Nowa Wilejka jest jedną z największych terytorialnie dzielnic Wilna. Ta oddalona od stolicy część miasta, kiedyś mało popularna, dzisiaj przyciąga deweloperów. Doceniają oni atrakcyjne położenie dzielnicy ze względu na otaczający ją Park Regionalny Kolonii Wileńskiej oraz sielskość tego miejsca. Od lat działa tu przychodnia, która obecnie przeżywa renesans swojej działalności.
W lipcu 2017 r. przychodnia w Nowej Wilejce chyliła się ku upadkowi. Nieumiejętne zarządzanie instytucją sprawiło, że młodzi i zdolni lekarze stąd uciekali. Pracowali bowiem w obskurnych warunkach. Wyremontowane było jedynie czwarte piętro, na którym znajdowało się kierownictwo. Dokoła zaczęły powstawać prywatne przychodnie – opowiada Jolanta Kizieniewicz, kierownik Centrum Rodziny w Nowej Wilejce.
30 dni czekania na wizytę
Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie 2017 r., kiedy konkurs na dyrektora przychodni wygrał Ernestas Petrulis, ambitny lekarz, który doświadczenie zdobywał podczas staży w Danii oraz w zarządzaniu klinikami na Litwie. Natychmiast wziął sprawy w swoje ręce.
– Wystartowałem w konkursie, ale do końca nie wiedziałem, jak wszystko wygląda w praktyce. To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to średnia wieku lekarzy, która wynosiła 64 lata – opowiada.
W przychodni pracowało wówczas trzech lekarzy rodzinnych, a termin oczekiwania na wizytę wydłużył się… do 30 dni. Tymczasem, zgodnie z ostatnią reformą służby zdrowia, to lekarze rodzinni do rocznego budżetu przychodni powinni ściągać największe pieniądze z ubezpieczeń pacjentów.
Jak mówi Jolanta Kizieniewicz, obecnie w litewskiej służbie medycznej funkcjonują jeszcze tzw. stare zespoły, w których skład wchodzą: lekarz dziecięcy, chorób wewnętrznych, chirurg i ginekolog oraz lekarz rodzinny.
– Finansowanie specjalistów w starych zespołach jest takie samo. Większość przychodni w Wilnie, żeby się utrzymać, zadbała o przekwalifikowanie medyków. W Nowej Wilejce nic się nie działo – porównuje kierowniczka centrum.
Nasza rozmówczyni pracowała kiedyś jako lekarz pediatra. Po reformie prof. Kalibatasa, która poniekąd zniszczyła na Litwie jej specjalizację – przez kilkanaście lat w koncernach farmaceutycznych. Jako że mieszka w pobliżu przychodni, pracowała również tutaj, ale odeszła, bo czuła się bezradna wobec tego, co widziała.
Wielkie zmiany
– Nowy dyrektor mnie odszukał i przez dwa miesiące namawiał, żebym wróciła. Postawiłam warunki. Jednym z nich było zwiększenie wynagrodzeń dla lekarzy, bo wiedziałam, że były one poniżające. Ten mój powrót potraktowałam bardzo osobiście, niczym odbudowę powojennej Warszawy – wspomina Kizieniewicz.
Wspólnie z Ernestasem Petrulisem zaczęli działać. Głównym celem nowego dyrektora było stworzenie odpowiednich warunków dla całego zespołu medycznego, a także dla pacjentów. Jolanta Kizieniewicz stała się motorem napędowym zmian. Mieszka w Nowej Wilejce od 20 lat, więc zna specyfikę wielonarodowego środowiska. Pomogły jej też samodyscyplina wyniesiona z pracy w firmach farmaceutycznych i nowatorski sposób zarządzania.
– Dyrektor zaczął od kompletowania zespołu, poszukiwania nowych lekarzy. Wcześniej większość z nich nie znała języka litewskiego. Możesz być Polakiem, Rosjaninem, Białorusinem, ale jeżeli żyjesz i pracujesz tu, masz wyższe wykształcenie, to powinieneś znać język litewski. Jego nieznajomość ogranicza dostęp do fachowej wiedzy i podstaw prawnych w medycynie. Należy znać język państwowy, bo wtedy można więcej zdziałać i lepiej pomóc pacjentom. Ponadto nie w każdym kabinecie stały komputery, drukarki, nie mówiąc o sprzęcie medycznym – wymienia pani doktor.
Wielojęzyczna obsługa pacjentów
Dzisiaj Jolanta Kizieniewicz jest szefową największego, ponad 50-osobowego zespołu. W jego skład wchodzą: lekarze rodzinni, chorób wewnętrznych, pediatrzy, chirurdzy i ginekolodzy oraz pielęgniarki. W ciągu niespełna dwóch lat nowa dyrekcja ściągnęła do przychodni kilku nowych lekarzy rodzinnych, obecnie jest ich dziecięciu. Co ważne, zespół medyków w Nowej Wilejce jest wielojęzyczny, dzięki czemu między pacjentem a lekarzem nie tworzy się bariera językowa.
– Zatrudniając nowy personel medyczny, zawsze pytamy o znajomość dodatkowego języka, oprócz angielskiego i litewskiego. To komfort zarówno dla seniorów, jak i dla dzieci, które nie znają języka państwowego. W 90 proc. nasi lekarze i pielęgniarki znają język rosyjski albo polski – chwali się menedżerka placówki.
Dyrekcja powoli nadrabia straty, a te są niemałe – z przychodni odeszło blisko 10 tys. pacjentów. Dzisiaj powracają starzy, zapisują się nowi. Placówka może udzielić pomocy maksymalnie 32 tys. osób. – Od roku liczba pacjentów się zwiększa. Zniszczenie czegoś jest bardzo proste, natomiast naprawienie tego trwa dłużej – dodaje lekarka.
Nacisk jest kładziony na instytucję lekarza rodzinnego, w którego pieczy powinno być obecnie 1550 pacjentów. – To model krajów rozwiniętych. Lekarz rodzinny przyjmuje osoby dorosłe, ale też dzieci. Prowadzi nieskomplikowane ciąże do 30. tygodnia, ma kompetencje lekarza chorób wewnętrznych i chirurga. Zakres obowiązków i możliwości pielęgniarek również jest większy. Mogą one wypisać zlecenia na produkty medyczne, np. na paski dla cukrzyków, oraz aplikować leki. W ten sposób skracają się kolejki – tłumaczy kierownik.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zmiany w usprawiedliwieniu nieobecności dziecka w szkole
W przyszłości – nowe inwestycje
W przychodni działa Centrum Rodziny, które powstało w pierwszej kolejności w ramach reorganizacji.
– Chodziło o to, żeby pacjent miał wszystko w jednym miejscu. Teraz na drugim piętrze pracują lekarze rodzinni, jest tu laboratorium, w którym można oddać krew, zrobić szczepienia. Pediatrzy są na pierwszym piętrze, odontolodzy na czwartym, lekarze specjaliści tylko na trzecim. Oddzielnie jest Centrum Zdrowia Psychicznego. Zaoszczędzono czas pacjentów, nie muszą się udawać na piesze wycieczki w poszukiwaniu specjalistów – mówi dyrektor placówki.
Gabinety lekarzy i pielęgniarek są wyposażone w wysokiej klasy sprzęt medyczny. Są przestronne i przechodnie. Podczas gdy w jednym gabinecie pielęgniarka wykonuje nieskomplikowane badania, rejestruje skierowania, lekarz w pokoju obok może się skupić na wywiadzie z innym pacjentem i jego dokumentacji.
W najbliższych planach dyrekcji jest wybudowanie Centrum Rehabilitacji i Fizjoterapii o znacznie rozszerzonym zakresie usług.
– Obecnie zajęcia kinezyterapii i fizjoterapii odbywają się w bardzo małych salach. Zwróciliśmy się z projektem do samorządu, który wciągnął nasz wniosek pod obrady. Musimy być atrakcyjni, żeby przyciągnąć pacjentów. Nowa Wilejka bardzo się rozwija dzięki swojej lokalizacji. Sporo pacjentów pochodzi z rejonu wileńskiego, m.in. z Mickun i innych okolicznych miejscowości, dla których dojazd do rejonowej przychodni w Poszyłajciach jest często wyzwaniem – podkreśla Ernestas Petrulis.
Uroczyste otwarcie przychodni w Nowej Wilejce po renowacji odbędzie się w 14 listopada.
Fot. Marian Paluszkiewicz
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 40(194); 12-18/10/2019