Na Białorusi w związku z ogólnokrajowymi protestami po sfałszowanych wyborach 9 sierpnia br., Białorusinki organizują skoordynowany „randko-bojkot” sił zbrojnych.
Za pośrednictwem szyfrowanych komunikatorów Białorusinki wymieniają się swoimi pomysłami na deklarację „randko-bojkotu” wobec sił mundurowych. Jednym z takich jest deklaracja niechęci wobec tzw. „siłowików” (przedstawiciel sił mundurowych – przyp. red.) oraz ostrzeżenie, że każdy związany ze służbami będzie blokowany.
„Dziewczyny pokazują, że służalcy nie mają czego szukać. Poza tym, po co im dziewczyny, skoro mają pałki” — komentuje anonimowy redaktor grupy „Wybory. Białoruś” w komunikatorze Telegram.
Kobiety na Białorusi stanowią jeden z głównych członów prowadzących protesty — na początku dało to przewagę protestującym ze względu na słowiański etos niestosowania przemocy wobec kobiet. Coraz więcej jednak doniesień o tym, że etos przegrywa z rozkazami, o czym świadczą coraz częstsze przypadki brutalnych pobić kobiet przez funkcjonariuszy. Poziom przemocy jest paradoksalny o tyle, że oficjalnie Łukaszenka w wyborach otrzymał ponad 80 proc. i teoretycznie nie powinien się niczego obawiać — mimo to ulice zalewają setki tysięcy demonstrantów.
Choć protestujący zapewnili, że porzucający mundur na rzecz narodu nie zostaną zlinczowani i otrzymają wsparcie finansowe (na co zebrano już niemałe środki), tak nic nie wskazuje na to, by bezwzględnie wyszkolone służby OMON zmieniły strony.
W przypadku sukcesu protestujących na Białorusi, białoruski OMON najprawdopodobniej zostanie przygarnięty przez służby rosyjskie — tak, jak wcześniej stało się to z jednostką byłej milicji ukraińskiej „Berkut” oskarżaną o liczne zabójstwa.
Inf. własne