Po zajęciu Wilna przez Litwinów i następnie zlikwidowaniu Uniwersytetu Stefana Batorego autor „Dzienników” przeniósł się z Kowna do Wilna i tutaj na nowo utworzonym uniwersytecie litewskim objął katedrę prawa konstytucyjnego na wydziale prawa.
Zaprezentowane poniżej fragmenty z jego obszernego dzieła, pochodzące z lat 1939–1940, stanowią unikatowe świadectwo bieżących spostrzeżeń oraz poglądów litewskiego neofity polskiego pochodzenia, który wszakże utrzymywał dość rozlegle kontakty towarzyskie ze środowiskiem wileńskich Polaków.
O powodach likwidacji Uniwersytetu Stefana Batorego
12 listopada 1939 r.: „Zlikwidowanie Uniwersytetu Stefana Batorego – to konieczność dla Litwy, której wstydzić się nie ma czego, skoro to jest uzasadnione (…) W moim przekonaniu – to nie jest krzywdą i jakimś dręczeniem oświaty polskiej, jeno koniecznością logiczną tego faktu, że Wilno z bardzo drobnym terenem znalazło się w obrębie narodowego państwa litewskiego, które, mając tylko jeden albo dwa najwyżej uniwersytety, nie może dla względnie nielicznej kresowej ludności polskiej utrzymywać osobnego uniwersytetu polskiego, który mógłby istnieć chyba tylko w takim razie, gdyby Litwa miała 10 uniwersytetów litewskich. Nie może też Litwa utrzymywać uniwersytetu polskiego dla produkowania inteligencji polskiej na eksport, dla krajowej zaś ludności polskiej jest to zbytek ponad siły Litwy. Wstydzić się takiej argumentacji nie ma powodu, bo nie ona oparta na krzywdzie. Chcą czy nie chcą – Polacy będą musieli to zrozumieć”.
O relacjach polsko-litewskich w Wilnie pod koniec roku 1939
21 grudnia 1939 r.: „Rów między Litwą a społeczeństwem polskim wileńskim coraz bardziej się pogłębia. Postępuje to fatalnie. Dwie diametralnie przeciwne psychologie, dwa światy w przełamywaniu się radykalnym. Litwini, nadjeżdżający i nasyłani z Kowna, żyją w Wilnie odrębną kolonią. Nie ma żadnych kontaktów i żadnego przenikania się dwóch społeczeństw, ewolucjonujących każde w coraz jaskrawsze wnioski ze swoich sprzecznych przesłanek psychicznych (…). Gdy Litwini się dopiero gotowali do wyruszenia do Wilna, mówiono w Kownie w urzędach odpowiedzialnych o niezbędnym szacunku i uwzględnianiu praw języka polskiego, że będą posyłani tylko tacy urzędnicy, którzy umieją po polsku. (…) W ministerstwach i urzędach przy rejestrowaniu kandydatów do Wilna żądano zaznaczenia, czy kto mówi, czy nie po polsku. Za umiejących po polsku podawało się bardzo wielu, którzy poprzednio bardzo starannie ukrywali tę umiejętność. Tylko młodsze, radykalniejsze elementy nacjonalistyczne litewskie tym się gorszyły i frondowały przeciwko takiemu głaskaniu Polaków, którzy przez 19 lat krzywdzili Litwę. (…) Hasłem młodzieży litewskiej i z dnia na dzień coraz jaskrawiej uwidaczniającego się radykalizmu narodowego jest: żadnych ustępstw, żadnych odchyleń, żadnej pobłażliwości, żadnego nawet okresu przejściowego. Od razu z miejsca wszystko. Żadnej w języku różnicy między Wilnem a każdym miasteczkiem na Żmudzi, nawet czasowo”.
O postawie i poglądach Józefa Mackiewicza
20 lutego 1940 r.: „Powiadają, że po znanym artykule Józefa Mackiewicza w »Lietuvos Žinios«, pisanym w październiku jeszcze przed wkroczeniem Litwinów do Wilna, na artykuł ten zareagował Aleksander Prystor, bawiący w Kownie i usiłujący poniekąd grać rolę poufnego i zresztą bodajże samorzutnego ambasadora Polski in partibus infidelium – wobec społeczeństwa uchodźców polskich w Litwie Zachodniej. W artykule swoim Józef Mackiewicz potępił Polskę za jej politykę w stosunku do mniejszości narodowych – Ukraińców, Białorusinów, Litwinów – upatrując w tej polityce przyczyny upadku Polski (…) odżegnał się więc od Polski i zgłosił się z gorącym akcesem do Litwy. Artykuł ten wywołał wielki niesmak w kołach uchodźców polskich w Kownie (…) Wtedy to – nie wiem, czy jeszcze w Kownie, czy już w Wilnie – Aleksander Prystor, piłsudczyk, jeden z najbliższych przyjaciół zmarłego Marszałka, człowiek, który w Polsce piłsudczyków grał wybitną rolę jednego z ludzi czołowych (…) wystosował do Józefa Mackiewicza list. Dokładnej treści listu nie znam. Czy była w nim groźba, czy ostrzeżenie, czy tylko skarcenie wybryku – dobrze nie wiem. List Prystora doręczył Józefowi Mackiewiczowi obecny redaktor »Kuriera Wileńskiego« Święcicki, pisujący pod pseudonimem Lemiesz. (…) Dokonał on tego aktu doręczenia listu Prystora w sposób teatralny: w kawiarni podszedł do Józefa Mackiewicza, wyciągnął się na »baczność!«, stuknął po wojskowemu obcasami i nie podając ręki – wręczył mu list, odwrócił się i odszedł. Epizod z artykułem napisanym przez Józefa Mackiewicza spontanicznie i z konsekwencjami oburzenia opinii polskiej i listu Prystora – bardzo mocno podziałał na Józefa Mackiewicza. I dotąd wciąż się on chwieje między krajowością a usiłowaniem odkupienia winy tego artykułu i wymazaniem jaskrawości dokonanej”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Michał Römer, patriota litewski i polski
O atakach Litwinów na Polaków w wileńskich kościołach
5 maja 1940 r.: „Zajścia w kościołach wileńskich się mnożą i upowszechniają. Rej wodzi tłum, ulica: młodzież akademicka i inna, šaulysi, trochę urzędnicy niżsi, dewotki z Kowna i wycieczki przyjezdne. Dziś były jakieś większe zajścia w kościele św. Kazimierza. Zdenerwowanie w mieście jest wielkie”.
6 maja 1940 r.: „Okazuje się, że zajścia w niedzielę w kościele św. Kazimierza nie były wcale bagatelne. Powtórzyły się one i w niektórych innych kościołach, ale u św. Kazimierza były najcięższe. Metoda wszędzie jest taka sama. Do kościoła, napełnionego tłumem wiernych, Polaków, w toku nabożeństwa wdziera się nagle z wielkim łoskotem gromada Litwinów, przeważnie młodzieży, akademickiej i nieakademickiej, šaulysów, trochę wojskowych, kobiet, i zaczyna śpiewać pieśni kościelne litewskie, czasem także hymn narodowy. Gdy się Polacy rzucają do ucieczki, Litwini nie wypuszczają, a usiłujących się wyrwać maltretują z pomocą policji, którą wzywają do pomocy. A gdy z publiczności polskiej (…) zabrzmi w odpowiedzi pieśń Boże, coś Polskę, to tłum litewski z policją chwyta ludzi, bije, zakłada kajdanki, prowadzi do cyrkułu”.
O zajściach antypolskich po pogrzebie litewskiego policjanta Ignasa Blažysa
14 maja 1940 r.: „Przed paru dniami znaleziono trup zamordowanego policjanta litewskiego. Naturalnie – w sferach litewskich, już podnieconych epiką walk po kościołach, turystyką rozlewną Zielonych Świątek, przekonaniem o knowaniach zdradzieckich elementu polskiego w Wilnie, urodziło się od razu i zapłonęło jako pewnik dogmatyczny posądzenie, że policjanta zamordowali skrytobójczo… Polacy! Jacy Polacy, kto – mniejsza o to: Polacy! (…) Dziś odbył się pogrzeb zamordowanego policjanta. Pogrzeb był manifestacyjny. Pochód tonął w wieńcach. Towarzyszył mu olbrzymi tłum litewski, zorganizowany i niezorganizowany. Płynęło to przez miasto jak fala wezbrana gniewu zdobywców, agresywna, grożąca lada chwila wylewem i zalewem wszystkiego dookoła (…) Raz po raz od masy kroczących w pochodzie odrywały się garstki »milicjantów« i rzucały na kogoś z gapiów, biły, katowały pod pretekstem, że bądź nie zdjął kapelusza, bądź się uśmiecha, bądź wreszcie niewłaściwie stoi (…) Ale to jeszcze nic w porównaniu do tego, co nastąpiło wieczorem, gdy uczestnicy pogrzebu wracali i wrócili z cmentarza do miasta. Szli gromadami, krzycząc, miejscami rzucali się z krzykiem do ataku, jak na placu Katedralnym na redakcję »Kuriera Wileńskiego«, którą policja jednak obroniła. (…) Do późna wieczorem, do północy trwały agresje napastników (…) zaczepiali i napadali przechodniów, bili, pobili nawet kilku Litwinów, w »Lutni« wybili szyby w oknach, u Sztrala przy poczcie rozpędzili koncertujących artystów i publiczność, jakąś starszą panią ciągnęli za włosy… Niestety, w liczbie napastników było wielu studentów”.
Opracował
Krzysztof Jeremi Sidorkiewicz
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 40(194); 12-18/10/2019