Szachy to jedyna gra, w której nie da się oszukiwać. Tam zawsze wygrywa najsilniejszy. Władimir Putin nie może pokonać mistrza świata Garriego Kasparowa w szachach, nawet jeśli z pomocą Putinowi przybędą cała rosyjska armia i służby specjalne. Uderzyć przeciwnika szachownicą po głowę to jedyne, co może zrobić Putin. I oto on to właśnie robi: wchodzi z armią do Gruzji lub na Ukrainę. Szantażuje państwa bałtyckie możliwą rosyjską agresją pod pretekstem ochrony „rosyjskiego świata” – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Jurij Felsztyński, światowej sławy historyk, krytyk Kremla.
Jak wytłumaczyć dzisiejszemu czytelnikowi, który ze względu na swój wiek nie pamięta realiów sowieckich, czym były szachy w czasach ZSRS dla tych, którzy grali, i dla tych, którzy wykorzystywali talent graczy? Dlaczego właśnie szachy były sportem elitarnym, wygodnym dla wykorzystania przez KGB?
Nie jestem szachistą. Gram w szachy, ale na poziomie, na którym gra wielu. Wydaje mi się, że szachy stały się popularne, ponieważ były dostępnym i tanim sportem dla inteligentnego indywidualisty. W ZSRS wszystko było wspólne. Trudno było zostać sam na sam ze sobą. A szachy pozwoliły to zrobić legalnie. Potrzebny był tylko jeden partner (albo wcale) i jedna szachownica. W piłce nożnej trzeba uformować drużynę, znaleźć boisko i bramkę. W ZSRS siatki dla bramek nigdy nie było. Samych bramek też. Nawet stosownego pola dla gry nie dało się znaleźć. Jeszcze gorzej było z hokejem – lód, łyżwy, ekwipunek. Dlatego hokej stał się sportem zawodowym w ZSRS i z pomocą państwa sowieccy hokeiści zawsze odnosili sukcesy.
Aparat sowiecki ochoczo zabrał się za wspieranie szachów, bowiem w tej dyscyplinie wystarczy wychować zaledwie jednego mistrza. Nie 11 osób składu podstawowego drużyny i tyle samo rezerwowych, ale jednego, najmądrzejszego – i „prowadzić” go jako zwerbowanego agenta. KGB dobrze wiedziało, jak to zrobić.
Nawiasem mówiąc, wielu szachistów zostało zwerbowanymi agentami. To znacznie uproszczało zadanie dla państwa. Gdy mistrz szachowy zwyciężał, rozpoczynała się kampania propagandowa wychwalająca sowieckich szachistów – najlepszych na świecie, bo ZSRS miał mieć wszystko najlepsze na świecie, łącznie z szachistami.
Oczywiście zdarzały się niewypały: ucieczka arcymistrza i dwukrotnego wicemistrza świata Wiktora Korcznoja z ZSRS, emigracja arcymistrza Borysa Gulki do Izraela, małżeństwo mistrza świata Borysa Spasskiego z obywatelką Francji. Wówczas KGB angażowało aparat represyjny i w świecie szachowym zaczynały się bezprecedensowe operacje państwowych służb specjalnych w celu zwalczania renegatów. [W 1978 r.] Korcznojowi uniemożliwiono, na ile się dało, zwycięstwo nad Anatolijem Karpowem, któremu odwrotnie, pomagano z całych sił. Gulki nie wypuszczano do Izraela. Spasskiemu próbowano zniszczyć życie prywatne.
Czytaj więcej: Putin, historyk niebezpieczny
Jak potoczyły się losy słynnych szachistów po rozpadzie ZSRS? Przecież niektórzy z nich byli ściśle związani z krajami bałtyckimi?
Różnie potoczył się ich los. Znikło zarówno wsparcie państwa i sztucznie pompowany kult sowieckich szachów. W zamian pojawiła się jednak wolność, w tym wolność mieszkania za granicą. Dla szachistów, którzy mieli szerokie kontakty za granicą, regularnie biorąc udział w turniejach międzynarodowych, nieskrępowane podróżowanie po świecie do dowolnych krajów i tak często, jak chcieli, było wielką ulgą. Na turniejach można było zarobić pieniądze w twardej walucie, zgodnie z zasadami zachodniej gospodarki rynkowej, w dowolnej ilości i bez oglądania się na państwo.
Zaczęły pojawiać się prywatne samozwańcze struktury organizujące turnieje, ale nie wszyscy organizatorzy turniejów mieli w głowie tylko szachy. Niektórzy zamożni miłośnicy szachów zaczęli próbować tworzyć własne federacje szachowe i przejmować stare, dobrze znane struktury. Było oczywiście wiele głośnych skandali. Było wiele publicznych kłótni. Ale ogólnie uważam, że szachiści skorzystali na rozpadzie ZSRS. W sumie, jak wszyscy inni.
Jakiego sportu używa dziś FSB w Rosji do własnych celów? Czy tym razem nie jest to sport?
Federalna Służba Bezpieczeństwa wykorzystuje wszystko do własnych celów. Wszystko, co może. Na przykład wybory w Stanach Zjednoczonych i krajach europejskich. Ale jeśli KGB/FSB miało swoje ulubione twory, to sport był jednym z nich. Przede wszystkim byli to ludzie, którzy wyjeżdżali za granicę. Z jednej strony wymagało to od służby bezpieczeństwa ścisłego monitorowania ich. Z drugiej zaś, jeśli zwerbowano któregoś ze sportowców, to można było go wykorzystywać za granicą jako swojego agenta. Wśród sowieckich sportowców było wielu zwerbowanych agentów, ponieważ sportowcy należeli do bardzo wrażliwej kategorii obywateli sowieckich: mieli coś do stracenia. Konflikt z KGB mógł doprowadzić do odmowy prawa wyjazdu na zawody międzynarodowe, a tym samym do zakończenia jego kariery sportowej. Żaden sowiecki sportowiec nie mógłby pójść na coś takiego. A KGB, poprzez banalny szantaż, dostawało do swojej dyspozycji, jako agenta, każdego, kogo chciało.
Ponadto sportowcy to z reguły ludzie silni, wytrzymali fizycznie, o silnej woli i zdyscyplinowani. Z tego powodu sport był źródłem kadr dla sowieckich (potem rosyjskich) służb specjalnych. Na przykład biatlonista okazywał się idealnym zabójcą: dobiegał, strzelał, trafiał w cel, uciekał. Na zawodach, po pomyślnym wykonaniu zadania, sportowiec otrzymywał za to medal. Potem był werbowany i wysyłany do służby w KGB (Oferowano mu różne ulgi, oczywiście przede wszystkim dobrą pensję – nie można było bowiem nikogo zmusić do służby w KGB i tego nie robiono). Pływacy zostawali pływakami bojowymi. Biegacze wysokiego wzrostu trafiali do IX Zarządu Głównego, który ochraniała pierwsze osoby w państwie. Bokserzy – nawet nie opiszę, kim oni zostawali w KGB. Tak więc sport zawsze był pod ścisłym nadzorem służb bezpieczeństwa państwa.
Poza tym państwo sowieckie liczyło na prestiż: sowiecki hokej, sowieccy gimnastycy, sowieckie łyżwiarstwo figurowe. Najważniejsze było zebranie maksymalnej liczby medali na zawodach międzynarodowych i zwykle się to udawało, ponieważ sportowców karmiono dopingiem, a ci, którzy odmawiali brania, bywali wyrzucani ze sportu. Nikt więc nie odmawiał. Nie wiedzieli nawet, co dokładnie połykają: trener dawał jakieś tabletki, to je łykali… Oczywiście, teraz jest prościej: można uprawiać sport wyczynowy za granicą, zniknął strach przed państwem. Dziś każda osoba, w tym sportowiec, ma więcej pola manewru. W latach sowieckich nikt tego nie miał.
Czytaj więcej: Premierzy Litwy, Łotwy i Estonii we wspólnym oświadczeniu: „Rosja dąży do destabilizacji NATO”
Pozostańmy przy terminologii – jaką „szachową” partię rozgrywa obecnie Kreml w Europie Wschodniej i Środkowej?
Ta partia nazywa się „szachownicą po głowie”. Przecież Rosja nie może wygrać w szachy z Unią Europejską ani z USA, nie może uczciwie konkurować z nimi w obszarze gospodarczym. Może sprzedawać surowce. Ale to wszystko, do czego zdolna jest rosyjska gospodarka. Szachy to jedyna gra, w której nie można oszukać. Tam zawsze wygrywa najsilniejszy. Władimir Putin nie może pokonać mistrza świata Garriego Kasparowa w szachach, nawet jeśli z pomocą Putinowi przybędą cała rosyjska armia i służby specjalne. Uderzyć przeciwnika szachownicą po głowę to jedyne, co może zrobić Putin. I oto on właśnie robi: wchodzi z armią do Gruzji lub na Ukrainę. Szantażuje państwa bałtyckie możliwą rosyjską agresją pod pretekstem ochrony „rosyjskiego świata” (istniejącego tylko w głowie Putina). Ingeruje w amerykańskie lub europejskie wybory, stawia swoich ludzi na czele niektórych państw w nadziei, że dzięki temu będzie można naruszyć stabilność w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych, zniszczyć Unię Europejską, osłabić NATO. Przeprowadza serię ataków hakerskich. Działa jak sabotażysta – oto metody Putina. On był i pozostał oficerem KGB. On nie umie budować, umie tylko niszczyć.
Nie ma żadnych możliwości, by się z nim dogadać i do czegoś go przekonać, bowiem on nie rozumie naszego ludzkiego języka. Żadnego ludzkiego języka, nawet rosyjskiego. Jednak ponieważ Putin gra blitz [termin określający krótką partię szachową, w której każdy z graczy ma do dyspozycji nie więcej niż 10 minut – przyp. red.], jest w niedoczasie od 2014 r. Nie będzie miał czasu na dokończenie swojej gry. On cały czas ma nadzieję, że świat zacznie mu ustępować. A zamiast tego świat prowadzi z nim długotrwałą grę pozycyjną. Czerwone chorągiewki na jego szachowym zegarku pewnego dnia spadną, powiadamiając, że jego czas się skończył. Może się okazać, że spadną one już niedługo.
Czytaj więcej: Co mają Rosjanie do matury z języka polskiego?
Fragment książki „KGB gra w szachy”
Szachy dostarczały sowieckim ludziom materie, które były ogromną rzadkością w ZSRS: wolności słowa bez kontroli ideologicznej; uczciwej konkurencji, której wynik determinowała nie przynależność do partii komunistycznej i „właściwa” narodowość, lecz cechy osobiste; dla szczęściarzy, którzy potrafili zarobić na życie, grając w szachy – przyzwoity dobrobyt oraz najwyższe błogosławieństwo dla tych, których „żelazna kurtyna” odseparowała od świata i ludzi – wyjazdy za granicę na zawody. W zamian za względną wolność czołowi szachiści przynosili rządzącemu systemowi międzynarodowy prestiż – sowieccy szachiści byli najsilniejszymi na świecie. System sowiecki nie byłby sobą, gdyby nie zapewniał tak „dochodowemu” sportowi opieki nie tylko Federacji Szachowej, oddzielnego wydziału w Komitecie Sportu ZSRS, lecz także ścisłej kurateli ze strony zbrojnego oddziału partii komunistycznej – KGB.
Rozmawiała Olga Alehno
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 31(88) 31/07-06/08/2021