Więcej

    Życia nie można zmarnować

    Czytaj również...

    W 1999 r. przyjechaliśmy na uroczystość poświęcenia oddanego zakonowi kościoła w Wilnie. Miasto bardzo mi się spodobało, a ludzie uraczyli mnie życzliwością, serdecznością i pobożnością. Wielokrotnie pisałem prośbę o pozwolenie wyjazdu do pracy na Litwie. Aż dostałem zgodę – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” o. Piotr Stroceń, franciszkanin, nowy gwardian klasztoru wileńskiego i rektor kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

    Kiedy został Ojciec rektorem kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Wilnie?

    Cały Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych, zwany franciszkanami, składa się z prowincji, czyli mniejszych jednostek terytorialno-personalnych. Każda z nich funkcjonuje w rytmie czteroletnich kadencji. Na jej zakończenie zbiera się kapituła składająca się z delegatów wybieranych przez wszystkich współbraci z danej prowincji. Podczas obrad ci wybrani współbracia podsumowują ostatnią kadencję, wybierany jest nowy zarząd prowincji, nowi przełożeni poszczególnych klasztorów, odpowiedzialni za konkretne dzieła prowadzone przez prowincję. Można powiedzieć, że to takie zakonne trzęsienie ziemi. W tym roku kapituła prowincjalna odbyła się w naszej prowincji i to ona zadecydowała, że zostałem gwardianem klasztoru wileńskiego i rektorem kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wybór na rektora kościoła potwierdził abp Gintaras Grušas, ordynariusz diecezji wileńskiej, dekretem z dnia 20 lipca 2020 r.

    Nasi Czytelnicy są bez wątpienia ciekawi Ojca dotychczasowej historii. Czy możemy prosić o kilka zdań prezentacji?

    Urodziłem się i wychowywałem w Szczecinie. W dzieciństwie chciałem być strażakiem, bo na osiedlu, na którym mieszkałem, była jednostka straży pożarnej. Tamtejsi strażacy jeździli wozem z bardzo długą drabiną, a po niej jeździła winda. Później chciałem zostać kierowcą autobusów. Po mieście jeździły węgierskie ikarusy, a kierowcy przy kierownicy mieli dużo świecących się guzików, którymi otwierali i zamykali drzwi pasażerom. Jak rozpocząłem naukę w szkole, to chciałem wiele podróżować, a najbardziej tirem, takim amerykańskim. On jest dłuższy od europejskiego, ma długi „dziób” (tak go nazywałem) i więcej osiek. Pan Bóg miał jednak trochę inny plan dla mnie…
    Po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej zostałem ministrantem. Byłem ciekawy, co ministranci przynoszą księdzu do ołtarza, a później podchodzą jeszcze raz. Myślałem, że coś pewnie dostają. Bardzo szybko dowiedziałem się, jak ważna jest posługa przy ołtarzu podczas mszy świętej, poznałem nazwy wszystkich naczyń i szat liturgicznych, ale przede wszystkim zrozumiałem, jak dobry jest Pan Bóg. Powoli dojrzewało we mnie powołanie.
    Wiele zawdzięczam księżom, którzy opiekowali się ministrantami i młodzieżą przy mojej rodzinnej parafii. Organizowali nam wycieczki w interesujące miejsca, pielgrzymki do Częstochowy i innych sanktuariów, grali z nami w piłkę nożną, jeździliśmy na obozy nad jezioro czy w góry.
    Jednym z naszych opiekunów był ks. Franciszek Kokoszyński. Dzięki niemu, a raczej dzięki jego imieniu, poznałem św. Franciszka z Asyżu, a później też św. Maksymiliana Kolbego i męczenników z Peru, bł. Michała Tomaszka i bł. Zbigniewa Strzałkowskiego. Oni nauczyli mnie, że życia nie można zmarnować ani też go oszczędzać. Dlatego po ukończeniu liceum nie miałem żadnych wątpliwości – wstąpiłem do zakonu franciszkanów.

    Jak wyglądała Ojca droga kapłańska? W jakich parafiach Ojciec wcześniej posługiwał?

    Początkowa formacja zakonno-kapłańska miała różne etapy. Na początku odbyłem postulat w Darłówku, to czas zapoznawania się z zakonem. Potem nowicjat w Gnieźnie, najstarszym klasztorze w naszej prowincji. Nowicjat jest czasem przygotowania się do złożenia ślubów posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. W końcu było sześć lat studiów filozoficzno-teologicznych w seminarium w Łodzi-Łagiewnikach. W 1999 r. wraz z chórem kleryków przyjechaliśmy na uroczystość poświęcenia oddanego zakonowi kościoła w Wilnie. Miasto bardzo mi się spodobało, a ludzie uraczyli mnie życzliwością, serdecznością i pobożnością. Dlatego wielokrotnie pisałem prośbę o pozwolenie wyjazdu do pracy na Litwie. Kilka razy przyjeżdżałem do braci na praktyki do klasztoru na ul. Pirčiupių. Po święceniach kapłańskich pracowałem w naszym franciszkańskim klasztorze w Kołobrzegu, nad Bałtykiem. Ojciec prowincjał po roku czasu zadecydował jednak, że mogę wyjechać na Litwę. Trafiłem do Wilna, do naszego klasztoru i kościoła.
    Nauka języka litewskiego zajmowała wiele godzin, ale głównym zadaniem była posługa w kościele Wniebowzięcia NMP. Po roku czasu, według decyzji ojca prowincjała, przeniosłem się do Kłajpedy, do nowo powstałej wspólnoty. Tam w 2007 r. franciszkanom została powierzona opieka duszpasterska w parafii św. Brunona z Kwerfurtu. Patron został wybrany w związku ze zbliżającym się milenium Litwy. Po 10 latach duszpasterzowania nad Bałtykiem zostałem przeniesiony do pracy w Miednikach, u podnóży najwyższych szczytów litewskich. W tej miejscowości, kiedyś zwanej królewską, wszędzie unosi się zapach świętości św. Kazimierza Królewicza. Stoi tam zamek obronny, bodajże najstarszy w granicach Litwy, w którym przebywał św. Kazimierz (a na pewno po śmierci). Dzieci i młodzież uczą się w Gimnazjum św. Kazimierza. Główna ulica nosi imię świętego patrona i parafia jest pod jego wezwaniem. Także nasz klasztor za opiekuna ma św. Kazimierza. Oficjalne przekazanie klasztoru nastąpiło 22 czerwca, jednakże do klasztoru przeprowadziłem się na początku sierpnia.

    Czy był Ojciec przygotowywany do pracy za granicą, poza Polską?

    Do wszystkiego trzeba się przygotować. Zakon także przygotowuje tych, którzy mają pełnić posługę nie w kraju urodzenia. Jeszcze w czasie seminarium uczestniczyłem na Uniwersytecie Wileńskim w kursach języka litewskiego dla obcokrajowców, odbywałem praktyki w klasztorze wileńskim, poznawałem kulturę, tradycje, przyrodę i historię Wileńszczyzny i Litwy.

    Mieszkają tu Rosjanie, Litwini i Polacy. Jak wygląda posługa duszpasterska w takiej wielonarodowościowej, wielokulturowej wspólnocie wiernych?

    Potrzeba wielkiej delikatności i wzajemnego słuchania się. Lepiej zdobyć sobie przyjaciela niż czynić sobie wroga. Pamiętam, jak w pierwszych latach pracy na Litwie przychodzili do spowiedzi wierni: jeden mówił po polsku, drugi po litewsku, następny po rosyjsku. I tak na okrągło. W końcu nie wiedziałem, w jakim języku wygłosić naukę. Do jednego Polaka zacząłem mówić po litewsku, a do pewnej Litwinki – po polsku. Uśmiechnęli się tylko i ze zrozumieniem poprosili, abym mówił w ich języku.

    Czy zamierza Ojciec kontynuować dzieła poprzednika, o. Marka Dettlaffa?

    Uważam, że nowy przełożony, czy to w klasztorze, czy w kościele, powinien kontynuować pracę i styl duszpasterstwa poprzednika. W Wilnie mam to udogodnienie, że o. Marek pozostał w tej samej wspólnocie. Mogę więc o wszystko dopytać, a on podpowiada, radzi, uprzedza. Także o. Marek jest odpowiedzialny za Wileńskie Centrum Duchowości, które rozwinęło wachlarz działalności i projektów.

    15 sierpnia obchodzimy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Jak obchody tego święta wyglądają u franciszkanów?

    Kościół Wniebowzięcia NMP, franciszkański, został otwarty ponownie dla wiernych 15 sierpnia 1999 r. Co roku jest to uroczyście obchodzona uroczystość. Ostatnimi laty składały się na nią dwie części: religijna i kulturalna. Uroczystej mszy świętej przewodniczył biskup lub zaproszony ksiądz, a po niej odbywał się festyn. Niestety, ze względu na niestabilną sytuację związaną z covid-19 w tym roku zrezygnowaliśmy z części kulturalnej. Wszystkich za to serdecznie zapraszamy na uroczyste msze święte odpustowe w sobotę 15 sierpnia do naszego franciszkańskiego kościoła przy ul. Trockiej. O godz. 10 zostanie odprawiona msza święta w języku litewskim, a o godz. 11 – w języku polskim. Zaplanowaliśmy, że mszom świętym będzie przewodniczył i homilie wygłosi abp Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski, przewodniczący Konferencji Episkopatu Białorusi. Mamy nadzieję, że ograniczenia związane z epidemią nie pokrzyżują naszych planów


    .Fot. Marian Paluszkiewicz


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 33(94) 15-21/08/2020

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Barbara Misiun: „Św. siostra Faustyna jest dla mnie niedoścignionym wzorem”

    — Lektura „Dzienniczka” towarzyszy mi od dawna. Jego treść rezonuje z moją duszą, zachwyca mnie, krzepi i dodaje odwagi. Zapragnęłam przedstawić orędzie Miłosierdzia Bożego wszystkim, którzy go jeszcze nie poznali lub zapomnieli o nim. Wiara ma to do siebie,...

    Przedwojenny symbol walecznych kobiet powrócił do dawnej świetności

    — Ten sztandar kiedyś był stracony. Podczas pierwszej wojny światowej został on wywieziony do Polski. Osoba, która prawdopodobnie wywiozła ten sztandar i przechowywała go, mieszkała w Polsce u gospodarzy w gospodzie. Następnie, gdy ta osoba wyjechała z tej gospody...

    Szef Litewskiego Związku Teatralnego: „Teatr musi wywierać wpływ, szokować ludzi”

    — Ludzie chętnie chodzą do teatru, liczba spektakli jest ogromna. Ponieważ nie ma kontroli, wszystkie sztuki, które powstają, są pokazywane, ich wartość artystyczna jest również bardzo różna. Jedna może być pokazywana, a druga nie powinna być pokazywana. Kiedyś mówiono,...

    Św. Józef przychodzi do takiego biedaczka jak ja i mówi: Nie bój się!

    Honorata Adamowicz: Jak narodził się pomysł na film „Opiekun”? Dariusz Regucki: Tak naprawdę nie miałem żadnych osobistych doświadczeń związanych z postacią św. Józefa ani mistycznych uniesień. Propozycję dostałem od producenta, Rafael Film. Dopiero podczas pracy nad scenariuszem zacząłem odkrywać naszego...