Wiadomości z Łotwy rzadko kiedy obiegają światowe agencje informacyjne. Kraj jest spokojny, gospodarka stabilna, społeczeństwo cierpliwe. A więc z reguły cierpliwie znosi błędy i niedociągnięcia swojej klasy politycznej.
W ostatnich latach, ba, dekadach nawet, Łotysze nie mogli narzekać na nadmiar politycznych przywódców z prawdziwego zdarzenia. Prezydenci, premierzy, ministrowie przychodzili, odchodzili i raczej nie zapisywali się szczególnie w pamięci obywateli. Było, rzecz jasna, kilka wyjątków. Do pozytywnych zalicza się Vaira Vīķe-Freiberga, w latach 1999–2007 pełniąca funkcję prezydenta Łotwy. Świetnie wykształcona (profesor psychologii na Uniwersytecie w Montrealu), dystyngowana, znająca języki i obyta w świecie (pochodziła z rodziny emigranckiej, która po II wojnie światowej trafiła do Kanady), cieszyła się olbrzymim szacunkiem i popularnością wśród rodaków.
Do dziś wielu wspomina ją jako najlepszą prezydent Łotwy w ogóle. A zatem Vīķe-Freiberga i… długo, długo nikt. Pozostali prezydenci zdążyli już chyba zostać na dobre zapomniani. Podobnie jak inni politycy wyższego szczebla, nie licząc może Valdisa Dombrovskisa, któremu jako premierowi (2009–2014) udało się przeprowadzić Łotwę przez kryzys ekonomiczny. Jeśli już o kimś się pamięta, to raczej o tych, którzy pozostawili po sobie gorsze wrażenie. Lub o tych, którzy mimo skandali i oskarżeń kurczowo trzymają się stanowiska. Ci mogą nawet liczyć na poparcie obywateli, o ile przy okazji budowania własnej pozycji potrafią jeszcze zrobić coś dla własnej społeczności. Przykładem takiego polityka jest Aivars Lembergs, odwieczny mer nadbałtyckiej Windawy. Objął stanowisko u schyłku rządów sowieckich (jeszcze z nadania KPZS) i dzierżył urząd przez ponad trzy dekady. Służby finansowe i antykorupcyjne ścigały go za liczne afery, koniec końców został nawet objęty amerykańskimi sankcjami. Ale z oskarżeń Lembergs nic sobie nie robił, twierdząc wręcz, że jest ofiarą politycznych prześladowań. Niedawno nawet porównywał się do skazanego w Rosji Aleksieja Nawalnego. Mieszkańcy Windawy też byli dla niego wyrozumiali, bo potrafił zapewnić w mieście względny rozwój i porządek. Wygląda jednak na to, że epoka Lembergsa mimo wszystko dobiega końca. Niedawno – i ta właśnie wiadomość obiegła światowe serwisy – został skazany na pięć lat więzienia i przepadek majątku. Wyrok co prawda nie jest prawomocny, ale wkrótce chyba mieszkańcy Windawy będą mogli przyzwyczajać się do nowego mera.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 11(30) 13-19/03/2021