Z Remigijusem Šimašiusem na żywo rozmawiałem raz, przed wyborami samorządowymi w 2015 r. Obiecywał wówczas (jako kandydat później skompromitowanej korupcyjną aferą partii Związek Liberałów) konkretnie Polakom dużo, miał na liście wyborczej bardzo aktywną i sympatyczną Polkę, zaklinał się, że Polaków wszystkich płci i stanów kocha szczerze, nieba im przychyli i nawet mszę po polsku w katedrze św. św. Stanisława i Władysława załatwi.
Miałem wątpliwości co do jego szczerości, nie porozumieliśmy się. Po wyborach ruszył proces wyrzucania Gimnazjum im. Joachima Lelewela z Antokolu. Napisałem do (już) mera Šimašiusa, że chciałbym na ten temat porozmawiać, wszak obiecywał przychylność wobec Polaków – myślałem, że może się w ocenie jego intencji myliłem. Odesłał mnie do swojego doradcy i usunął ze znajomych na portalu społecznościowym. Porzucił swoje „podręczne Polki”, które zmuszone zostały do emigracji. Porzucił dotychczasową swoją partię, kompromitującą się głośną aferą łapówkarską, demonstracyjnie się od niej odżegnując – a był przecież w jej kierownictwie. W ciągu tych lat trudno by było znaleźć grupę społeczną, której Šimašius by nie rozczarował.
Paskudne pozbawienie dzielnicy Zameczek możliwości szybkiego wybudowania szkoły na miejscu, naginanie prawa dla zorganizowania rasistowskiego marszu obrażającego policję, zakorkowanie miasta przez idiotyczne regulacje ruchu – można by wymieniać w nieskończoność. Jedno trzeba mu przyznać: wciąż potrafi zaskoczyć. Zostawienie żony z trójką dzieci nie jest wśród polityków czymś całkiem niespotykanym. Zostawienie im do spłacania kredytu na mieszkanie, którego by pewnie, nie mając męża i ojca, nie nabywali – to już zupełnie inny poziom. Zawarcie małżeństwa z drugą kobietą po upływie dwóch (!) dni od podpisania umowy o podziale majątku z byłą żoną? W dodatku z kobietą, której firma architektoniczna nie tylko wygrywa przetargi miasta, ale też bez przetargów jest przez miasto zapraszana do takich zleceń, jak „tworzenie nowego standardu ulicy” (przypomnijmy, że kilka lat temu UAB „Biseris” montowało na mocy umowy z miastem wszędzie, gdzie się dało, płotki wzdłuż ulic po 188 euro za sztukę, a teraz te płotki są usuwane w ramach wdrażania „nowego standardu” – i to mieszkańcy za to płacą)? Z poprzedniego mera Artūrasa Zuokasa w ramach torowania drogi Šimašiusowi zaprzyjaźnione z nim media robiły złodzieja i aferzystę. Ale Zuokas miał klasę.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 33(94) 14-20/08/2021