Najpierw przyszłe ofiary czmychały jak te przerażone susły nawet tam, gdzie pieprz nie rośnie. Teraz, na wpół odziane (brakuje służbowych łachów), z opuszczonymi głowami, jak te prowadzone na rzeź barany, idą na front, by… zaraz się poddać!
Czytaj więcej: „Trzydniowa wojna” doczekała się mobilizacji
A na dotychczas wywijającego się jak piskorz od wojny Łukaszenkę, przyszła kryska na matyska. Putin postawił na kolana swego chytrego sojusznika. Już dudnią pierwsze „braterskie” rosyjsko-białoruskie eszelony na „uwolnienie ciemiężonego ludu ukraińskiego”. Była jeszcze u łysego cara nadzieja na najemników północno-koreańskich, ale Kim Dzong Un nie dotrzymał obietnicy. „Jeszcze z tej radości rozbiegną mi się jak te szczury po ukraińskich okopach z podniesionymi do góry łapkami…” — słusznie wykalkulował.
A tymczasem w Rosji biorą do woja wszystko, co się rusza! Trzeba było widzieć minę Wietnamki, do której pewnego wczesnego ranka zapukali „faceci w czerni” z wojenkomatu. 24-letnia Nguyen Vu Hoang Anh po studiach medycznych została tam i pracuje. Co prawda, przed dwoma laty otrzymała obywatelstwo, ale żeby tak zaraz, za gębę na wojnę?!