Mrągowie, obok innych, często zawodowych zespołów, była dla nas ogromnym zaszczytem. Poza tym towarzyszyło nam niesamowite uczucie, że my, Polacy, rozsiani po świecie, znów jesteśmy razem. Trzeba też wspomnieć fantastyczną wrażliwą mrągowską publiczność, która odbierała nasze występy bardzo ciepło. Takie wyjazdy podbudowują, motywują do dalszych prób i tworzenia – mówi Renata Lisowska-Urbanowicz.