
Wprowadzenie euro na Litwie niezupełnie spełniło oczekiwania obywateli, uważa Bogusław Grużewski, dyrektor Instytutu Badań Rynku Pracy przy Centrum Badań Społecznych Litwy.
— Efekt pozytywny nie był tak wielki, jak zakładano. Spodziewano się większej aktywności gospodarczej i jednoznacznego wzrostu poziomu życia. Jednak dzisiaj można powiedzieć, że nie stało się tak dobrze, jak tego oczekiwał rząd. Wzrosło niezadowolenie ludzi ze względu na wzrost cen i niedostateczny poziom płac – twierdzi prof. Bogusław Grużewski.
Z jednej strony widoczne są pozytywne skutki wprowadzenia euro: to stabilność gospodarcza, wzrost atrakcyjności inwestycyjnej, co się przekłada na efektywność eksportu.
— Ludzie mogą z łatwością porównywać ceny w innych krajach, nie trzeba wymieniać waluty podczas podróży – wymienia inne zalety Jekaterina Rojaka, ekonomista banku DNB.
Jak mówi, euro nie było jakąś czarodziejską różdżką, która zapewniłaby szeroki dopływ inwestycji lub kardynalną zmianę życia na lepsze.
— Żadne cuda związane z wprowadzeniem euro nie dokonały się. Jesteśmy skłonni obarczać winą za wzrost cen właśnie euro. Trzeba przyznać, że ceny rosną nie tylko z powodu euro, ale też ze względu na wewnętrzne czynniki, które były zainicjowane przez nasz własny rząd. To np.

podniesienie minimalnego wynagrodzenia i w następstwie wzrost cen na usługi – tłumaczyła Jekaterina Rojaka.
Przed wprowadzeniem euro rząd Litwy, Ministerstwo Finansów i Bank Litwy składały obietnice, że wzrost cen nie nastąpi i będą one ściśle kontrolowane. Tymczasem dwa lata po wprowadzeniu euro za produkty, towary i usługi płaci się na Litwie często trzykrotnie drożej.
— Pół roku po wprowadzeniu euro ceny rzeczywiście nie były podnoszone, były one kontrolowane. Ani duże centra handlowe, ani mniejsze sklepy nie podnosiły cen. Wzrost cen na Litwie był związany z globalnym wzrostem cen na surowce. Trafiliśmy na taki okres, że taniała nafta, surowce, a średnie ceny za towary i usługi były nawet mniejsze. Na Litwie mieliśmy w tym okresie nawet nie inflację, a deflację. Drożały usługi codzienne, wynajem mieszkań. Również ceny na produkty spożywcze rosły, choć nie na wszystkie. Sankcje gospodarcze względem Rosji spowodowały, że mięso i nabiał staniały. Mleko i masło zaczęły drożeć tylko w ciągu ostatnich kilku miesiący. Ale nie jest to wina euro, tylko tendencji globalnych – mówiła Jekaterina Rojaka.
Jak tłumaczy prof. Grużewski, i w 2015, i w 2016 r. gospodarka Litwy prężnie się rozwijała. Ogólny wzrost gospodarczy wyniósł ponad 2 proc., wynagrodzenia również rosły, ale nie w takim wymiarze, który by zadowolił ludzi. Dlaczego w ślad za wzrostem gospodarczym nie idzie odpowiednio w górę średni poziom życia?
— Wzrost gospodarczy jest faktem. Dochody przedsiębiorstw wzrastały dość stabilnie, zaś wzrost poziomu płac był 2-3-krotnie niższy niż przeciętny wzrost gospodarczy. Nasz system jest niedostatecznie zharmonizowany w tym znaczeniu, że ludzie nie mają większego wpływu na poziom wynagrodzenia, a przeciętny wzrost płac nie jest przeciętny dla każdego pracownika. Jeżeli znacznie wzrosną płace pracowników dobrze zarabiających, nie oznacza to, że podobnie wzrosną płace tych, którzy zarabiają poniżej średniej – mówił prof. Grużewski.
Jak tłumaczy, związane jest to z niską aktywnością społeczną ludzi.
— Bardzo mało jest związków zawodowych, niewielu ludzi jest zdecydowanych walczyć o sprawiedliwość, pracownicy ulegają namowom pracodawców i podpisują niekorzystne dla siebie i zespołu umowy. Dlatego ludzie muszą pamiętać, że bardzo wiele zależy od ich własnej sprawiedliwej oceny sytuacji i ich własnego aktywnego działania. Płace w bardzo znacznym stopniu zależą od tego, jak się układają stosunki na miejscu pracy: czy jest wspólne porozumienie pracowników, czy walczą o swoje prawa, czy wspierają związek zawodowy. Zespół musi rozmawiać z kierownikiem, z dyrekcją. Jeżeli brak dialogu, należy się organizować w związki zawodowe, żeby mieć wpływ na sytuację w miejscu pracy.
Podkreśla, że nie należy oskarżać, że ktoś jest winny w tej zaistniałej sytuacji. Istnieje odpowiedzialność każdego z nas za to, co się dzieje. I choć jest wiele przykładów pozytywnych, sprawiedliwych stosunków pomiędzy pracodawcą a pracownikiem, to na ogół sytuacja wypada nie na korzyść pracownika.
Jak uważa prof. Grużewski, przyczyna braku wzrostu płac jest spowodowana polityką państwa: niedostateczna uwaga była zwracana na politykę płac. Była ona zbyt liberalna, o wielkości wynagrodzenia decydowano faktycznie na miejscu pracy.
— Jedyne, co państwo zrobiło, to ustaliło wysokość płacy minimalnej. Żadnych innych mechanizmów rząd nie miał. Mam nadzieję, że być może obecny rząd bardziej precyzyjnie rozpatrzy politykę formowania płac. Dzisiaj konkretne postanowienia w tej kwestii jeszcze nie padły – mówił prof. Grużewski.
— Rząd mógł zastosować określone mechanizmy, ale żyjemy w warunkach wolnej gospodarki, więc kontrola administracyjna nie może być zbyt surowa. Ceny są naprawdę wywindowane, np. na leki lub wystarczy przypomnieć nadużycia w energetyce. Ale brakuje w społeczeństwie wymagań stawianych przez wyborców czy pracowników dla swej władzy i pracodawców. Jeżeli naród nie będzie bardziej aktywny, będzie zawsze zakładnikiem rządu. Kiedy niczego nie wymagamy, nikt nie będzie się starał nam pomóc. Również na ceny możemy wpływać swoim zachowaniem komercyjnym i gospodarczym – mówił prof. Bogusław Grużewski.