Wyborca jest przyzwyczajony do obiecanek, a mniej przywykły do tego, by te obiecanki były wcielane w życie. Chociażby ich część…
Kiedy przedstawiciele Litewskiego Związku Chłopów i Zielonych (stanowiącego obecnie większość w Sejmie) w błyskawicznym wprost trybie zabronili posłom wynajmowania samochodów za środki parlamentarne, wielu obywateli uwierzyło, że nareszcie coś się zmieni a postulaty przedwyborcze będą w rzeczy samej realizowane.
W tym przypadku chodzi o oszczędność, gdyż litewscy posłowie wynajmowali bardzo drogie samochody za pieniądze podatnika.
Na radość jest chyba za wcześnie. Oszczędności nie widać. Dieta parlamentarna, potocznie zwana kieszonkową, pozostała ta sama i wynosi 770 euro miesięcznie. Zgodnie z przepisami posłowie mogą za nią kupować książki, kwiaty, słodycze i kawę oraz… remontować swoje samochody. W ciągu dziewięciu miesięcy ubiegłej kadencji na tak zwaną działalność parlamentarną Sejm wydatkował ponad 850 tysięcy euro.
Jedynym parlamentarzystą, który całkowicie zrezygnował z diety parlamentarnej, był Stasys Brundza. Wśród obecnych posłów jak na razie tylko Ingrida Šimonytė oraz Linas Linkevičius deklarują, że z przyznanych pieniędzy nie będą korzystać.
Można więc podsumować, że potok pieniężny w sejmowej rzece płynie. A przecież obiecanki dotyczyły wszelkich możliwych oszczędności…