Zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej powrócił na Litwę, by poszukiwać szczątków kolejnych polskich żołnierzy. W nieistniejących już wsiach i lasach odnajdują zapomniane groby, by zapewnić poległym chrześcijański pogrzeb, a tam, gdzie jest to możliwe – przywrócić tożsamość. O tegorocznych poszukiwaniach w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” opowiada Paweł Nowik, historyk z Wydziału Kresowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.
Od kilku lat IPN prowadzi poszukiwania na Litwie i na razie nie brakuje miejsc, gdzie odnajdywane są ofiary totalitaryzmów. Jak wyglądają poszukiwania w tym roku?
Powracamy, żeby tak jak w poprzednich latach prowadzić nasze prace dwutorowo. Z jednej strony jeździmy na rekonesanse, zbieramy informacje, a z drugiej – staramy się weryfikować miejsca, o których wiemy, że mogą tam być pochowane ofiary totalitaryzmów. W tym roku mamy wytypowanych pięć miejsc do pracy. Dziś trudno jednak powiedzieć, czy we wszystkich pięciu będziemy prowadzili prace tego lata.
Możemy już jednak mówić o pierwszym sukcesie. Nasze poszukiwania rozpoczęliśmy w tym roku w okolicy wsi Drużyle. Prace na tym terenie trwały od 6 do 12 sierpnia, wykonaliśmy łącznie ok. 300 odwiertów i trzy wykopy sondażowe, zanim natrafiliśmy na fragment tkaniny, a potem odnaleźliśmy mogiłę trzech żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Ze wstępnych oględzin wynika, że byli to ludzie w różnym wieku, najmłodszy mógł mieć 18–22 lat, najstarszy ok. 40. Więcej na ten temat będzie można powiedzieć po przeprowadzeniu badań antropologicznych. Biegli ustalą wzrost, wiek w chwili śmierci oraz jej przyczyny.
Skąd wiadomo, że to Polacy i żołnierze podziemia?
Świadczą o tym przedmioty znalezione przy szczątkach: fragmenty mundurów, guziki z orzełkami oraz ostrogi, które były elementami oporządzenia kawalerzysty Wojska Polskiego. Nieco więcej o tych osobach wiemy ze wspomnień Janusza Kozakiewicza „Jeremiasza”. 9 lipca 1944 r. wraz z kilkudziesięcioma żołnierzami z Kowieńszczyzny, którymi dowodził, podążał na miejsce koncentracji w Turgielach. Oddział miał dołączyć do walczących o Wilno w ramach operacji „Ostra Brama”. Drogę wskazywał im zwiad konny Sergiusza Kościałkowskiego ps. „Fakir”. W okolicy gajówki Nowosady, niedaleko mostu na Żejmianie, Polacy zostali ostrzelani przez nieznany oddział sowiecki, być może zostali uznani za wycofujące się formacje niemieckie.
Ze wspomnień Kozakiewicza znamy też nazwiska dwóch z poległych w potyczce. Byli to wachmistrz Kościałkowskiego, Jan Podworski „Sęp”, oraz żołnierz oddziału Kozakiewicza, Marian Kończa. Zachowało się kilka relacji na temat tego wydarzenia, niektóre źródła mówią o dwóch poległych, inne o czterech. Opisywano, że poległych polskich AK-owców na rozkaz Sowietów mieli pochować okoliczni mieszkańcy. Z zebranych relacji wynika, że trzy ciała umieszczono we wspólnej skrzyni. Po pewnym czasie jednego z żołnierzy ekshumowała rodzina i przeniosła na cmentarz. W miejscu, gdzie mieli spoczywać, w latach 90. ustawiono metalowy krzyż.
W 2018 r. przeprowadziliśmy tam badania i okazało się, że jest to miejsce symboliczne, nie ma tam mogiły. Grób odnaleźliśmy w tym roku.
W czasie prowadzonych prac nie potwierdziliśmy, by z grobu były ekshumowane zwłoki jednego z żołnierzy. Być może opowiedziana nam relacja odnosi się do wydarzenia, o którym wspomina Janusz Kozakiewicz. Niedługo po potyczce znaleziono na drodze zwłoki jednego z żołnierzy, Szymka Kossakowskiego. Miał być on w czasie walki ranny, a następnie dobity przez Sowietów strzałem w tył głowy. Jego dowódca pisze we wspomnieniach: „Urządziliśmy mu pogrzeb w Gulbinach, potem był ekshumowany i przeniesiony na Rossę, pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych”.
Czytaj więcej: Poznamy ich po ryngrafie z Matką Miłosierdzia – poszukiwania IPN na Litwie
A kolejne miejsca poszukiwań? Gdzie zamierzacie jeszcze prowadzić prace tego lata?
Trudno powiedzieć, czy zdążymy dotrzeć wszędzie tam, gdzie chcemy pracować w tym roku. Jesteśmy przygotowani na prowadzenie poszukiwań w pięciu miejscach, to oznacza, że przeprowadziliśmy odpowiednie kwerendy, zebraliśmy informacje i mamy konieczne pozwolenia od władz litewskich. Na Litwie współpracujemy z miejscowymi archeologami. To oni czuwają, by prace były prowadzone zgodnie z obowiązującym prawem.
Raściuny w rejonie solecznickim. Tam 18 listopada 1944 r. doszło do walk z oddziałem NKWD. W tej okolicy nieznany z nazwiska sierżant ps. „Marek” oraz kapral Franciszek Wojciechowicz ps. „Bocian” utworzyli oddział złożony z ok. 40 osób. Podczas próby odbicia konwojowanych więźniów żołnierze podziemia zostali zaatakowani przez 34. zmotoryzowany pułk wojsk wewnętrznych NKWD. Pod Raściunami zginęli niemal wszyscy, zostali pochowani we wspólnej mogile, ale nie wykluczamy, że bliscy poszukujący swoich zmarłych mogli niektóre ciała przenieść na cmentarz. Te informacje wymagają sprawdzenia, prawdopodobne miejsce pochówku nie jest wskazywane precyzyjnie, więc te poszukiwania będą prawdopodobnie wymagać dużego nakładu prac.
Kolejne miejsce to Krzyżówki, w rejonie wileńskim, na terenie nadleśnictwa ponarskiego. Z posiadanych przez nas informacji wynika, że mogło tam zginąć czterech żołnierzy z 7. Brygady Wileńskiej AK, którzy wracali z operacji „Ostra Brama”. Nie znamy wielu szczegółów, ale świadkowie wskazują miejsce, więc chcielibyśmy je sprawdzić.
Kolejna lokalizacja to Szwajcary, gdzie w czasie operacji „Ostra Brama” znajdował się szpital polowy i gdzie prawdopodobnie zostali pochowani ranni żołnierze, którzy w tym szpitalu zmarli.
Ostatnie miejsce to miejscowość Borczak, gdzie miał zostać pochowany jeden z rannych żołnierzy. W ubiegłym roku udało nam się dotrzeć do świadków, którzy wskazali nam miejsce pochówku. Jeszcze w latach 70. i 80. było ono upamiętnione, jednak teraz nie ma już po nim śladu.
Ostatnie miejsce to Dajnowa w rejonie solecznickim, gdzie przed Wielkanocą 1945 r. doszło do potyczki, w której polscy i litewscy partyzanci starli się z oddziałem NKWD. Polacy i Litwini walczyli ramię w ramię, z naszych informacji wynika, że poległych (prawdopodobnie pięciu Polaków i pięciu lub siedmiu Litwinów) pochowano we wspólnej mogile. Spośród tych osób tylko jeden z Litwinów znany jest z nazwiska, to tłumacz Krukaitis, pozostałe osoby pozostają na razie anonimowe.
W jaki sposób udaje wam się odnajdować kolejne miejsca, w których warto rozpocząć poszukiwania?
Miejsca, w których prowadzimy poszukiwania, nie są oznaczone. Co więcej, dziś nie ma już nawet miejscowości, które tu istniały w latach 40. Oczywiście, przychodzi nam w sukurs nauka, posługujemy się metodami i narzędziami archeologicznymi, ale także prowadzimy kwerendy w archiwach, przeglądamy dostępną literaturę, wspomnienia żołnierzy wileńskiej AK, którzy po wojnie znaleźli się w Polsce i w latach 90. publikowali swoje wspomnienia. Bardzo ważne są relacje mieszkających do dziś na Litwie świadków. Jeździmy, rozmawiamy z najstarszymi mieszkańcami. Niedawno uczestniczyliśmy w uroczystości poświęcenia krzyża w Raubiszkach, gdzie w ubiegłym roku odnaleźliśmy grób żołnierzy „Fakira”. W tej skromnej uroczystości uczestniczył m.in. pan Adam, który mieszka w tej okolicy od bardzo wielu lat i wskazywał przybliżone miejsce pochówku. On również pomógł nam odnaleźć mogiłę w Drużylach i muszę przyznać, że bardzo niewiele się pomylił, a minęło przecież prawie 80 lat. W Dajnawie rozmawialiśmy też tam z panią Aliną, która pamięta intersujące nas wydarzenia, słyszała odgłosy walki, a była wtedy dzieckiem w wieku szkolnym. Tego rodzaju relacje są bardzo cenne, nawet jeśli nie są kompletne. Od tego jesteśmy historykami, by je weryfikować i z takich niepełnych opowieści wydobywać ziarna prawdy.
Czytaj więcej: IPN powrócił na Litwę. Kolejne szczątki polskich żołnierzy odnalezione
Jaki jest dalszy ciąg historii waszych poszukiwań? Co stanie się ze szczątkami żołnierzy odnalezionych na Wileńszczyźnie w tym roku i w ubiegłym?
Naszym celem jest nie tylko godny pochówek, ale doprowadzenie do identyfikacji, by przywrócić tożsamość ofiarom. Prowadzę kwerendę dotyczącą żołnierzy odnalezionych w Raubiszkach, poszukuję informacji o nich w aktach polskich i sowieckich, ale na razie wskazanie ich nazwisk jest bardzo trudne. Nie powinno to dziwić, gdyż oni sami, walcząc w podziemiu, starali się swoją tożsamość ukryć, posługiwali się pseudonimami. Udało nam się ustalić, że wśród odnalezionych przez nas w tym miejscu jest Edward Borkowski, pochodzący z Kudzian, oraz Jarosław Skrodzki z Wilna.
Skrodzki urodził się na Ukrainie. Przed 1935 r. mieszkał z matką i siostrą Ireną w Wesołej gm. Wawer – obecnie to dzielnica Warszawy. Do Wilna przybyli 2 października 1935 r. Zamieszkali przy ul. Konarskiego 27/1. Według spisu z 1942 r. w czasie wojny nadal mieszkali pod tym adresem. Jarosław Skrodzki był kawalerem. Młodsza od niego o dwa lata siostra była panną. Do Polski wyjechała wraz z matką transportem nr 43, 12 lipca 1945 r. Tu ślad się urywa. Jeżeli uda nam się dotrzeć do rodzin Borkowskiego i Skrodzkiego, pojawi się szansa na identyfikację, to jest nasz główny cel – przywrócić pamięć.
W ubiegłym tygodniu została oficjalnie podana wiadomość, że zidentyfikowany został ppor. Apoloniusz Duszkiewicz ps. „Polza”, którego szczątki odnaleźliśmy w 2019 r. w miejscowości Miguny. W okresie okupacji był on oficerem dyspozycyjnym w oddziale AK „Solcza” dowodzonym przez por. Antoniego Boryczko ps. „Tońko”, który operował w rejonie Wilna. Poległ w nocy z 3 na 4 marca 1944 r., dowodząc atakiem oddziału na posterunek chroniący magazyny zbożowe w majątku Kiejdzie. Oczywiście ogromne znaczenie ma już sam fakt, że odnalezieni przez nas zostają pochowani na cmentarzu, mają prawdzie pogrzeby, których zabrakło w chwili, kiedy zginęli. W ubiegłym roku takie uroczystości trudno było organizować ze względu na pandemię, ale myślę, że w tym roku możemy ich się spodziewać.
Na koniec chciałbym serdecznie podziękować wszystkim osobom, które wspierają nas w naszych działaniach na Litwie. Szczególnie podziękowania kieruję do pracowników Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej i Wydziału Konsularnego w Wilnie. Z wielką życzliwością i zrozumieniem jesteśmy przyjmowani także przez przedstawicieli samorządów lokalnych. Nieocenioną pomoc niosą nam miejscowi archeolodzy, antropolodzy z Uniwersytetu Wileńskiego, historycy oraz specjaliści z Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy. Pragnę podkreślić, że zawsze możemy liczyć na pomoc wolontariuszy ze Stowarzyszenia „Odra-Niemen” oraz mieszkańców Wileńszczyzny. Gdyby nie ich bezinteresowna praca, nie moglibyśmy zrealizować wielu projektów.
Chcę podkreślić, że na każdym kroku spotykamy się z życzliwością lokalnych mieszkańców. Chętnie dzielą się z nami swoją wiedzą. To dzięki nim odajdujemy miejsca pochówków i możemy przywracać pamięć o ofiarach totalitaryzmów.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 34(97) 21-27/08/2021