Wisława Szymborska odebrała literacką Nagrodę Nobla w 1996 r. Jak wysokie jury określiło: „Za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”.
Wokół tej nagrody toczyły się wtedy w Polsce kontrowersyjne rozmowy, bo w drugiej połowie XX wieku rozbłysły gwiazdy czworga wybitnych polskich poetów: Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta. Trwała więc dyskusja, pomiędzy krytykami, jak i miłośnikami poezji, dlaczego tego lauru nie otrzymał Zbigniew Herbert. Zareagował na to publicznie Stanisław Lem, komentując: „Wiśce się ten Nobel po prostu należał”.
Wiersze Szymborskiej uchodzą za proste, ale jednocześnie są przesiąknięte głębokim intelektualizmem. Poetka nie sili się na górnolotny język, nawiązuje bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Jednocześnie porusza sprawy ważne, filozoficzne, refleksje związane z egzystencją człowieka i jego miejscem w świecie. Uznawana jest za twórczynię i propagatorkę takich żartobliwych gatunków literackich, jak: lepieje, moskaliki, odwódki i altruiki. Kochamy jej wiersze za szczerość, prostotę i przedstawianie trudnych spraw w sposób oczywisty i lekki. Poezja Szymborskiej jest świeża, zachwyca inwencją językową i pomysłami. Dzięki Noblowi dostaliśmy wielkie powody do radości dzięki wyróżnieniu mądrej, skromnej poetki. Ona jednak nie była wtedy aż tak szczęśliwa jak my.
Jak wspomina Michał Rusinek, przyznanie jej literackiej Nagrody Nobla przyjaciele nazwali „tragedią sztokholmską”. Najpierw złapała się za głowę ze zdziwienia, na wieść, co się stało. Potem przez dłuższy czas pozostawała w stanie ucieczki przed mediami. Nie znosiła tego całego blichtru, medialnego zamieszania wokół, niekończących się zaproszeń i lawiny telefonów. Ona bardzo ceniła sobie prywatność i spokój.
Czytaj więcej: Nikogo nie rozliczam z historii. Chcę tylko zachować pamięć
Do sekretarza Rusinka należała więc niewdzięczna rola – separowanie poetki od dziennikarzy.
„To nie było tak, że ona nic nie mówiła. Nie udzielała wywiadów, dlatego że uważała, że to jest najgorszy gatunek literacki stworzony do komunikowania się z ludźmi. Ona twierdziła, tak naprawdę, że jeśli ma coś ważnego do powiedzenia, pisze o tym wiersz” – pisał.
Gdy dziennikarze pytali ją o pierwsze wrażenia po ogłoszeniu wyników, mówiła: „Wolałabym mieć sobowtóra. Sobowtór byłby młodszy ode mnie o jakieś 20 lat, pozowałby do zdjęć, potem wyglądałby korzystniej niż ja. Sobowtór by jeździł, sobowtór udzielał wywiadów, a ja bym sobie pisała”.
Niestety sobowtór nie mógł odebrać nagrody w Sztokholmie. Podczas ceremonii w filharmonii sztokholmskiej dostała owacje na stojąco. Zebranych rozbroiło jej zachowanie. Poetka, mimo że tak jak inni nobliści ćwiczyła wcześniej obowiązkowe ukłony (w stronę króla, Akademii Szwedzkiej i publiczności), po wejściu na scenę z wdziękiem pomyliła się już przy pierwszym ukłonie, po czym machnęła ręką. To było urocze. Ten moment przeszedł do historii. I ona też.
Jej książki zostały przetłumaczone na 42 języki świata. Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, Wojciech Bonowicz, przekonuje: „Nie stawiajmy pomników Wisławie Szymborskiej, czytajmy jej poezję. A jej poezja to prostota ukryta w filozofii”.
Czytaj więcej: Dziś urodziny Wisławy Szymborskiej. Wilno zapisało się w życiorysie poetki