Przez 20 lat profesor Jan Miodek wychowywał trzy pokolenia Polaków w miłości i szacunku do ojczystej mowy z telewizyjnego ekranu.
Z pewnością niejeden mieszkaniec Wileńszczyzny pamięta bardzo podówczas popularną audycję „Ojczyzna Polszczyzna”.
Dzisiaj wydaje się, że tak w Koronie, jak i na Litwie, ta miłość i ten szacunek jakby wyblakły, przygasły i ustąpiły miejsce innym, rzekomo ważniejszym sprawom. Mało kto zastanawia się nad tym, jak ważną rolę odgrywa język w naszym życiu.
Języka używamy właściwie przez cały czas kiedy jesteśmy przytomni – w domu, pracy, w szkole i w każdej prawie rozrywce w wyjątkiem łowienia ryb i samotnych wspinaczek. Rzecz w tym, że użycie języka trudno przeliczyć wprost na pieniądze i dlatego dzisiejsza rynkowo-pieniężna cywilizacja zepchnęła język, wraz z innymi „nierynkowymi” sprawami, na dalszy plan.
Język jest jednak „nierynkowy” tylko z pozoru, bowiem wszyscy włodarze rynku – producenci, sprzedawcy, pośrednicy, autorzy reklam itd. przecież się nim posługują i przy jego pomocy zdobywają klientów oraz sprzedają produkty i usługi. A ponadto, język dotyczy wszystkich pozostałych, nieraz najbardziej intymnych sfer naszego życia. Porozumiewamy się przezeń z najbliższym i dalszym otoczeniem we wszystkich okolicznościach i na każdy temat. Dlatego język, którym się posługujemy, jest cząstką naszej osoby i tożsamości, tak samo jak ciało, DNA i linie papilarne. Dlatego w istocie jesteśmy tym, jak mówimy i piszemy, tak samo, a nawet bardziej, niż tym, co jemy, w co się ubieramy i w czym mieszkamy. Trzeba to rozumieć i o tym pamiętać.
Mając powyższe na względzie przyjrzyjmy się językowi dzisiejszego Wilniuka. W wielu chlubnych przypadkach jest to szlachetna, poprawna polszczyzna okraszona dobrą znajomością języka litewskiego i rosyjskiego. Jednak w znacznie liczniejszych jest nim, niestety, nieokreślona bliżej mieszanina języków słowiańskich połączona z łamaną litewszczyzną i anglopodobnym szwargotem.
Czy próbujemy temu zaradzić? Z pewnością niektórzy z nas próbują i chwała im za to. Zazwyczaj są to pracowici, ofiarni nauczyciele i świadomi polskiej tożsamości rodzice, którzy dbają o właściwą edukację swoich dzieci. Obawiam się jednak, że znacznie więcej jest tych, którzy zwalają winę za wspomniany stan rzeczy na radziecką przeszłość, na nacjonalistyczną politykę państwa i uchylają się od odpowiedzialności za kondycję naszej polszczyzny oraz innych języków, którymi przyszło nam się posługiwać.
Drodzy Państwo, pora się obudzić z tego marazmu. Nie oglądajmy się na rząd i nierząd, na demony historii i współczesności. Czy dobra gospodyni czeka, aż krasnoludki rozpalą w piecu, żeby nastawić obiad? Nie czekajmy więc i my, aż władze państwowe ułatwią nam posługiwanie się polszczyzną w życiu publicznym. Nie zwalajmy na innych, że nie potrafimy albo nie chcemy poprawnie mówić lub pisać.
Istotnie, jest wiele niezałatwionych spraw językowych w aspekcie prawnym, obywatelskim i edukacyjnym. I większość z nas dobrze wie, że niełatwo je będzie załatwić w bliskiej, a może i dalszej przyszłości. Ale nie możemy tych niezałatwionych spraw traktować jako wymówki. Jesteśmy przecież kowalami swego losu i to od naszych kompetencji językowych zależy między innymi nasz sukces zawodowy i społeczny. Żyjemy w społeczności wielojęzycznej, jakich wiele w Europie i na świecie. Bierzmy z nich zatem dobre, a nie złe przykłady.
Katalończycy biją się o niepodległość, władze hiszpańskie zamykają przywódców do więzienia. Ale proszę mi znaleźć Katalończyka, który nie włada równie biegle i sprawnie językiem hiszpańskim, jak i katalońskim. Belgowie kombinują, jak się podzielić, bo Flamandowie żyją z Walonami jak pies z kotem, a przecież nie rozetną Brukseli na dwa kawałki, wszak to właśnie stolica – siedziba największych europejskich instytucji – jest głównym źródłem dochodu dla całego kraju.
A proszę mi pokazać Flamanda, którego francuszczyzna nie jest nienaganna. Podobnie i w Szwajcarii – każdy Szwajcar włada swym lokalnym językiem, którego często dobrze nie rozumieją w sąsiedniej dolinie, a oprócz tego świetnie opanował język niemiecki i francuski. I nikt nie widzi w tym nic dziwnego.
Wielojęzyczność nas wzbogaca. Tym, którzy to zrozumieli, wiedzie się na ogół nie najgorzej. Uczmy się więc języków i nie oglądajmy się na władze i przepisy. Jeśli dobrze odrobimy lekcje, to na ich zmianę też przyjdzie czas.
Józek Powsinoga