Rozmowa z Bartoszem Frątczakiem, bibliotekarzem, fotografem i filozofem. Od dziś w magazynowym wydaniu rozpoczniemy nowy cykl „Listy bibliotekarza”, w których będzie on opowiadał o ciekawych książkach, jakie można znaleźć w Bibliotece Instytutu Polskiego w Wilnie.
Bartosz Frątczak, znany na Wileńszczyźnie przede wszystkim jako fotograf, od pół roku pracuje w Bibliotece Instytutu Polskiego w Wilnie. Przez ten czas zdążył już dosyć dużo dowiedzieć się o bogatym księgozbiorze i chętnie dzieli się swoją wiedzą z czytelnikami.
„Czasem wydaje mi się, że największym problemem jest to, że ludzie nie widzą, co konkretnie chcieliby przeczytać i dlatego nie przychodzą do biblioteki. Tymczasem od polecania konkretnych tytułów jest właśnie bibliotekarz” – zauważa w wywiadzie z Kurierem Wileńskim.
Wydaje się, że praca bibliotekarza jest bardzo spokojnym zajęciem. Pan natomiast od początku swojego pobytu na Litwie dał się poznać przede wszystkim jako osoba bardzo twórcza, która lubi działać dynamicznie, wnosić wiele nowego.
Do biblioteki też wiele wniosłem inspiracji. Po prostu nie do końca mieszczę się w schematach. Szukam nowych sposobów na dotarcie do czytelników, do każdego podchodzę indywidualnie. Dużo rozmawiam z ludźmi, co pozwala mi poznać ich zainteresowania i potrzeby. Raczej rzadko pracuję w samotności.
Czy to oznacza, że na wizytę w Bibliotece Instytutu Polskiego w Wilnie trzeba zarezerwować więcej czasu?
Niekoniecznie. Jest jedna czytelniczka, która raczej nie spędza w bibliotece więcej niż pięć minut. Po prostu oddaje książki i doskonale wie, jakie wypożyczy kolejnym razem. Mówimy sobie „dzień dobry”, „do widzenia” i „miłego dnia”. Kiedy przychodzi czytelnik, który nie wie dokładnie, jakiej książki szuka, często zaczynam od pytania: a ile ma pan czasu? No i wtedy dopiero zaczynamy rozmowę.
Ile czasu zajęło Panu zapoznanie się ze zbiorami biblioteki?
Bardzo dużo. Nadal dobrze ich nie znam, choć od początku wkładam w to wiele wysiłku. Bardzo dużo czytam. Doskonale wiem, że nie w każdej dziedzinie jestem wystarczająco oczytany i pewnie nigdy nie będę. Nie jestem ekspertem jeśli chodzi np. o książki historyczne, ale i na to jest sposób. Osób, które znają się na historii, jest sporo wśród czytelników, dlatego zazwyczaj, kiedy oddają książki, pytam ich o opinię. Czasem, gdy wiem, że bibliotekę odwiedza wykładowca albo student historii, pytam o konkretny tytuł, który mnie zainteresował. Potem, gdy przychodzi czytelnik, który po prostu szuka czegoś ciekawego z historii, wiem, co mogę mu polecić.
Przyszedł Pan do pracy z własną wizją i pomysłami?
Już na początku miałem wiele pomysłów, które uległy oczywiście weryfikacji. Potem było ich jeszcze więcej. Nawet nie wiedziałem, że pracując w bibliotece, można generować tyle pomysłów. Największym ograniczeniem w ich realizacji zwykle jest czas. Niesamowite w Instytucie Polskim jest to, że inni pracownicy dopingują mnie do działania, mają bardzo dużo swoich spraw, a mimo wszystko przychodzą i proponują „może zrobiłbyś to czy tamto”, a dyrektor, Marcin Łapczyński, mimo miliona spraw, wydaje się posiadać niekończący zasób nowych idei dla bibliotekarza.
Udało się Panu zrealizować lekcje biblioteczne, które są bardzo ciekawą propozycją…
Tak, jestem z wykształcenia także pedagogiem. W czasie praktyk na studiach dobrze mi szło w przedszkolu i w szkole, teraz też się chyba udaje. Przychodzą do nas dzieciaki ze szkół i przedszkoli i zapoznają się z biblioteką, z tym, co mamy, ale także ze sposobem jej działania. Dowiadują się, jak szukać książek w katalogu, jakie informacje można znaleźć na stronie tytułowej. No i przede wszystkim – że książka to wspaniały, nowy świat.
Bardzo zależy mi na tym, byśmy promowali literaturę dziecięcą. Mamy naprawdę duże zbiory, to są książki na najwyższym poziomie, ze wspaniałymi ilustracjami. Jako pedagog doskonale rozumiem, ile wnosi książka w świat dziecka, jak bardzo mobilizuje do własnej twórczości. Obserwuję to również, rozmawiając z dziećmi, które przychodzą ze swoimi rodzicami do biblioteki. Z jedną dziewczyną i jej mamą, być może, napiszemy wspólne opowiadanie.
Co jeszcze zmieniło się w ostatnim czasie?
Udało się nam odświeżyć nieco wybór czasopism. Spróbowaliśmy stworzyć ofertę, która może zainteresować większe grono odbiorców. Pojawił się „Dialog”, który jest skierowany do osób interesujących się teatrem. Ten tytuł był odpowiedzią na konkretne potrzeby czytelników, którzy pytali o tego rodzaju pisma. Pojawiły się też czasopisma bardziej popularne jak np. „Logo”, kierowane do mężczyzn czy „Twój Styl” – dla kobiet. Chodziło mi o to, by w naszej bibliotece każdy mógł znaleźć coś dla siebie, by nie ograniczać się jedynie do czasopism interesujących wyspecjalizowany krąg czytelników, którzy sięgają po „Kino”, „Teatr” czy „Książki”. Wcześniej nie mieliśmy także czasopism dla młodzieży, teraz pojawiło się „Cogito”.
Tak, zauważyłam. To właśnie było moje ulubione czasopismo w szkole średniej.
Ja też je czytałem. Uważam, że dzięki niemu można się bardzo dużo dowiedzieć, przede wszystkim o studiach w Polsce. Nie jest to więc po przypadkowo wybrane czasopismo dla młodzieży. Ściśle wiąże się z misją instytutu, w której mieści się również promocja polskich uczelni wyższych.
Ławo jest zachęcić ludzi do korzystania z biblioteki?
Wykorzystuję do tego różne okazje. W listopadzie, w ramach Tygodnia języka polskiego, byli u nas poloniści z rejonu wileńskiego. Jednym z punktów programu było zapoznanie się z biblioteką. Próbowałem zachęcić ich do korzystania z naszych zbiorów i proponowania ich uczniom, i wiem, że to się udało. Wielu z tych nauczycieli wróciło do nas, przyjeżdża także młodzież z oddalonych od Wilna miejscowości. Czasem przychodzą do biblioteki na dłużej, bo np. muszą jeszcze zaczekać na autobus. Mamy wtedy czas, by porozmawiać o książkach, ja mogę się dowiedzieć, co ich interesuje, a co jest dla nich jeszcze za trudne. Wydaje mi się, że teraz coraz więcej osób przekonuje się do tego, że warto sięgać po książki. Cieszę się, kiedy pojawiają się nowi czytelnicy, a ostatnio jest ich sporo. Naprawdę, przychodzi tu bardzo dużo ludzi. Czasem wydaje mi się, że największym problemem jest to, że ludzie nie wiedzą, co konkretnie chcieliby przeczytać i dlatego nie przychodzą do biblioteki. Tymczasem od polecania konkretnych tytułów jest właśnie bibliotekarz. Najczęściej zachęcam ludzi do wypożyczenia od razu kilku książek.
Chyba niewielu bibliotekarzy ma okazję spotykać się z autorami książek. Biblioteka Instytutu Polskiego jest pod tym względem miejscem wyjątkowym.
Tak, to wielkie wyróżnienie. Instytut często organizuje spotkania z twórcami. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że gdyby nie biblioteka, nie mógłbym spotkać tylu wspaniałych ludzi. Ale ja nie zatrzymuję tego dla siebie. Natychmiast dzielę się z czytelnikami. Pokazuję zdjęcia ze spotkań, dedykację w książce. Kiedy np. dziecko przychodzi i pyta, czy może wziąć sobie na pamiątkę pocztówkę z kotkiem, to opowiadam o tym, że nie jest to zwykły kotek, tylko kotek namalowany przez pana Wilkonia, który niedawno odwiedził nas i jest wspaniałym ilustratorem książek.
Czy studia filozoficzne, jakie Pan ukończył, też się przydają w pracy bibliotekarza?
Wszystko pomaga. Te kilka lat spędzone na uczelni nie znika gdzieś, nie zostawiam ich za drzwiami. Wszystko, czego w życiu się nauczyłem, przyniosłem ze sobą. Teraz przychodzi do mnie tylko jeden czytelnik, który jest ukierunkowany konkretnie na filozofię. I naprawdę cieszy się, że może ze mną na ten temat porozmawiać. Ja też się cieszę z tych rozmów.
A co z fotografią?
Nie przestałem robić zdjęć, oczywiście także w bibliotece realizuję swoją pasję. Każde doświadczenie i wiedza z wielu dziedzin są mi pomocne. Przede wszystkim mogę rozmawiać o książkach. O niektórych, gdzie dużą rolę odgrywają zdjęcia, mogę rozmawiać także jako fotograf. No i zauważyłem, że biblioteka zyskała kilku nowych czytelników wśród fotografów. Niektórych na początku zachęcałem albumami, inni po prostu wpadali na chwilę porozmawiać ze mną, a teraz widzę, że systematycznie wypożyczają książki.
Czy nie myślał Pan o tym, żeby wrócić do pracy w mediach?
Tak, i wydaje mi się, że przez pracę w bibliotece właśnie się do tego przygotowuję. Jak już mówiłem – bardzo dużo teraz czytam, dużo rozmawiam z czytelnikami. Czasem ja polecam im książki, a czasem oni proponują mi konkretny tytuł. Chciałbym kiedyś być dziennikarzem, myślę o tym, ale na pewno nie chciałbym się zajmować newsami. Mam nadzieję, że uda mi się pisać jakieś dłuższe formy. Teraz jestem zakochany w literaturze faktu, czytam w zasadzie nałogowo. Możliwe, że kiedyś uda się zrealizować coś w tym kierunku.
***
Oczywiście moja wizyta w Bibliotece Instytutu Polskiego nie mogła się zakończyć inaczej niż wypożyczeniem książek. Zapytałam więc bibliotekarza, co poleca. Chciałam tylko jedną książkę, jednak ostatecznie zdecydowałam się na dwie, gdyż bibliotekarz przekonywał mnie, że tak lepiej, bo „z książką nigdy nie wiadomo, czy się przyjmie”. Zaczęłam czytać już w drodze powrotnej do domu i muszę przyznać – wybór był świetny. Warto więc pytać, co poleca bibliotekarz… Od dziś na łamach „Kuriera Wileńskiego”, Bartosz Frątczak będzie proponował szczególnie interesujące książki w cyklu „Listy do bibliotekarza”.
BIBLIOTEKA INSTYTUTU POLSKIEGO W WILNIE
Czytelnicy Biblioteki Instytutu Polskiego w Wilnie obok kilku tysięcy publikacji książkowych mają również do dyspozycji Mediatekę liczącą ponad tysiąc płyt CD i DVD z polską muzyką i filmami, a także polskie czasopisma. To największy zbiór współczesnej polskiej literatury na Litwie.
Biblioteka jest otwarta dla czytelników: poniedziałek – 14.30–19.00, wtorek – 14.30–19.00, środa – 14.30–19.00, czwartek – 15.00–19.00.