9 sierpnia rozpoczęła się znana z poprzednich kryzysów geopolitycznych kolejna wojna informacyjna. Zanim jeszcze ludzie wyszli na ulice Mińska, Brześcia i wielu innych miast Białorusi, w środku dnia obywatele kraju zaczęli się skarżyć na problemy z dostępem do internetu. Zwiastowało to gotowość reżimu do stłamszenia oporu w sposób, który najlepiej byłoby ukryć przed światem.
W oficjalnym stanowisku Beltelecomu – białoruskiego dostawcy telekomunikacyjnego – czytamy, że problemy z dostępem do internetu to wynik cyberataków przeprowadzonych z zagranicy mających na celu odciąć kraj od sieci. Te zarzuty zostały później podkreślone przez prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę, który oznajmił, że to zagraniczne służby sprawiły, że internet w kraju był niedostępny do uniemożliwiającego działanie rządowych stron.
Rozbieżność opinii
Zagraniczni spece IT wyrazili inną opinię odnośnie problemów z siecią. Zdaniem Michaiła Klimariewa ze Społeczności Ochrony Internetu – rosyjskiej organizacji non-profit – problem z siecią miał źródło we wprowadzeniu filtrów dotyczących treści, czyli de facto cenzury internetu.
Niektórzy użytkownicy byli w stanie obejść problemy z siecią poprzez wykorzystanie VPN-ów (wirtualnych sieci prywatnych, szyfrowanych kanałów) takich jak Psipon oraz Tachyon, jednak dla ludzi mniej obeznanych z technologiami informacyjnymi ratunkiem okazał się Telegram – serwis społecznościowy pozwalający na natychmiastowe wysyłanie wiadomości. To właśnie za jego pośrednictwem świat widział pierwsze zdjęcia i filmy przedstawiające akty przemocy wobec protestujących ze strony białoruskiego OMON-u.
Telegram bywa kojarzony z rosyjskimi wpływami, ale biorąc pod uwagę jego twórcę Pavla Durova, można przyjąć takie oskarżenie jako mniej prawdopodobne. Durov był pierwotnie znany jako twórca serwisu społecznościowego VK, który w 2014 roku został przejęty przez rządową firmę telekomunikacyjną Mail.Ru. Wraz z bratem, Durov opuścił Rosję i stworzył Telegram, aby walczyć z putinowską cenzurą.
Od pierwszych protestów
Od 9 sierpnia aż do dzisiaj obywatele Białorusi nie mogą liczyć na bezproblemowe połączenie z internetem. Operatorzy tłumaczą to decyzją organów państwowych, które prowadzą działania w sieci w ramach zapewnienia bezpieczeństwa narodowego.
Te same firmy rozsyłają też niektórym swoim obywatelom prośby od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o informowanie milicji o zakłóceniu porządku i o wykorzystaniu „niezarejestrowanych symboli” (chodzi prawdopodobnie o historyczną biało-czerwono-białą flagę Białorusi, która jest konsekwentnie usuwana z przestrzeni publicznej przez władze). Ministerstwo rozsyła te wiadomości jako „reklama społeczna”.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zaczęło także wysyłać niektórym obywatelom „reklamy społeczne”, w których mówią, że otrzymujący wiadomość został zidentyfikowany jako naruszający porządek imprez miejskich oraz zostało to zarejestrowane za pomocą zdjęć i video.
„Cyberpartyzantka”
Na działania rządu odpowiedzieli hakerzy – niekiedy nazywani „cyberpartyzantami”. Na początku września zaatakowana została strona internetowa Łukaszenki, gdzie wstawiono zwalczaną przez reżim biało-czerwono-białą flagę. Na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych natomiast hakerzy umieścili zdjęcie prezydenta w dziale „Poszukiwani”.
Następnie hakerzy umieścili na stronie Białoruskiej Izby Przemysłowo-Handlowej grafikę przedstawiającą człowieka w białej bluzie przed laptopem, która służy za ich symbol. Zidentyfikowali się przy tym jako „cyberpartyzanci”. Do tego zostawili zaszyfrowaną wiadomość, poprzez którą rosyjska filia BBC była w stanie się z nimi skontaktować.
Na Białorusi aktualnie działają dwie grupy cyberpartyzantów – biała i niebieska. 11 września serwis Nexta poinformował, że cyberpartyzanci przekazali redakcji dane osobowe oficerów MSW. Rzecznik „białych” powiedział, iż są odpowiedzialni za znalezienie tylko części danych. Na Telegramowym kanale „cyberpartisan” pojawił się link do czatu keybase, na którym w rozmowie z BBC Russia, rzecznik grupy „niebieskich” powiedział wymijająco, że rozsyłają tylko dane wykradzione przez inne osoby. Powiedział też o regularnym przesyłaniu informacji do redakcji Nexta poprzez „własne kanały informacyjne”.
Nie tylko zorganizowane grupy działają aktywnie przeciwko białoruskiemu rządowi w internecie. Urodzony w Mińsku amerykański programista Andrew Maximov stworzył niedawno oprogramowanie w celu identyfikacji zamaskowanych oficerów OMON-u. Jest to kolejny moment w historii technologii informacyjnych, który jednoznacznie pokazuje, że świat i metody walki o wolność całkowicie się zmieniły, a oplatająca nas komputerowa sieć informacyjna jest po prostu kolejnym polem walki.
Opr. M.K.
na podst.: Belta, Telegram, Beltelecom, mat.pras., własne