COVID-19 atakuje ze wzmożoną siłą. Druga fala pandemii zapowiada się na cięższą niż pierwsza. Specjaliści Narodowego Centrum Zdrowia Społecznego zapowiadają, że niedługo liczba nowych zachorowań w kraju może przekroczyć tysiąc przypadków w ciągu doby. Na Litwie, podobnie jak i na całym świecie, koronawirus coraz częściej atakuje osoby młode.
Wilnianka Magdalena (nazwisko znane redakcji) uświadomiła sobie, że wirus to coś realnego, dopiero po tym, jak choroba zaatakowała ją i jej córkę.
– Wirus dorwał mnie podczas próby w chórze, do którego uczęszczam. Jeszcze kilku moich kolegów z zespołu też ma zdiagnozowany koronawirus. Objawy poczułam na czwarty dzień od momentu zakażenia się – opowiada.
Nie wiedząc o tym, że ona z córką mają wirusa, pojechały do Polski.
– Odwiozłam córkę do Warszawy, a po paru dniach sama wracałam do Wilna. Już w drodze powrotnej poczułam mocny ból w plecach. Najpierw pomyślałam, że to skutki zmęczeniai wielu godzin spędzonych za kierownicą. Jednak mój stan zdrowia pogarszał się w bardzo szybkim tempie.
Podobnie jak przy grypie, czułam ból mięśni i stawów, bolała mnie głowa – wspomina rozmówczyni.
Z rana, po powrocie do domu, zadzwoniła na gorącą linię koronawirusa 1808.
– Specjaliści obsługujący gorącą linię po tym, jak powiedziałam, że mam objawy i wróciłam z Polski, natychmiast dali mi skierowanie na wykonanie testu. Wkrótce otrzymałam SMS z informacją, do którego punktu mobilnego, kiedy i o której godzinie mam przyjechać. Po upływie dwóch dni od momentu powrotu do Wilna, pojechałam autem do najbliższego punktu na wykonanie testu. Musiałam pokazać przez okno SMS z kodem rejestracyjnym oraz dokument tożsamości. Wymaz został pobrany z nosa i gardła przez otwarte okno samochodu, nie musiałam wysiadać. Wytłumaczono mi, że jeżeli test będzie dodatni, w ciągu 5 dni zadzwoni do mnie lekarz, przy ujemnym wyniku testu, otrzymam SMS z informacją o tym. Mogłam też sprawdzić wynik testu na stronie e-sveikata.lt – opowiada wilnianka.
Następnego dnia zadzwonił do mnie lekarz z Narodowego Centrum Zdrowia Społecznego i potwierdził, że wynik mojego testu jest dodatni.
– Uprzedził, że w ciągu 14 dni powinnam przebywać wsamoizolacji. W razie wysokiej gorączki czy bólu zalecił przyjmować leki z paracetamolem, pić dużo ciepłych płynów i odpoczywać. W razie trudności z oddychaniem miałam dzwonić na pogotowie. Musiałam też skontaktować się ze swoim lekarzem rodzinnym. Wysoka gorączka, ponad 38 C, utrzymywała się przez trzy dni. Potem w ciągu dnia spadała do 37,5, wieczorem podnosiła się. Po kilku dniach zaczął dokuczać mi bardzo silny kaszel, który trwa już ponad dwa tygodnie. Przez jakiś czas miałam osłabione poczucie smaku i zapachu. Mija trzeci tydzień od chwili, kiedy poczułam pierwsze objawy koronawirusa. Po dwóch tygodniach trwania choroby mój stan zdrowia jest nadal niezadowalający. Nie wiem, czy pokonałam już wirusa czy nie, czy nadal stanowię zagrożenia dla otoczenia. Bezpłatny test na koronawirusa już mi nie przysługuje. Będę robić test w prywatnej klinice, gdzie kosztuje ponad 60 euro. Nadal jestem w stałym kontakcie ze swoim lekarzem rodzinnym – relacjonuje kobieta.
Mówi, że pomoc, której potrzebowała została udzielona dosyć fachowo.
– Moja córka okazała się w o wiele gorszej sytuacji. Poczuła się źle już w Warszawie, po moim powrocie do Wilna. Jest studentką, mieszka w akademiku, musiała więc upewnić się, czy ma wirusa. Nie było to jednak takie proste jak w moim przypadku. W kolejce do punktu badań spędziła wiele godzin, stojąc na ulicy. Raz stała trzy godziny, gdy raptem oświadczono, że zabrakło testów i wszyscy mają stawić się jutro. Następnego dnia córka, mając wysoką gorączkę, spędziła w kolejce ponad cztery godziny i mało brakowało, by znowu zabrakło testów. Pomyślałam, że jednak na Litwie mamy lepiej, nie ma jeszcze takiego chaosu – opowiada Magdalena.
Dodaje, że pomimo młodego wieku stan córki był dosyć ciężki. Miała gorączkę, czuła bóle, straciła poczucie węchu i smaku. Choroba trwała 2 tygodnie. Teraz już czuje się dobrze.
W Warszawie Magdalena z córką spotkały się ze znajomymi.
– Spędziliśmy wieczór podczas kolacji. Po kilku dniach okazało się, że nasi znajomi, cztery osoby, złapali od nas wirusa. Bardzo mi przykro, że tak się stało, ale cóż, nie wiedziałam przecież, że byłam już zakażona, nie miałam najmniejszych objawów. Całe szczęście, że znajomi lekko znoszą chorobę. Bardzo się cieszę, że moja mama, z którą miałam bezpośredni kontakt, jest zdrowa. Ze względu na wiek jest w grupie ryzyka. Lekarz powiedział, że gdybym ją odwiedziła parę dni później, kiedy możliwość zakażenia się była większa, skutki naszego spotkania byłyby raczej smutne – tłumaczy.
Szacuje się, że osoba zakażona koronawirusem jest najbardziej niebezpieczna dla otoczenia na 3-4 dzień od momentu zakażenia się.