Kandydatka na ministra sprawiedliwości Ewelina Dobrowolska w ubiegłym tygodniu stała się obiektem dyskusji medialnej. Przyczyną dysputy nie były ani kompetencje przyszłej minister, ani nawet pochodzenie, tylko tatuaż z podobizną amerykańskiego pisarza niemieckiego pochodzenia, Charlesa Bukowskiego. Dyskusja rozgorzała po tym, gdy litewski historyk Tomas Baranauskas dopatrzył się w nim nie Bukowskiego, tylko gen. Lucjana Żeligowskiego.
Paranoiczne jest już to, że ktoś mógł pomyśleć, iż reprezentantka ultraliberalnej (jak na litewskie warunki) Partii Wolności może uwiecznić na swoim ciele twórcę Litwy Środkowej. Problem jest znacznie głębszy. Pokazuje, że Polacy i Litwini, mimo strategicznego partnerstwa, nadal o sobie nie wiedzą zbyt wiele. Na Litwie Żeligowski pozostaje postacią demoniczną. Jest człowiekiem, który oderwał Wilno od Litwy. Nawet ci, którzy nie wierzą w polski rewizjonizm terytorialny, w głębi serca sądzą, że Polacy nadal darzą generała jakimś szczególnym kultem oraz miłością.
Co jest absolutną nieprawdą. Polska mitologia historyczna posługuje się zupełnie innymi postaciami. W Polsce powszechnie wiadomo, oczywiście wśród osób jako tako interesujących się historią, że żadnego kultu Żeligowskiego nie ma i nie było. Żeligowski, owszem, był zaufanym człowiekiem Marszałka, ale stanowił tylko narzędzie planu Piłsudskiego. To, że to on stanął na czele „buntu”, to zbieg okoliczności. Na jego miejscu mógł być każdy inny generał Wojska Polskiego. Po okresie tzw. Litwy Środkowej Żeligowski niczym szczególnym się nie wykazał, aż ostatecznie skompromitował się, uznając po II wojnie światowej władzę komunistyczną, za co z honorami został pochowany na Powązkach.
Tyle o historii, bo sprawa ma też wydźwięk pozytywny. Pamiętam, jak pod koniec lat 90. i na początku 2000 r. asystentka Valdasa Adamkusa, Bożena Krasowska, była stawiana jako pewien wzór pomyślnej kariery dla mniejszości narodowych w litewskim środowisku. Dzisiaj na swoim koncie litewscy Polacy mają już czterech ministrów. Jarosław Niewierowicz nadal uchodzi za jednego z najlepszych ministrów energetyki. Czy Ewelina Dobrowolska będzie się cieszyła podobną renomą? Zobaczymy. Chciałoby się bardzo, aby tak się stało, bo to ostatnio jedyna polityk polskiego pochodzenia, dla której polskie problemy nie są kwestiami pięciorzędnymi.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 48(139) 28/11-04/12/2020