Drewniany kościółek w Powiewiórce co roku jest odwiedzany przez różne delegacje i liczne grupy turystów z Polski. Chociaż ten liczący prawie 300 lat dom modlitwy wraz z dzwonnicą jest wpisany na litewską listę dziedzictwa kulturowego, to jednak główna przyczyna odwiedzin tego miejsca jest inna. Otóż w 1867 r. właśnie w powiewiórskim kościele św. Kazimierza państwo Piłsudscy ochrzcili swojego nowo narodzonego syna Józefa – przyszłego marszałka i wodza narodu polskiego.
Rodzina Piłsudskich mieszkała nad rzeką Merą w miejscowości Zułowo (rejon święciański). Najbliższy kościółek znajdował się właśnie w dzisiejszej Powiewiórce, niegdyś zwanej Sorokpolem. Mieszkańcy tej wsi do dziś pamiętają, a nawet czasem używają tej nazwy. Miasteczko należało do dóbr Michała Soroki (stąd też nazwa). Ten zamożny właściciel w 1750 r. ufundował budowę drewnianego kościoła.
Marian Lipski, rodowity mieszkaniec Powiewiórki, opowiada, że ufundowanie świątyni na tamte czasy i na tych ziemiach nie było czymś zwyczajnym. Ludzie rozumieli, że rodzina Soroków ma jakąś sprawę u Boga. Prawdopodobnie była to odpłata za winę, do której poczuwał się Soroka, gdyż w swoim czasie przyjął u siebie na dworze wrogie wojsko carskie, które – jak się później okazało – maszerowało na krwawą walkę do Wilna.
Dar mszy w języku polskim
Mieszkańcy Powiewiórki dbają o pamięć historyczną swojej miejscowości. – Dlaczego podczas zawiei lub burzy sosna się wywraca, a dąb stoi? Bo dąb puszcza swe korzenie w głąb, nie na powierzchni. Tak samo jest z rodziną i narodem – wyjaśnia pan Marian, zapytany o wagę przekazywania polskiej historii i tradycji młodszym pokoleniom. – Już dziewiąte pokolenie mojej rodziny chrzcimy w kościele w Sorokpolu. Oczywiście, jedni krewni mieszkają tu, w Powiewiórce, inni – już gdzie indziej, ale tą więź z miejscem, z domem przodków próbujemy zachować. Przede wszystkim w sercach – mówi pan Marian.
– Niedługo będą święta listopadowe, wtedy z całą rodziną jeździmy na wszystkie cmentarze, gdzie spoczywają nasi bliscy. Następnie, przy stole, toczy się rozmowa nie o byle czym, ale o ludziach. O ludzkich historiach. To takie naturalne, nikt, nawet najmłodsi, nie protestuje – z uśmiechem opowiada pan Lipski o sposobach przekazywania pamięci w swojej rodzinie.
Ze względu na swoje lata kościółek powiewiórski potrzebuje pilnej restauracji, a to wymaga ogromnych zasobów finansowych. Parafia nie jest bogata, samodzielnie nie zdoła sobie poradzić z niezbędną renowacją. Jednak jako wspólnota potrafi wiele.
– My się cieszymy, że w każdą niedzielę i święta mamy tu mszę w języku polskim. To jest dar. Dlatego czujemy się odpowiedzialni za ten dar – pani Apolonia Pietuchowa, wieloletnia zakrystianka, zaczyna opowiadać o swoich wysiłkach na rzecz utrzymania kościółka. To ona wraz ze swoim mężem oraz innymi mieszkańcami, pełnymi dobrej woli, dba o wszystkie bieżące sprawy gospodarcze w kościele i wokół niego.
Pani Apolonia z serdecznością wita wszystkich gości z Polski przybywających zobaczyć miejsce chrztu Marszałka. – Nie szkoda czasu, by Polakom pokazać nasze strony. Bogu dzięki, że przyjeżdżają. Każde spotkanie z Polską pomaga nam zachować naszą polskość. Młodzi ludzie coraz bardziej się asymilują, dzieci idą do litewskich klas. Jest ciężko. Bez tego kontaktu z Polską byłoby jeszcze trudniej – podsumowuje zakrystianka.
Czytaj więcej: Skandaliczne zmiany w Powiewiórce – pamiątki po Marszałku przeniesiono do kruchty
Skarbnica wiary i patriotyzmu
Kościół w Powiewiórce ma ogromne znaczenie w zachowaniu tożsamości dla miejscowych Polaków. W tej małej wiosce, liczącej ok. 400 mieszkańców, jest nie tylko miejscem modlitwy, lecz także ogniskiem życia kulturalnego. – To, że rodacy z Polski nas czasami odwiedzają, ciekawią się naszą miejscowością, nas buduje, motywuje do działania, poznawania kultury swego narodu” – zapewnia pan Lipski.
Jak twierdzi obecny proboszcz parafii, ks. Włodzimierz Sołowiej, kościół jako budynek jest o tyle ważny, o ile służy budowaniu i przekazywaniu skarbu wiary oraz kształtowaniu życia według nauki Jezusa. – W tym sensie dla mieszkańców Powiewiórki skromny kościółek św. Kazimierza ma ogromne znaczenie – mówi.
Choć jest proboszczem w parafii powiewiórskiej zaledwie rok i kilka miesięcy, to przyznaje, że przez ten krótki czas już niejednokrotnie miał okazję doświadczyć żywej wiary parafian w ich czynnym zaangażowaniu w życiu liturgicznym kościoła, jak również w codziennej posłudze wobec bliźnich. Co więcej, zdaniem proboszcza kościół w Powiewiórce i odwiedziny rodaków z Macierzy dla miejscowej ludności mają znaczenie w umacnianiu poczucia tożsamości narodowej. Z drugiej strony, zdaniem ks. Sołowieja, jest to działanie obustronne: – Goście z Polski, odwiedzający miejsca związane z postacią marszałka Józefa Piłsudskiego, mają możliwość namacalnie doświadczyć własnej historii poprzez spotkania z miejscową ludnością.
Powiewiórski proboszcz widzi w tym miejscu ogromny potencjał dla umocnienia polsko-litewskiej przyjaźni. – Jestem przekonany, że niezwykle ważnym zadaniem jest pielęgnowanie naszej wspólnej litewskiej i polskiej pamięci historycznej związanej z osobą Józefa Piłsudskiego. Wierzę, że głębokie rozumienie historii, kontekstu sytuacji politycznej Polski i Litwy sprzed przeszło stu lat może sprawić, że dziedzictwo tej pamiątki historycznej, jakim jest kościół – miejsce chrztu Marszałka – stanie się źródłem nowego niezwykłego braterskiego spotkania Polaków i Litwinów – podsumowuje ks. Sołowiej.
Pamięć polskiej historii sprawą honoru
Miejscowi są nieźle zorientowani w historii dziejów rodziny Piłsudskich w Powiewiórce. Zapytani o Marszałka, od razu kierują w stronę kościoła, w którym możemy oglądać pamiątkową chrzcielnicę oraz kopię wpisu w księdze o chrzcie małego Ziuka. Ale na tym podróż zazwyczaj się nie kończy. Na pobliskim cmentarzu znajduje się grób ks. Tomasza Wolińskiego, szafarza chrztu dla Józefa Piłsudskiego. Następnie pada pytanie, czy przybysze byli już w Zułowie. – Nas w szkole nikt nie uczył o Piłsudskim. To w kościele czegoś się o nim dowiedziałam i wciąż jestem ciekawa tej historii – przyznaje się pani Apolonia.
Pan Marian potwierdza, że sowieckie szkoły milczały na temat Marszałka, lecz – jak mówi – „nasi ludzie zawsze mieli swoją pamięć i swoich bohaterów. To było sprawą honoru, by poznać twarze polskiej historii i kultury. Nawet gdy o tym nie wolno było myśleć!”.
Edward Worszyński, były starosta gminy Podbrodzie, z nutą żalu opowiada o braku turystycznej ścieżki i programu poznawczego w rejonie święciańskim. – Potencjał naszej ziemi nie jest do końca wykorzystany. Rodzinne miejsca Marszałka powinny być wyraźnie oznaczone, opisane i dostępne. Niestety, wciąż brakuje woli władz samorządu. Mają inne priorytety – ubolewa. Niektóre miejsca są zniszczone lub w prywatnych rękach. Ale pamięć o nich trwa, dopóki obecni mieszkańcy tych okolic chcą wspominać i pokazywać je przyjezdnym.
Serdeczny gest Polaków z Macierzy
Choć infrastruktura turystyczna w rejonie święciańskim nie jest wystarczająco rozwinięta w zakresie śladów polskiej historii, to jednak dzięki ludzkiej otwartości i zainteresowaniom powiewiórczan jest możliwe budowanie nowych więzi z rodakami z Rzeczypospolitej. Właśnie wiosną tego roku, dzięki współpracy litewskiej gminy podbrodzkiej, polskiej gminy Przechlewo (woj. pomorskie) oraz przychylności proboszcza Powiewiórki nawiązano kontakty, które wciąż trwają. Pomysłodawcą współpracy był Krzysztof Michałowski, wójt gminy Przechlewo. Wszystko zaczęło się od myśli, by na skalę całego Przechlewa zorganizować zbiórkę dla potrzebujących.
W procesie poszukiwania grupy docelowej padł pomysł, by skierować darowiznę dla Polaków na Litwie. W lokalnych sklepach zachęcano do nabywania dodatkowej paczki cukru czy innych produktów i złożenia ich w darze do specjalnie wystawionych koszów. Równocześnie szukano jakiegoś kontaktu ze wspólnotą Polaków na Litwie. Dziennikarz z Przechlewa Dariusz Kępa opowiada, że w trakcie poszukiwań okazało się, że ktoś z gminy zna Edwarda Worszyńskiego, ówczesnego starostę Podbrodzia. I tak padło na Polaków z rejonu święciańskiego.
Jak zauważa sam pan Edward, propozycja z Polski była miłym zaskoczeniem. Otóż większą część uwagi z Macierzy kieruje się na okręgi wileński i solecznicki. – Ta pomoc otrzymana z Przechlewa jest znakiem, że Polacy poszerzają swoje spojrzenie na polskość na Litwie. Chcą poznać nie tylko Wilno i jego okolice, lecz także najbardziej na wschód oddalone miejsca pamięci naszej wspólnej litewsko-polskiej historii – uważa.
Wszystko, co zebrano, dotarło do Podbrodzia i okolic, w tym też do Powiewiórki, w przeddzień Wielkanocy. Paczki świąteczne otrzymało blisko 40 rodzin. Edward Worszyński, który osobiście dostarczał prezenty z Polski rodzinom będącym w większej potrzebie, opowiada, że reakcje ludzi podczas wręczania paczek były szczere i ciepłe. – Zwłaszcza samotni seniorzy mieli pełne oczy łez. I nie tylko dlatego, że otrzymali coś, czego być może im brakowało na święta, lecz z powodu tak niezwykle serdecznego gestu ze strony rodaków. „To dla mnie, od ludzi z Polski? Niech im pan podziękuje za to, że o nas myślą, pamiętają. Czekamy ich u siebie” – przytacza rozmowę z mieszkanką Powiewiórki.
Jak twierdzi Dariusz Kępa, to jest dowód na to, że cel akcji został osiągnięty. – Nie chodzi o jakiś sztuczny gest polityczny, lecz o konkretną troskę o ludzi. Polacy lubią się dzielić. Pomagać bliźnim. A rodacy na Wschodzie nie są nam przecież obcy – mówi red. Kępa.
Inicjatywa rodzi inicjatywę
W podzięce za gest parafianie wraz ze starostwem zorganizowali dla przedstawicieli gminy Przechlewo małe przyjęcie i wycieczkę po miejscach związanych z dzieciństwem Marszałka. Nikt sobie nawet nie wyobrażał, że to spotkanie stanie się zaczynem dla nowego przedsięwzięcia.
Otóż odwiedzając kościółek w Powiewiórce, wójt Michałowski zauważył kościelną bramę, która była uszkodzona z powodu uderzenia w nią samochodu. Wójt spontanicznie wpadł na pomysł, że wyremontowanie tej bramy może się stać kolejnym pięknym dziełem na rzecz miejscowych Polaków oraz znakiem troski o polskie zabytki na Litwie.
Po powrocie do Polski delegaci z Przechlewa postanowili znaleźć źródło sfinansowania obietnicy złożonej przy powiewiórskim kościele. Włączono w dzieło miejscową parafię oraz organizacje działające na terenie gminy. – Chcieliśmy też zaangażować mieszkańców, dlatego postanowiono po raz pierwszy w naszej miejscowości zorganizować festyn – Jarmark św. Anny, bo parafia w Przechlewie nosi tytuł właśnie tej świętej – opowiada Dariusz Kępa. W Jarmarku wzięli udział nie tylko lokalni artyści, lecz także zaproszony przez gospodarzy zespół artystyczny z Białorusi. Członkinie koła gospodyń wiejskich upiekły ciasta, których sprzedaż zasiliła fundusz na rzecz remontu bramy. Taca z mszy świętej też była przeznaczona dla Powiewiórki.
Następnie licytowano dzieła sztuki, zdjęcia, okazyjne medale oraz dziecięce rysunki zebrane w Polsce, na Litwie i Białorusi. Co więcej, publiczność mogła uczestniczyć w „Weselu polskim”, czyli inscenizacji tradycyjnego staropolskiego wesela. Każdy, kto chciał zatańczyć z „panną młodą”, musiał najpierw do jej welonu włożyć pieniążek. – „Zbieramy na kościół w Powiewiórce, gdzie był ochrzczony marszałek Piłsudski” – takie to hasło ludzie przekazywali sobie nawzajem – relacjonuje red. Kępa.
Czytaj więcej: Pamięć Wileńszczyzny
Najważniejsze, by się spotkać
Jak twierdzi dziennikarz z Przechlewa, ten premierowy Jarmark, zorganizowany na rzecz renowacji zabytku z czasów Marszałka, stanie się nową tradycją gminy: – Oczywiście, będą inne cele, nowe hasła. Jednak sam pomysł chcemy kontynuować. Bo to łączy ludzi.
Dzięki podobnym akcjom wzrasta zainteresowanie miejscami pamięci polskiej historii na Litwie wśród mieszkańców Pomorza. – To dotyczy naszej historii, naszej świadomości. Dlatego cieszymy się na tę współpracę z Litwą. Chcemy na żywo dotknąć tej wspólnej historii, która nas łączy. Dla nas to coś nowego – mówi Dariusz Kępa.
Uzbierano odpowiednią kwotę, remont bramy dobiega końca, natomiast przyjaźń polskiej i litewskiej wsi wciąż się rozwija. Powiewiórczanie już w końcu października ponownie spotkają się z gośćmi z Przechlewa. Parafie planują wymianę młodzieży, a władze liczą na dalszy kontakt i współpracę. A najbardziej cieszy to, że każdy nowy pomysł służy przede wszystkim dobru innego człowieka.
Te rozważania na temat współpracy i pielęgnowania polskiej historii na wschodzie Litwy można streścić do tezy o wyraźnym i serdecznym pragnieniu zwykłych ludzi, by się spotkać i dowiedzieć, czym żyją nasi, swoi – czy to na ziemiach polskich, czy też ziemiach litewskich.
Artur Markiewicz
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 42(204) 26/10-01/11/ 2019